Jesteście jeszcze chętni przeczytać o najlepszych filmach zeszłego roku w momencie gdy już mamy za sobą pierwszy miesiąc nowego?
Muszę przyznać, że 2024 rok był dla mnie rozczarowujący. Pod różnymi względami. Zaś jego przebłyski słabo przysłaniają to co ciągnęło go w dół. Jednak jest sposób, żeby wspominać go trochę cieplej. Nawet jeśli ogólny poziom filmów w zeszłym roku był gorszy, to nadal dał on nam nieco perełek. Po pierwszych sześciu miesiącach jeszcze bym tego nie powiedział, ale ostatecznie 31 filmów doczekało się u mnie oceny 8/10, bądź wyższej. To nie taki zły wynik jak na rozczarowujący rok. W związku z tym miałem jak zwykle trudności z stworzeniem rankingu najlepszych filmów z 2024. Zresztą da się to wywnioskować również z tego, że publikuję go tak późno. Jeszcze w styczniu nadrabiałem filmy, które liczyłem, że wpłynęłyby na ten ranking. Do tego nie było to łatwe gdy trzeba było jeszcze spędzać czas na projektach zaliczeniowych na studia. Jednak ranking jest wreszcie gotowy. Dlatego zacznijmy od kilku wyjaśnień. Jak zwykle nie liczyły się u mnie daty kinowych premier w Polsce. Pod uwagę brałem to kiedy filmy miałem okazję obejrzeć po raz pierwszy. Czy to dzięki pokazom przedpremierowym, seansom na festiwalach czy także dostępności online. Zobaczycie też pewną pozycję, która trafiła tutaj tylko dlatego, bo ranking powstał tak późno. Jednak chciałem po prostu nie pozostawiać niczego z 2024 roku na przyszłoroczny ranking, bo obawiałbym się, że wtedy taka produkcja mogłaby przepaść w gąszczu nowszych filmów. A zatem, zacznijmy od 10 wyróżnień w kolejności alfabetycznej.
WYRÓŻNIENIA
,,C'est pas moi" / ,,To nie ja"
Przed zeszłoroczną edycją Nowych Horyzontów miałem całkiem konkretne przygotowania. Obejrzałem specjalnie 22 filmy, żeby mieć potencjalnie lepsze doświadczenia na festiwalu. Wśród tych produkcji było kilka w reżyserii Leosa Caraxa, twórcy odpowiedzialnego za jeden z najlepszych filmów 2021 roku czyli ,,Annette". Cieszę się, że w końcu nadrobiłem jego twórczość, bo to tak unikalny artysta. Idealnym dowodem na to jest ,,To nie ja" czyli krótkometrażowy... wideoesej. A przynajmniej tak najłatwiej jest to nazwać. Carax dzieli się w nim zarówno głębszymi przemyśleniami (dotyczącymi różnych rzeczy, przykładowo jego filmów), ale także nie przestaje żartować sprawiając, że jego najnowsza produkcja przypomina shitpost. Dla takiej wolności języka w kinie żyję. Jest tu też zresztą jedna z najlepszych scen po napisach w historii kina.
,,Cerrar los ojos" / ,,Zamknij oczy"
Skoro już mowa o Nowych Horyzontach, to wśród nadrabianych przeze mnie produkcji był kultowy ,,Duch roju" Victora Erice. Film nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia i obawiałem się czy najnowsze dzieło reżysera również pozostawi mnie obojętnym, ale było wręcz przeciwnie. ,,Zamknij oczy" to jeden z tych testamentów starych reżyserów, który trzeba docenić. Ta długa opowieść o sile filmu przekraczającej nawet największe bariery wzruszyła mnie. To również długa metafora oraz list miłosny do analogowego kręcenia, a w tym wszystkim jednym z centralnych motywów jest przemijanie. Właśnie dlatego warto wysłuchać niektórych starszych twórców, gdyż ich doświadczenie przekłada się na tak piękne produkcje jak właśnie ,,Zamknij oczy".
,,Civil War"
Przyznam, że ,,Civil War" robi na mnie już nieco mniejsze wrażenie niż podczas premiery. Wydawałoby się, że będzie odwrotnie razem z zmieniającymi się Stanami Zjednoczonymi, ale zacząłem dostrzegać pewne rysy w obrazie Garlanda. To wspaniały film o dziennikarstwie, który doceniłem tym bardziej gdy zacząłem tworzyć prezentację o obrazach wojny na studiach. Jednak jako komentarz polityczny, brakuje mu charakteru. Zrozumiałem skąd wziął się taki kierunek, ale mimo wszystko teraz będę na to bardziej narzekał niż wcześniej. Choć nie zdołam odmówić, że role aktorskie są bardzo dobre, a film pod względem audiowizualnym robi wrażenie.
,,Dahomey" / ,,Dahomej"
Dla wszystkich tych, którzy poszukują filmów wznoszących kino na jakiś inny, wyższy poziom, ogromnie polecam ,,Dahomej". Wyjątkowy dokument będący zapisem dyskusji o odzyskaniu przez tytułowe królestwo swoich 26 zrabowanych skarbów. W związku z tym ludzie rozważają o tym jakie znaczenie ma to wydarzenie oraz dlaczego to wciąż za mało i należy walczyć o więcej. Mati Diop jest obserwatorką w tym wszystkim, ale zręcznie dobiera materiał sprawiając, że całe 67 minut jest angażujące. Nawet pomimo surowej formy. Niektórych jeszcze bardziej odtrąci wstęp i zakończenie, w którym statua króla zabiera głos. Jednak dla mnie, stanowiło to wyłącznie o większej sile ,,Dahomej". Zarówno pod względem unikalności tej formy, jak i bogactwu treści.
,,Dāne-ye anjīr-e ma'ābed" / ,,Nasienie świętej figi"
Skoro już mowa o surowej formie, to ,,Nasienie świętej figi" może różnie podobać się w zależności od tego jakie jest nasze podejście do jego oprawy. To oszczędna produkcja, która musiała być kręcona w sekrecie. Nie pozwala sobie na rozbudowane ujęcia, tylko na to co minimalnie potrzebne. Treść gra pierwszą rolę i jest ona mocna. Mohammad Rasoulof już wcześniej tworzył filmy, przez które władza Iranu skazywała go na więzienie oraz brak możliwości opuszczenia kraju. Tymczasem ta historia poruszająca realny temat zabójstwa Mahsy Aminy, które doprowadziło do krajowych protestów i brutalnego ich tłumienia, sprawiła, że reżyser dostał wyrok 8 lat więzienia. Tym samym uciekł z kraju. Zatem tło towarzyszące ,,Nasieniu świętej figi" ma całkiem duże znaczenie, bo przekłada się na to jak ważna jest ta historia. Również chwalę ją za bardzo dobrze napisane postacie, naturalne dialogi oraz masę napięcia, które wynika z coraz trudniejszych relacji w rodzinie.
,,Furiosa: A Mad Max Saga" / ,,Furiosa: Saga Mad Max"
Jeszcze pod koniec roku, Furiosa trafiłaby do TOP 10 rankingu. Toczyła ona zaciętą walkę o swoją pozycję, bo mowa o jednym z nielicznych, wspaniałych blockbusterów zeszłego roku. Nawet pomimo jego pewnych wad. Owszem, to nie jest ,,Mad Max: Na drodze gniewu". ,,Furiosa: Saga Mad Max" nie ma równie wspaniałych praktycznych efektów, więc odbiło się to na stronie wizualnej filmu. Jednak na całe szczęście prequel o tytułowej bohaterce nie musiał być taki sam pod względem charakteru. O ile produkcja z 2015 roku była prostym pościgiem skupionym na akcji, tak zeszłoroczny film rozwija świat oraz prowadzi powolną historię o zemście. Millerowi faktycznie udaje się rozwinąć Jałowiznę, więc dla mnie to były bardzo angażujące 2,5 godziny. Pomaga także to, że nadal ma oko do akcji, zaś Anya Taylor-Joy jest kapitalna w roli Furiosy. Wcale nie dużo gorzej wypada Chris Hemsworth, który przekonał mnie swoją wyrazistą kreacją. Także ja uznaję ten powrót po 9 latach za udany. Szkoda tylko, że wiele osób nie postanowiło dać mu szansy.
Pełna recenzja: https://zalekinomana.blogspot.com/2024/05/furiosa-mad-max-saga-furiosa-saga-mad.html
,,Mars Express" / ,,Mars Express: Świat, który nadejdzie"
Niestety musiałem długo czekać na możliwość obejrzenia ,,Mars Express: Świat, który nadejdzie", bo pomiędzy premierą na Cannes, a szeroką dystrybucją w Polsce minął rok. Wcześniej wyłącznie uczestnicy 14. Festiwalu Kamera Akcja mieli okazję zobaczyć ten film. Jednak cierpliwość popłaca się i to co otrzymałem to duża niespodzianka. Jestem fanem S-F, a niezależne animacje zawsze przyjmę z otwartymi ramionami, ale Mars Express okazał się lepszy niż mogłem zakładać. Twórcom udało się stworzyć wizję przyszłości, która nie męczy oklepanymi tematami, a stawia akcenty w innych, ciekawych miejscach. Jest to też angażująca intryga i śledzimy ją oczami pary bohaterów, z którą bardzo zżyłem się. Dodajmy do tego jeszcze śliczną animacją, a dostajemy wspaniały mix. Wystarczająco oryginalny, żeby stać na własnych nogach, ale też wypełniony inspiracjami, które spodobają się każdemu fanowi gatunku.
,,Memoir of a Snail" / ,,Pamiętnik ślimaka"
Jak dotąd nie miałem styczności z twórczością Adama Elliotta, ale po obejrzeniu jego najnowszego filmu zdecydowanie będę musiał ją nadrobić. Uwielbiam jak reżyserowi wychodzi łączenie mrocznych elementów z zaskakującą lekkością całej produkcji. Choć historia Grace i Gilberta jest jedną wielką tragedią, to narracja jest prowadzona w sposób, który skupia się na tych pozytywniejszych elementach. ,,Pamiętnik ślimaka" dostrzega piękno nawet tam gdzie wydawałoby się ono niemożliwe do odnalezienia. Oprócz tego zachwyciłem się animacją. Niezwykle szczegółową i naznaczoną wyraźnym stylem reżysera, wypracowanym przez niego przez lata. Dlatego też szkoda, że film był pokazywany wyłącznie na jednym festiwalu w Polsce, ale może nominacja do Oscara sprawi, iż ludzie zaczną go szukać gdzieś indziej na własną rękę. Zdecydowanie warto.
,,Mononoke: Karakasa" / ,,Mononoke — film: Zjawa w deszczu"
Wystarczyło obejrzenie zwiastuna, abym natychmiast był zainteresowany ,,Mononoke — film: Zjawa w deszczu". Choć mowa o produkcji, która nie trafiła do TOP 10 rankingu, to mogę ją spokojnie nazwać najładniejszą animacją 2024 roku. Jej styl nie przestaje robić wrażenia od początku do końca, a kreatywność niektórych sekwencji powala. To wizualna perełka i można wyłącznie żałować, że nie trafiła ona na większy ekran. Z drugiej strony można też cieszyć się z zadbania o światową dystrybucję przez Netflixa. Inaczej ominęłaby mnie interesująca historia o dworskiej intrydze oraz pewnej tragedii tkwiącej w jej centrum. Schemat jest raczej prosty i nie zaskoczy on nikogo kto poznał serial ,,Mononoke" z 2007 roku, ale historia wciąż pozostaje angażująca do samego końca. Ja już nie mogę się doczekać reszty trylogii.
,,Wallace & Gromit: Vengeance Most Fowl" / ,,Wallace i Gromit: Zemsta pingwina"
Lata mijają, ale na całe szczęście Wallace i Gromit wciąż są z nami. Ich pierwszy film od 2008 roku jest udanym powrotem. Zemsta pingwina ma w sobie dużo klasycznych elementów dla tego duetu, ale też wzbogaca historię o całkiem aktualne przesłanie dotyczące technologii. Nawet gdy sam motyw mniejszego polegania na wynalazkach pojawiał się już wcześniej, to teraz wydaje się on bardziej współczesny w najnowszym filmie. Także twórcom udało się zgrabnie poruszyć ten wątek. Natomiast od strony animacji jest to bez zaskoczeń kolejna perełka w wykonaniu Aardmana. Zaś humor bawi jak zawsze.
MIEJSCE 10.
,,Aku wa Sonzai Shinai" / ,,Zła nie ma"
,,Aku wa Sonzai Shinai" / ,,Zła nie ma"
Są takie szczęśliwe przypadki gdy trafiamy na filmy w idealnym momencie. Jednym z takich momentów w 2024 roku był dla mnie seans ,,Zła nie ma". Była okazja obejrzeć film na Nowych Horyzontach. Również można było skorzystać z tego, że już kilka miesięcy przez polską premierą był dostępny online. Jednak z jakiegoś powodu poczekałem do kinowego seansu w listopadzie. Zasiadłem na sali, zmęczony kilkoma ostatnimi doświadczeniami i całkowicie wyciszyłem się na następne 106 minut. Wstąpiłem do świata Takumiego, w którym natura jest wielkim, odrębnym bytem. Nie należy jej zakłócać, trzeba podporządkować się, a wtedy będzie nam dane czerpać korzyści z niej. Wejście w ten świat jest powolne, a dla wielu prawdopodobnie nudne, ale ja natychmiast dostosowałem się do tempa. Szczególnie mając w pamięci to jakimi filmami były ,,W pętli ryzyka i fantazji" oraz ,,Drive My Car" czyli poprzednie dzieła reżysera. I choć ,,Zła nie ma" stoi poziomem pomiędzy nimi, to spokojnie mogę powiedzieć, że Hamaguchi nie zawiódł mnie. W ramach opowieści o mieście, w którym ma powstać gampling, możliwie doprowadzający do zakłócenia naturalnego środowiska, wprowadza ciekawą symbolikę, zaś nieoczywiste postacie sprawiają, że rzeczywiście da się uwierzyć, iż zła nie ma. Są tylko ludzie i ich samolubne cele.
MIEJSCE 9.
,,Nosferatu"
Robert Eggers powraca do mojego rankingu najlepszych filmów roku po tym jak jego ,,Wiking" delikatnie mnie rozczarował. ,,Nosferatu" może i nie jest tak wspaniały jak ,,The Lighthouse", lecz robi większe wrażenie pod względem technicznym. Właściwie to najładniejszy film Eggersa. Ciągle widać dbałość reżysera o detale, kadry są wspaniale zaplanowane, a ze światłem prawdopodobnie nikt aktualnie nie radzi sobie lepiej od niego. Jednak jak jest z historią? Ta podąża identycznymi śladami co oryginał z 1922 roku, ale pewne elementy zyskują nowe znaczenie, a inne są mniej ważne. Trzeba zaznaczyć, że stary i nowy ,,Nosferatu" to nie są identyczne filmy. Uważam traktowanie obu za takowe jako wielkie niedopatrzenie. Sposób scharakteryzowania Orloka, jego relacja z Ellen, rola Thomasa w filmie, rozwój trzeciego aktu... To wszystko różni się w remake'u Eggersa. Stanowi o tym, że reżysera nie interesowało zrobienie jeszcze raz tego samego. Można to nawet powiedzieć w kontekście innych historii o Draculi/Orloku. Seksualność jest tu inna niż u Coppoli. Orlok nie jest tragiczną postacią jak u Herzoga. Z kolei Thomas nie gra głównej roli niczym w filmie Murnau. Eggersa interesuje tragiczny los Ellen, dręczonej przez ,,pakt" zawarty z tytułowym wampirem. Zresztą dzięki temu dostajemy fantastyczną, fizycznie wyczerpującą rolę Lily-Rose Depp. Równie mocno podoba mi się sam Orlok, który nigdy wcześniej tak bardzo nie przypominał szlachcica wywyższającego się nad każdą żyjącą istotą. Dlatego nawet jeśli historia jest podobna do tej oryginalnej, to inne rozstawienie akcentów pomaga jej. Zaś oprawa techniczna wywyższa produkcję na wyższy poziom oferując ucztę dla fanów gotyckich opowieści.
MIEJSCE 8.
,,The Wild Robot" / ,,Dziki robot"
Dreamworks w 2022 roku dał nam chociażby jeden z najlepszych filmów roku czyli ,,Kota w butach: Ostatnie życzenie". Niestety 2023 był znacznie gorszy. Natomiast 2024 uważam za nierówny w wykonaniu studia. Dał on coś tak tragicznego jak ,,Kung Fu Pandę 4", również solidnie przyjętego ,,Oriona i ciemność", ale na szczęście też ,,Dzikiego robota". Film Chrisa Sandersa jest jednym z najlepszych w dorobku DreamWorks. To niesamowicie emocjonalna historia o macierzyństwie, która niejednego doprowadziła do łez (mnie również). Bo choć u podstaw to prosta historia, to jest ona w stanie wybić się dzięki wrażliwości twórcy. Sanders ukazuje losy Roz w szczególnie subtelny na początku sposób. Ufa młodemu widzowi, więc nie mówi wszystkiego co dałoby się powiedzieć. Osamotnieni towarzyszymy jej na drodze dogadania się ze zwierzętami. Te zresztą są fantastycznie wykorzystane. Właśnie tak powinno się ich używać jeśli mają już mówić. Dzięki nim ,,Dziki robot" jest także mądrą historią o dzielących nas podziałach. Zaś proekologiczny charakter również jest wartością. Dodajmy do tego jeszcze przepiękny, pastelowy styl, a otrzymujemy jedną z najlepszych animacji zeszłego roku.
MIEJSCE 7.
,,The Brutalist"
Ciężko pisze się w tym momencie o ,,The Brutalist". Jeszcze miesiąc temu byłoby absolutnie normalnym stawiać ten film wysoko w rankingu najlepszych z całego roku. Jednak po kontrowersjach związanych z AI, trudno pisze się o nim. Zatem dlaczego wciąż tu jest? Cóż, uważam, że ludzie wyolbrzymili problem. Jest to nieco ironiczne biorąc pod uwagę jak wielki jest również omawiany film. Choć poprawianie akcentu Brody'ego i Jones, a także wspomaganie się przy tworzeniu epilogu uważam za złe decyzje, to nie chciałbym, aby przesłoniły one tak wspaniałą produkcję jaką jest ,,The Brutalist". Najnowszy film Corbeta to niesamowite osiągnięcie. Zrealizowany w krótkim czasie i na małym budżecie, robi znacznie większe wrażenie niż wiele blockbusterów. Ta imigrancka epopeja mieści w sobie wiele lęków. Odrzucenie, wykorzystanie czy także odcięcie od swojego kraju. To przejmująca opowieść, która właściwie nigdy nie nudzi. Oglądamy ją oczami złożonego bohatera. Tak realistycznego, że wręcz sprawiającego wrażenie prawdziwej postaci jak to było w przypadku ,,Tár". Nie jest on prostą krytyką amerykańskiego snu. Skupia się na większej ilości rzeczy. W centrum jest artysta pogrążający się w swoim dziele, ale razem z nim wiąże się tak dużo więcej. Ogromnie imponuje mi jak Corbet jest w stanie to wszystko zmieścić w swoim epickim dziele. Oczywiście pomaga w tym metraż, lecz gdyby nie jego sprawna reżyserska ręka, to zatraciłby się. To wspaniale zrealizowana produkcja, inteligentnie napisana, a także świetnie zagrana. Cieszę się, że w kinie znalazło się miejsce dla tak wyjątkowego filmu jak ,,The Brutalist".
MIEJSCE 6.
,,Challengers"
Luca Guadagnino po raz pierwszy mnie zachwycił. Nie udało się to przy ,,Tamte dni, tamte noce" oraz ,,Do ostatniej kości", ale tym razem już tak. Wydawało mi się to niemożliwe, bo sportem nie jestem zainteresowany, lecz reżyser portretuje go w fascynujący sposób. To jak napędza trio głównych bohaterów do rywalizacji i dyktuje właściwie całe życie sprawia, że nawet ja poczułem się nim zainteresowany. ,,Challengers" niesamowicie też zyskuje na tym jak nieoczywiste są te postacie. Możemy łapać się za głowę dlaczego tak prowadzą relacje pomiędzy sobą i dla jakiego powodu mieliby robić to co robią, ale wystarczy dłużej zastanowić się, a zobaczymy odpowiedzi. Na szczęście nie zostają one nam podsunięte pod twarz. Również lubię nielinearny sposób prowadzenia narracji, w którym bardzo płynnie i zręcznie przechodzimy od sceny do sceny. Każda kolejna oglądana przez nas scena dokłada się do pełnego obrazu, a jego konkluzja sprawiła, że nie mogłem oderwać wzroku od kinowego ekranu. Szkoda tego jak w sezonie nagród ,,Challengers" zostało zignorowane, bo jego precyzyjna strona techniczna oraz interesujący scenariusz zasługiwały na znacznie większe docenienie.
MIEJSCE 5.
,,Straume" / ,,Flow"
Czasem największe emocje odkryjemy w tych najbardziej niepozornych miejscach. Oto ,,Flow" czyli łotewska, niema animacja o zwierzętach w świecie trapionym przez powódź. Ten niezwykle prosty zarys staje się środkiem do tego, aby opowiedzieć o wielu rzeczach. Gints Zilbalodis mistrzowsko, bo bez słów, tworzy wątki bohaterów, którzy mają swój konkretny charakter. Poprzez wrzucenie ich do takiego świata, opowiada o pozorach, stawianiu kroku naprzód, potrzebie towarzystwa czy także przyszłości planety. ,,Flow" jest bogate w treść, a także bardzo poruszające. Niezależnie od tego czy ma się zwierzęcego członka rodziny czy nie. Film jest zresztą w stanie wzruszyć widza bez sprowadzania się do szantażu emocjonalnego. Wszystko to jest naturalnie ukazane. Do tego ślicznie sportretowane, bo animacja wykonana w Blenderze ma swój własny styl, a także wiele momentów, które mogą zachwycić na dużym ekranie. Z jednej strony to prosta produkcja i jeśli nie będziemy nadawać jej głębszych znaczeń, to nadal będzie dobrym filmem. Z drugiej, kryje ona w sobie masę odczytań, nad którymi warto się zastanowić.
MIEJSCE 4.
,,Hundreds of Beavers" / ,,Setki bobrów"
Jednym ze sposobów odnalezienia oryginalności we współczesnym kinie jest znalezienie tego co łączy w sobie wiele istniejących wcześniej elementów. W taki sposób otrzymujemy ,,Setki bobrów" czyli absurdalną, fizyczną komedią w czarno-białej estetyce, przez większość czasu niemą, a także zawierającą inspiracje mechanikami z gier. Zrealizowane za zaledwie 150 tysięcy dolarów są jednym z najlepszych przykładów tego jak kreatywni mogą być niezależni twórcy. Pomysłowość filmu wynikająca zarówno z tego jak absurdalne są gagi, jak i ograniczeń technologicznych, nie przestaje zachwycać oraz śmieszyć. To jeden fantastyczny pomysł po drugim. Twórcy wręcz strzelają nimi jak z karabinu maszynowego. Jednocześnie nigdy nie poczułem się zmęczony, ani znudzony. To po prostu jedna z najzabawniejszych komedii jakie kiedykolwiek widziałem. Szczególnie, że zdołałem obejrzeć ją razem z przyjaciółmi i w takim gronie działała idealnie. Jeżeli bawi was humor pozbawiony często sensu, a także potrzebujecie więcej bobrów w życiu, to koniecznie musicie nadrobić ,,Setki bobrów".
MIEJSCE 3.
,,Dune: Part Two" / ,,Diuna: Część druga"
W moim ukochanym rankingu najlepszych filmów 2021 roku, ,,Diuna" znalazła się na 8 miejscu. Od tamtego czasu pierwsza część historii Paula Atrydy wyłącznie zyskała w moich oczach, zaś jej kontynuacja jest prawie wszystkim tym o czym mógłbym pomarzyć. Denis Villeneuve po raz drugi pokazał jak dobrze rozumie materiał źródłowy przy jednoczesnym zmienianiu tego co potrzebowało zmiany. ,,Diuna: Część druga" jeszcze bardziej różni się od książki niż poprzednia część, ale to fantastyczna adaptacja. Wciąż wierna, lecz lepiej zarysowująca postacie. Usuwająca, bądź przekładająca to co w tym momencie niepotrzebne. Najważniejsze, że tragizm Paula Atrydy jest tu kluczowym motywem historii. Do tego zostaje on wsparty przez pięknie rozszerzoną relację z Chani. Tragizm tkwi także w tym jaką historią miłosną jest ten film. Na tym etapie już łatwo jest zżyć się z postaciami, a także zrozumieć je. Oprócz tego to lżejsza produkcja względem pierwszej części. Bardziej widowiskowa, choć nie zatracająca całkowicie kameralnego charakteru, który cechuje niektóre z sekwencji. W pewnym sensie szkoda tego, że razem z tym wszystkim zmienia się również język dialogów, które są tym razem prostsze, a w tym całym nagromadzeniu zdarzeń niektóre potrzebowały jeszcze rozwinięcia, ale to i tak bliski doskonałości film. Arrakis zasługiwało właśnie na taką adaptację. Pozostaje mieć nadzieję, że ,,Mesjasz Diuny" trafi do kin pod koniec 2026 roku i zajmie równie wysoką pozycję w rankingu najlepszych filmów.
Pełna recenzja: https://zalekinomana.blogspot.com/2024/03/dune-part-two-diuna-czesc-druga-recenzja.html
MIEJSCE 2.
,,Look Back"
Trochę martwiłem się ogłoszeniem adaptacji ,,Look Back". Zastanawiałem się czy jest ona w ogóle potrzebna kiedy w swoim oryginalnym medium ta historia jest już bardzo silna. Nie wiedziałem także czy twórcy zdołają oddać specyficzny styl Fujimoto. Na szczęście raz na dłuższy czas trafiają nam się projekty naznaczone pasją. Tworzone przez ludzi kochających medium, w którym tworzą. Właśnie takie jest ,,Look Back" Kiyotaki Oshiyamy. Trwająca nie całą godzinę adaptacja one-shotu Fujimoto jest jednym wielkim listem miłosnym do animacji oraz świadectwem tego jak ważne jest tworzenie. W tym powody, dla których zajmujemy się sztuką. Mogą one być różne. Może to własna satysfakcja, pasja albo przyjaźń. Niezależnie od tego, uważam, że potrzebujemy takich filmów jak ,,Look Back", które przypominają nam dlaczego warto spojrzeć wstecz i uświadomić sobie pewne rzeczy. Sposób w jaki ta historia portretuje przyjaźń Fujino oraz Kyoumoto może przełamać pewne bariery u ludzi. Tak jak tutaj widzimy, że nawet pomimo największych tragedii jesteśmy w stanie iść do przodu. Z kolei od strony filmowej mowa o przemyślanej adaptacji, która nie kombinuje zbyt mocno z materiałem źródłowym. Zaledwie delikatnie go usprawnia o pewne drobne elementy. A co ważniejsze, wygląda fenomenalnie. Wszystkie ruchy postaci i ich ekspresje krzyczą wręcz tym jak bardzo wymagały napracowania. Piękne są także żywe kolory. Jest wiele kadrów z filmu, nad którymi człowiek chce się aż zatrzymać. Obym kiedyś doczekał się równie wspaniałej adaptacji ,,Żegnaj, Eri" tego samego autora, bo wiem, że wtedy będę mógł umrzeć szczęśliwy.
MIEJSCE 1.
,,The Substance" / ,,Substancja"
Nigdy nie było wzoru na film, który byłby uważany przeze mnie za najlepszy w całym roku. Każdy, poczynając od 2021 roku, był odmienny. Jednak o wszystkich mogłem powiedzieć, że były jakby stworzone dla mnie. Nie inaczej jest i tym razem. Kocham horror. A szczególnie body horror. Już od młodego wieku fascynowały mnie efekty praktyczne tego gatunku oraz potencjalne historie, które dało się w ramach niego opowiadać. Oprócz tego kocham Davida Cronenberga, tak wielce znanego z tworzenia w tym gatunku. Dlatego cieszy mnie, że aktualnie mamy dwie reżyserki, które inspirowały się właśnie jego twórczością i aktualnie dostarczają wspaniałe body horrory. Jedna z nich to Julia Ducournau, która w ,,Mięsie" i ,,Titane" posługiwała się ciekawymi alegoriami, a dziwność obu filmów fascynowała mnie. Natomiast druga to Coralie Fargeat. Z pełnych metraży była ,,Zemsta" czyli oryginalne ujęcie gatunku rape and revenge, a teraz mamy ,,Substancję".
To produkcja, której do maja tego roku zupełnie nie spodziewałbym się w konkursie głównym festiwalu w Cannes. A jednak trafiła tam, podbiła serca ludzi i w tym momencie walczy o 5 Oscarów. Częściowo wciąż jestem w szoku biorąc pod uwagę pewne obrazy z ,,Substancji", a z drugiej totalnie rozumiem czemu ludzie tak ją uwielbiają. Coralie Fargeat wie co kręci widzów. Umie tworzyć bardzo rozrywkowe filmy. Jej najnowsza produkcja wpisuje się w gusta tych, którzy kochają obrzydliwe rzeczy. Spodoba się też tym bawiącym się na czarnych komediach. A także może zrobić wrażenie na ludziach dzięki swojej treści. Ta ekstremalna analogia operacji plastycznych oraz krytyka kanonów piękna (nie tylko tych rządzących w bezlitosnych realiach Hollywood) działa dzięki swojej uniwersalności i prostocie. Trzeba zaakceptować to, że różne rzeczy nie mają sensu w ,,Substancji", a także umieć poruszać się w świecie, który ma pewien kształt, lecz jednocześnie nie jest żadnym konkretnym, istniejącym miejscem. To wszystko po to, aby analogia działała i mogła być swobodnie odczytywana. Jest oczywiście prosta, a także możemy zarzucać Coralie pewną przestarzałość w takim skupieniu na telewizyjnym fitness show jako miejscu pracy głównej bohaterki. Jednak ten scenariusz działa. Do tego po przejrzeniu go, jestem zachwycony tym jak porzuca wszelkie panujące zasady pisania tego typu tekstu. Jest on nieskrępowany przez nic i absolutnie fascynujący. Jak sam film zresztą. Dużo osób poczuło się odrzucone takim, a nie innym zakończeniem, które stawia niemożliwy do wyobrażenia przez wielu krok naprzód. Ja tę odwagę szanuję, bo dzięki niej dostałem pięknie krwisty spektakl, który dołożył się do rozrywkowej warstwy ,,Substancji". Do tego co ważne, nie dopuszcza się ona naśmiewania się z protagonistki oraz pławienia się jej cierpieniem. Gdyby nie empatia jaką ma w sobie reżyserka, to wtedy rzeczywiście byłoby gorzej z jej filmem. Na szczęście to przemyślana i zachwycająca swoją kreatywną stroną wizualną wizja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz