wtorek, 20 lutego 2024

,,Dziewczyna influencera" - recenzja

 

Krótka historia o tym jak nie powinno opowiadać się o trudnym i złożonym temacie.


Tematyka świata influencerów jak dotąd praktycznie nigdy nie była eksplorowana w polskim kinie. Najbliższym do tego była kwestia mediów, celebrytów oraz grzechów branży (np. ,,The End"). Tymczasem jest to nośny i ważny temat, bo mowa o czymś co wciąga wielu ludzi, coraz częściej niezależnie od wieku, niosąc ze sobą różne zagrożenia. Przy tym możliwe, że powodem dla rzadkiego sięgania po to jest konieczność ostrożnego podejścia. Mowa o drażliwym temacie, do którego z całą pewnością nie pasuje sensacyjna narracja obecna przykładowo w materiałach na YouTube. Także jest tu trochę potencjału, jak i miejsc, w których łatwo o potknięcie się. Jednak w przypadku ,,Dziewczyny influencera" bardziej można było spodziewać się słabego efektu końcowego.

Nie pocieszał początkujący reżyser, dla którego to był pierwszy fabularny pełny metraż po zaledwie poprawnym dokumencie ,,Superheroes" o Ukrainie. Natomiast materiały promocyjne prezentowały się źle. Kuriozalny plakat i zwiastun nastawiający na przerysowaną wizję świata. I wystarczył tylko początek filmu, abym wiedział, że będzie tak źle jak można się było tego spodziewać. ,,Dziewczyna influencera" nie robi nic, aby zarysować protagonistkę jako kogolwiek więcej niż... dziewczynę influencera. Coś co teoretycznie mogłoby być celowym zabiegiem, aby po takim początku pokazać, że Zosia uniezależnia się od byłego chłopaka, tak naprawdę jest brakiem pomysłu na postać. Do samego końca nie nabiera ona żadnego charakteru. W tym wszystkim jest pustą postacią, która ma wyłącznie służyć za przestrogę.


Nie jest dziwnym, że właśnie grzechy i brudy branży będą poruszone w filmie o tej tematyce, ale pojawił się pewien problem. ,,Dziewczyna influencera" jest tak niemożliwie bezpieczna, że brakuje jej ciężaru oraz wiarygodności potrzebnych do dobrego poruszenia tematu, który obrała. Wystarczy wspomnieć jedną sekwencję. Viola mówi w niej o tym jak matki przestrzegają swoje córki przed takimi miejscami jak to, w którym obecnie jest wspominając chociażby o narkotykach. Tymczasem to co widzimy to dość łagodnie wyglądająca impreza. Również seks jest sportretowany wstydliwie, bo o fetyszyzacji i sexworkingu mówi się bardzo mało. To co ma być mocne to perspektywa jednej bohaterki w trójkącie. Zaś szczytem bezpieczności jest scena seksu, w której piersi zasłania wielki napis ,,CENZURA". Nie da się poważnie traktować filmu, który pozwala sobie na taki dziecinny zabieg formalny.

Ta bezpieczność naprawdę przeszkadza, bo na pewnym etapie przypomina biografie, w których wielcy artyści mieli prowadzić niebezpieczne tryby życia, a jedyne co się dostaje to imprezę z alkoholem jak w ,,Bohemian Rhapsody". Przez tą zachowawczość, nie czuć w filmie Gonery ciężaru towarzyszącego powolnym schodzeniem protagonistki w mroczniejsze kręgi biznesu. Nawet kiedy raz jest blisko do konieczności skonfrontowania się z skutkami swoich decyzji, to film dość leniwie wycofuje się z tego. Co również znacząco nie pomaga temu aspektowi ciemnej strony świata biznesu to struktura fabuły. Dość prędko film decyduje się na powtarzalność i przez to większość jego historii to dziewczyny robiące sobie zdjęcia pod social media podczas podróżowania po świecie. Ta część ciągnie się w nieskończoność, nie skutkuje nawet tym, że widzimy jakiś realny progres w ich popularności, a do tego jest zwyczajnie nudna.


Owszem, to niezwykle nużący film. Sporo czasu zdaje się jakby nie wiedział w jakim kierunku powinien podążyć. A im bliżej był zakończenia, tym coraz pewniejszy stawałem się w przekonaniu, że jego dramatyczny finał nadejdzie zupełnie znikąd. Tak też było. Jednak co jeszcze gorsze, zakończenie to morał podany tak dosadnie i moralizatorsko, że można wręcz poczuć ból od tego jak jest on wbijany młotkiem do głowy widza. I żeby chociaż to był komentarz, który wypadnie lepiej niż wnioski wysunięte możliwie przez osobę mającą tylko minimalne pojęcie o influencerach... Oprócz tego przed zakończeniem trzeba jeszcze oglądać poboczny wątek Konfiego. Znajduje on sobie starszą partnerkę i rzadko przyczynia się to do historii głównej bohaterki, a także nie daje nowej, ciekawej perspektywy na influencerów. Samo zwieńczenie wątku również pozostawia dużo do życzenia.

Jak zresztą wszystko w tym filmie. Szymon Gonera stosuje dość żenujące zabiegi formalne, żeby opowiedzieć historię, która ani nie zrobi wrażenia, ani nie powie niczego wartościowego o poruszonym przez siebie trudnym temacie. Ważniejsza okazuje się światowa trasa dziewczyn i niezliczone zdjęcia, które będziemy w kółko oglądać. Albo to ilu obserwujących ma DJ lub jak ksiądz ma największą parafię na świecie w ,,Minecraft". ,,Dziewczyny influencera" nie da się poważnie traktować. Jest ona pozbawiona czegokolwiek dobrze napisanego. Rozterki moralne są płytkie, postacie są pozbawione charakteru oraz głębi, a świat prezentuje się karykaturalnie. Przykre, że Gonerowi wydawało się, iż zrobienie całej produkcji wokół jednej, prostej myśli ,,influencerzy źli" wystarczy jako materiał pod dobry film.

Ocena: 1/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz