piątek, 12 kwietnia 2024

,,Civil War" - recenzja

 

Jak Alex Garland odnalazł się w filmie odmiennym od tych, które wcześniej stworzył?


Czy da się stworzyć political fiction bez opowiedzenia się po konkretnej stronie politycznej? Czy film o wewnętrznym konflikcie USA może pozwolić sobie na brak zagłębienia się w przyczyny zaistniałej sytuacji? Czy razem z widowiskowością scen wojennych wiąże się estetyzacja wojny? Czy ktoś spoza USA powinien rozważać potencjalny scenariusz wojny domowej tego kraju? Z ,,Civil War" wiąże się kilka pytań, które równie prawdopodobnie mogły doczekać się pozytywnej albo negatywnej odpowiedzi. To film będący trudną próbą, z którą wiązałem wiele oczekiwań, bo Alex Garland jeszcze mnie nigdy nie rozczarował. Jednak jest twórcą kojarzonym przede wszystkim z science-fiction. Czy był odpowiednią osobą do stworzenia tego political fiction?

fot. Civil War, reż. Alex Garland, dystrybucja Best Film i Monolith Films

Odpowiedź zależy od tego jakie ma się wymagania wobec ,,Civil War". To film, który podzieli nie koniecznie ze względu na swoją tematykę co sposób w jaki o niej opowiada. Jest rzeczywiście potencjalnym scenariuszem wojny domowej w USA bez jednoczesnego wgłębienia się w jej przyczyny. To będzie duży problem dla tych, którzy oczekiwali bezpośredniego komentarza w filmie powstałym nie bez powodu w takim czasie. Rozumiem to, ale stoję w tym wypadku po innej stronie. Dostrzegam to, że dla Alexa Garlanda wewnętrzny konflikt w kraju jest jedynie pretekstem do opowiedzenia o tym co dzieje się z ludźmi wplątanymi w niego.

Poprzez oczy i obiektywy reporterów, przyglądamy się różnym ludziom. Zdystansowani od wszystkiego cywile, ludzie po prostu walczący o życie przeciwko nie wiadomo komu oraz ci, którzy wykorzystują okazję dla własnej satysfakcji i korzyści. Filmowi udaje się trafnie oddać amerykańskie społeczeństwo. Popadające w skrajności, znieczulone i niekiedy traktujące broń jako przedłużenie swojego ego lub racji. Do tego dla paru scen ma znaczenie to jak prosto zarysowane są strony konfliktu ponieważ to nie jest film, w którym powinniśmy komukolwiek kibicować. Nie stajemy po stronie tych ,,dobrych" lub ,,złych". Zresztą w jednej z moich najbardziej ulubionych scen nie wiemy kto znajduje się naprzeciwko głównych bohaterów.

fot. Civil War, reż. Alex Garland, dystrybucja Best Film i Monolith Films

Obok ludzi z broniami jako przedłużeniem siebie, stoją reporterzy z aparatami w dłoniach. Skupienie się na nich jest tym co najlepsze w ,,Civil War", bo to co najciekawsze, Garland ma do opowiedzenia właśnie o nich. Czy to tak oczywisty dla tych realiów temat jak granice etyczności czy również pewne ciekawsze aspekty jak zatracenie w utrwalaniu okropności wojny, pozbawienie siebie emocji wobec okrucieństwa fotografowanych widoków czy również to jakim narzędziem są zdjęcia w wojnie poprzez kreowanie konkretnych narracji. Zawarte jest to w realnych, złożonych bohaterach, których śledzi się z zaangażowaniem.

Kirsten Dunst jako Lee, weteranka przekonująca się o tym jakie jeszcze są jej granice wytrzymałości, wypada kapitalnie. Na jej twarzy wypisuje się jej chłodny charakter, a przemiana postępuje wiarygodnie. To ostatnie tyczy się również Jessie granej przez Cailee Spaeny. Jej stopniowe przejście od niewinności do przejęcia pałeczki wynika wprost z relacji z Lee oraz kolejnych wydarzeń, których jest świadkiem. Zaś ostatnie ujęcie z jej udziałem to wybitne zakończenie spinające tematycznie cały film. Również pochwalić mogę Wagnera Mourę jako Joela, który prezentuje prostszą postać, ale także ciekawie dokładającą się do tematu reporterów. Konkretniej od strony sensacyjności i pogoni za materiałem. Oprócz tej trójki dobrze wypada również Stephen McKinley Henderson oraz Jesse Plemons w genialnym epizodzie.

fot. Civil War, reż. Alex Garland, dystrybucja Best Film i Monolith Films

Dla Alexa Garlanda zmieniła się tematyka oraz konwencja względem poprzednich filmów, ale nic mu nie ubyło z talentu. ,,Civil War" płynnie przechodzi od sceny do sceny, a przy tym każda z nich z osobna jest świetnie skonstruowaną sekwencją. Nie zapomnę spotkania z postacią Plemonsa, pobytu na stacji paliw, finału i kilku innych momentów. Reżyser mistrzowsko tworzy napięcie, zaś sceny akcji pomimo całkiem widowiskowego charakteru (jak przystało na najdroższy film A24), nigdy nie popadają w zgubną estetyzację wojny. Jeśli kiedykolwiek do tego dochodzi to w intencjonalnych momentach operujących często na kontraście oraz grotesce. A wtedy dokłada się to do komentarza filmu. Przemoc na szczęście nie jest przesadna co byłoby łatwe w produkcji z kategorią wiekową R. Gdyby postawić na więcej krwi i bardziej makabryczne widoki, to całość mogłaby wytrącić ze swojej naturalności z jaką przedstawia wojenne sekwencje. Te z kolei zachwycają, bo realizacja stoi na wysokim poziomie. Zdjęcia Roba Hardy'ego zarówno umieją intymnie śledzić bohaterów, jak i ukazywać pewne sekwencje z należytą im większą skalą.

Pomimo moich zachwytów nad warsztatowym kunsztem, poruszonymi tematami związanymi z reporterami oraz konkretnymi postaciami wspieranymi przez świetną obsadę, jestem w stanie zrozumieć skąd biorą się problemy ludzi z ,,Civil War". Znam argumenty o Garlandzie obierającym bezpieczną perspektywę z dystansu, brakiem subtelności, płytkością tematów oraz niedziałającym komentarzu ze względu na ograniczone wgłębienie w USA. Skoro rozumiem je, to skąd taka moja opinia? Cóż, to nie jest pierwszy raz kiedy mam odmienną opinię o produkcji Garlanda. Nawet jego bardziej dzielące ,,Men" uważam za udaną produkcję. Ostatecznie kwestia sprowadza się do mojego odbioru subtelności i tego, że zupełnie szczerze nie jestem odbiorcą nadającym się do oceny politycznego aspektu filmu.

fot. Civil War, reż. Alex Garland, dystrybucja Best Film i Monolith Films

Dlatego łatwo jest mi przyjąć to jaki pomysł miał Alex Garland na ,,Civil War". Byłoby inaczej gdyby temat reporterów kompletnie zawodził. Wtedy nie zostałoby wiele z tej historii. Zaś gdyby nie trafność w ukazaniu podziału społeczeństwa przy jednoczesnym ograniczeniu tego co do tego doprowadziło, to film zawaliłby się jako political fiction. Jednak mogę przyznać, że kino miało lepsze antywojenne produkcje, które bardziej wstrząsały i wydawały się głębsze, a nie każdy temat jest tak dobrze poruszony w filmie jakbym tego chciał. Lecz myślę, że Garlandowi powinno udać się skłonić ludzi do dyskusji. A to będzie już wystarczającym osiągnięciem dla produkcji nie stawiającej się po konkretnej stronie. To czy taki kierunek jest oznaką braku odwagi lub otwartości pozostawiam ocenie innych.

Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz