piątek, 8 marca 2024

,,Dune: Part Two" / ,,Diuna: Część druga" - recenzja

 

Raczej nie można nazwać tego widzeniem przyszłości niczym u Lisan al Gaiba, ale już teraz widzę, że Diuna Denisa Villeneuve będzie jedną z najlepszych trylogii w historii kina.


Pierwsza część ,,Diuny" z 2021 roku pozostawiła mnie z poczuciem niedosytu. Była jednym z najlepszych filmów roku, a przez to człowiek nie chciał opuszczać Arrakis. Poza tym, tak jak to powiedziała na koniec Chani: ,,This is only the beginning". Także filmowi przypadło nieco niewdzięczne zadanie wprowadzenia widza do świata oraz zapoznania go z postaciami. Jedni w pełni to zaakceptowali, a inni narzekali. Jednak teraz kiedy Denis Villeneuve miał to za sobą i mógł skupić się na dokończeniu pierwszej książki z uniwersum Diuny, moje oczekiwania były nawet większe niż przy pierwszej części. Czekałem na pogłębienie paru motywów oraz postaci. Chciałem spędzić więcej czasu w tym bogatym świecie. Liczyłem na jak najlepszy finał dla tej historii. Wszystkiego tego doczekałem się.


,,Diuna: Część druga" to film wyjątkowy. Taki, który zdarza się raz na wiele lat. Produkcja wręcz kompletna, pozostawiająca inne blockbustery daleko w tyle pod kątem reżyserii, scenariusza i realizacji. Od początku do końca zachwyca wiele razy oferując intensywne wrażenia oraz monumentalne widoki. Przy tym pomimo tych wielkich słów, to film, który wcale nie zatraca się w kreowaniu widowiska. Pomimo tego, że w drugiej części historii Paula Atrydy dzieje się więcej niż w pierwszej, to nie nastawiajcie się na częstą akcję. Wystarczy przytoczyć pierwszą godzinę, tak skupioną na akceptacji Paula ze strony Fremenów. Drugą godzinę określiłbym zaś dodatkowym ustawieniem pionków na planszy zwanej finałem. Owszem, ten film również ma parę rzeczy do ustanowienia, a także postaci do wprowadzenia, ale nigdy nie ma tu takiej ilości ekspozycji jak wcześniej.

Jednak czy spróbowano zrobić nieco za dużo na raz? Trochę tak. Choć Denisa mogę przede wszystkim chwalić, to przyznaję, że zaskoczyło mnie szybkie tempo filmu. Szczególnie w pierwszej godzinie. Przestrzeń do oddychania jest, ale czuć, że ten metraż jest spożytkowany tak, aby zmieścić najwięcej jak to tylko możliwe. Dzięki temu nie ma zbędnych scen, a fabuła realizuje swoje najważniejsze cele, lecz brakuje jeszcze dodatkowego pogłębienia w paru miejscach. Kilka dodatkowych scen wcale nie zaszkodziłoby długiemu metrażowi, bo ja nie miałem nawet momentu na znudzenie. Dobicie do 3 godzin mogło realnie pomóc w sprawie tempa. Przy tym tu też musi pójść pochwała dla Villeneuve'a. Znowu pokazał on, że doskonale wie jak adaptować ten trudny materiał źródłowy autorstwa Herberta.


Napisałem o tym ile film ma do zrealizowania w te swoje 2,5 godziny metrażu, ale warto dodać, iż jednocześnie doszło do przemyślanego skondensowania. Chociażby brak pewnych dwóch młodych postaci pomaga, gdyż trzeba byłoby poświęcić im trochę czasu. Również skrócenie czasu akcji fabuły sprawia, że przy tym tempie jest ona wiarygodniejsza. Dochodzą jeszcze zmiany względem książki, które dla mnie, niezaznajomionego z tym materiałem, brzmiały sensownie po zapoznaniu się z opisami czytelników. Mówię tu przede wszystkim o postaciach. Choć nabierają one nieco innego charakteru w części drugiej, to nadal świadczą o tym jak przemyślany był proces tworzenia filmu z 2021 roku. Czemu? Ponieważ już tam widać było zalążki tego kim się później staną.

A kiedy mowa o postaciach to jest co chwalić. Już w 2021 roku były na swój sposób ciekawe i dużo wyrażało się nie tyle w dialogach, co w gestach oraz spojrzeniach. Jednak cieszy mnie jak tutaj zostają one pogłębione. Najbardziej tyczy się to centralnego dla przekazu oraz przebiegu filmu Paula. Ma on w sobie trochę z sympatycznego bohatera, charyzmatycznego przywódcy, ale także antagonisty. Osoby skonfliktowanej rolą jaką mu przypisaną oraz tkwiącą pomiędzy wiarą w to, że ma wpływ na swój los, a poddaniu się przepowiedni. Jest on niezwykle złożony i reprezentuje interesujący typ postaci tkwiącej w trudnym do określenia miejscu w czasie. Jednak co najważniejsze, przechodzi wiarygodną drogę.


Także działa jego relacja z Chani, która stała się materiałem dla innej, ważnej części filmu. ,,Diuna: Część druga" jest też historią miłosną. Choć romans względnie krótko zarysowano, to czuć w nim głębię, a konflikt moralny Paula oraz Chani dodaje produkcji dramaturgii. Przede wszystkim ona zyskuje na tej relacji, bo jest interesującym jak tkwi pomiędzy miłością do niego, a Fremenów. Do tego jak przystało na reżysera, który tak lubi sięgać po narrację wizualną, Zendaya jest poprowadzona w sposób sprawiający, że z samej jej mimiki da się wiele odczytać. To świetna rola. Jak wiele innych w tym filmie. Paula już chwaliłem pod kątem napisania, a jeszcze muszę dodać, że Chalamet zaskoczył mnie. Nie miał w karierze lepszej roli. Idealnie oddaje skrajne stany jego postaci, a m.in. scena przemowy do Fremenów właśnie dzięki niemu jest tak potężna.

Nie mógłbym również zapomnieć o innych. Rebecca Ferguson ma przerażającą prezencję i mocno zaznacza swoją obecność na drugim planie. Javier Bardem z jednej strony umiejętnie przebija powagę jego postaci z poprzedniej części sprawiając, że Stilgar nieco rozluźnia atmosferę, a z drugiej, pod koniec widać w nim subtelną, straszną przemianę. Pojedyncze spojrzenia na Josha Brolina wystarczają, aby podkreślić znaczenie jego postaci. Christopher Walken jest krótko, a przy tym udało mu się w tak krótkim czasie sportretować złożoną, niejednoznaczną postać Imperatora. Cieszą także Florence Pugh, Léa Seydoux, Stellan Skarsgård, Charlotte Rampling oraz Austin Butler w swoich krótkich rolach. Z czego ten ostatni, razem z Walkenem, najlepiej wykorzystuje każdą swoją scenę, w której pojawia się. To łącznie jakieś 20 minut czasu ekranowego, ale każdą z nich dalej pamiętam. Umiejętna gra mimiką oraz głosem i trudne, lecz udane nie popadnięcie w przesadę ze swoją rolą. Chciałoby się go nawet więcej.


Również wobec strony wizualnej nie mogę się przyczepić. Myślę, że ,,Diuna: Część druga" to najlepiej wyglądający blockbuster w historii. Denis Villeneuve  i Greig Fraser ponownie dostarczyli coś perfekcyjnego pod tym kątem. Film robi przede wszystkim monumentalne wrażenie. Co prawda już w 2021 roku udało się tej dwójce ukazać wielkość oraz bogatość tego świata, ale tutaj wchodzi to na wyższy poziom. Ujęć, na których chce się długo zawiesić oko jest wiele. Pomysłowości na co niektóre sceny też nie brakuje. Zaś kiedy trzeba zmniejszyć skalę i pokazać coś intymnego, to również się to dostaje. Tak samo jest z muzyką. Hans Zimmer znowu dostarczył ścieżkę dźwiękową, która perfekcyjnie łączy się z filmem. Scena na Giedi Prime jest absolutnie nierozłączna z ,,Harkonnen Arena". Ilekroć słyszę ,,A Time of Quiet Between the Storms", to mam przed oczami te skromne momenty z Paulem i Chani. Zaś ,,Worm Army", ,,Arrival" czy ,,Worm Ride" mają w sobie rozmach, którego dokładnie potrzebowały sceny wykorzystujące te utwory. Kolejne pochwały powinny iść w stronę osób odpowiedzialnych za kostiumy, scenografię, charakteryzację, dźwięk i wszelkie inne aspekty techniczne. Diuna jest po prostu rewelacyjnie wykonana.

To też dobry moment na jedno moje spostrzeżenie. Mój pierwszy seans miałem w IMAXIE. Oczywiście oznacza to niezapomniane wrażenia. ,,Diuna: Część druga" musi być obejrzana na jak największym ekranie. Jednak miałem lekką obawę czy bez tego dźwięku i większego formatu obrazu, nie poczuję jakby drugi seans robił porównywalnie gorsze wrażenie. Dlatego poszedłem jeszcze raz na film do zwykłego kina i muszę pochwalić Villeneuve'a oraz Fraisera. Zdjęcia są tutaj tak przemyślane, że nawet oglądanie w formacie 2:39:1 zamiast 1:90:1 z IMAXA nie boli. Nie czuję się jakbym oglądał po prostu coś gorszego, bo nawet z mniejszą ilością obrazu wciąż widać idealnie dobraną kompozycję kadrów oraz skalę filmu. Dla jednych może to nie mieć znaczenia, ale moim zdaniem to świadczy o kunszcie tej pary. Przy tym wciąż polecam przede wszystkim seans w IMAXIE, gdyż widać, że był to film tworzony z myślą o tym formacie. Całość prezentuje się tam przepięknie.


Praktycznie nigdy nie dostajemy już takich produkcji. O tym jak wyjątkowa jest ,,Diuna: Część druga" niech świadczy to, że jako pierwszy film od czasu ,,Władcy Pierścieni: Powrotu króla", wywołała we mnie podobne uczucie zachwytu nad skalą. Przy tym do tamtego ewenementu jeszcze w pełni nie dociera, bo wystarczyłoby wspomnieć krótkość finałowego starcia. Lecz nadal pozostaje to dużym osiągnięciem. Film Villeneuve'a jest doświadczeniem, które ludzie zapamiętają na długo po seansie. Z powodu licznych obrazów jak i historii o wojnie, fanatyzmie religijnym oraz zniszczeniu indywidualnej jednostki. Mowa tu o emocjonalnej fabule, która wspaniale domyka wszelkie rozpoczęte wcześniej wątki. Zaś to co dla jednych jest otwartym, niedomkniętym zakończeniem, dla mnie jest pozostawieniem widza z wiedzą, która już wystarczająco przeraża. Lecz nie zmienia to tego, że będę czekał na ciąg dalszy. Denis Villeneuve już teraz ma plan i nie wyobrażam sobie nie zaufać mu po tym jak dostarczył cztery perełki gatunku S-F pod rząd.

Ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz