Przykro jest myśleć o tym ile milionów złotych zostało zmarnowane na ten film.
Tak jak nie brakuje dalej produkcji historycznych w polskim kinie, tak te wojenne trochę zniknęły. A konkretniej te z dużą skalą. Ostatnią taką były ,,Legiony" kosztujące 27 milionów złotych. Zaś przed nimi były pewne pojedyncze próby. Przyczyn ku tej niewielkiej ilości można by kilka znaleźć. Jednak ja chcę skupić się na tym, że nie bez powodu takie projekty kończyły jako klęski. Tym samym liczyłem, aby polskie kino nie próbowało więcej swoich sił na tym froncie albo spróbowało wreszcie wyciągnąć wnioski z poprzednich porażek. Niestety mój seans ,,Czerwonych Maków" przeniósł mnie w czasie do każdego roku, w którym dochodziło do tamtych porażek.
Czyżby niekończący się cykl? Zaczyna się od hucznego ogłoszenia o pierwszym polskim filmie na dany temat albo większym od poprzednich. Duże pieniądze zostają wydane. A następnie obietnice o jakości na światowym poziomie czy już nawet jakiejkolwiek innej byle dobrej kończą się tym co zawsze. ,,Czerwone Maki" nie są wyjątkiem. Krzysztof Łukaszewicz miał jak dotąd na koncie trzy filmy z tego samego gatunku i dwóch, które widziałem nie uznałem za udane. Jednak były one wspierane przez państwo, więc niespecjalnie zaskakuje, że powierzono mu 36 milionów złotych, żeby nakręcił pierwszą polską produkcję o Monte Cassino. Skończyło się to nawet gorzej niż przypuszczałem.
Czyżby niekończący się cykl? Zaczyna się od hucznego ogłoszenia o pierwszym polskim filmie na dany temat albo większym od poprzednich. Duże pieniądze zostają wydane. A następnie obietnice o jakości na światowym poziomie czy już nawet jakiejkolwiek innej byle dobrej kończą się tym co zawsze. ,,Czerwone Maki" nie są wyjątkiem. Krzysztof Łukaszewicz miał jak dotąd na koncie trzy filmy z tego samego gatunku i dwóch, które widziałem nie uznałem za udane. Jednak były one wspierane przez państwo, więc niespecjalnie zaskakuje, że powierzono mu 36 milionów złotych, żeby nakręcił pierwszą polską produkcję o Monte Cassino. Skończyło się to nawet gorzej niż przypuszczałem.
Jest to film, który popełnia ten zasadniczy błąd, że niekoniecznie skupia się na głównym konflikcie. Jak przystało na polską wojenną produkcję, dużo miejsca zabiera romans. Historię śledzimy oczami fikcyjnego bohatera, młodego Jędrka. Złodziejaszka, przekonanego o tym, że żołnierze są mięsem armatnim na wojnie. To co bardziej go interesuje to Pola, w której jest zakochany. Jak można podejrzewać, to słaby kierunek dla filmu, który jako pierwszy opowiada o zdobyciu tego wzgórza. Szczególnie przez to jak sam romans jest tragicznie napisany. Tak się składa, że Jędrek to jeden z najgorszych protagonistów w historii polskiego kina, którym Pola (słusznie) nie jest zainteresowana.
Choć jego postawa wobec wojny jest moim zdaniem słuszna, to niestety film robi wszystko, żeby widz nie chciał jej poprzeć. Za każdym razem kiedy bohater mówi co uważa na temat konfliktu, prezentowany jest jako niedojrzały, głupi i samolubny. To zaś ma prowadzić do jego późniejszej przemiany, podczas której odkryje, że warto ginąć za swój kraj. Poświęcenia mają znaczenie i dopiero jedno wydarzenie w zakończeniu sprawia, iż ludzie dostrzegają w nim wartość. ,,Czerwone Maki" mają paskudny, martyrologiczny charakter, przez który nie widziałem w nich niczego więcej niż desperackiej próby państwa w utrzymywaniu tej niedobrej moim zdaniem narracji.
fot. Czerwone Maki, reż. Krzysztof Łukaszewicz, dystrybucja Kino Świat |
Gdyby chociaż sama przemiana bohatera wypadła wiarygodnie to nie musiałbym aż tak narzekać na ten element scenariusza. Jednak zachodzi ona błyskawicznie i wciąż jest podyktowana egoizmem. Do tego muszę wspomnieć, że Jędrek niezwykle irytuje tym jak traktuje Polę. Nie daje jej żadnej swobody. Nie dopuszcza myśli, że mogłaby ona robić coś innego niż to co jemu się widzi. Nawet kiedy ona go odpycha, to wciąż próbuje jej towarzyszyć. Realnie ciężko nazwać tę relację romansem przez to jak jednostronne są te uczucia. Jest to tym bardziej smutne, bo film wręcz ocenia negatywnie Polę przez jej działania pomimo tego, iż nie robi niczego złego. Również słabo napisana jest rodzinna relacja z bratem.
Także nasz pierwszy film o Monte Cassino wiele czasu woli poświęcić tak tragicznemu głównemu bohaterowi. A czy chociaż reszta postaci broni się? Niestety o nich nie da się wiele powiedzieć. Jedynym, który miał jakikolwiek potencjał był redaktor grany przez Leszka Lichotę. On i Jędrek mają coś w rodzaju relacji ojcowsko-synowskiej, ale niestety została ona za słabo zarysowana. Przynajmniej Lichota nadaje jakiegoś charakteru swojej postaci w momencie gdy Przygoda za żadne skarby nie jest w stanie sprawić, aby zależało mi na jego bohaterze. Reszta dużo lepiej nie wypada, bo nie ma ciekawego materiału. Dotyczy to takich aktorów jak Michał Żurawski, Bartłomiej Topa, Radosław Pazura, Szymon Warszawski czy również grającego tak samo jak zawsze Mateusza Banasiuka.
Zatem skoro zawodzą nieciekawe postacie oraz historia skupiona nie na tym na czym powinna, to czy chociaż realizacyjnie ,,Czerwone Maki" prezentują się dobrze? Cóż, myślę, że bezpiecznym będzie powiedzenie, iż potrzeba talentu, aby tak mocno zmarnować 36 milionów złotych. Nie dość, że mieliśmy filmy wojenne wyglądające lepiej za mniejsze pieniądze, to jeszcze należy dodać coś innego. Ja w żadnym momencie nie czułem jakbym patrzył na produkcję z ogromnym budżetem. Krzysztof Łukaszewicz po prostu nie umie operować takimi pieniędzmi. I tak jak w przypadku ,,Raportu Pileckiego" można było jeszcze mówić o kwestii problemów produkcyjnych, tak tutaj nie widzę obrony.
Kilka potyczek już prezentuje się nieimponująco, a całe 2 (!) duże starcia to kuriozum. Są fatalne pod kątem reżyserii. Nie udaje się w ramach nich pokazać jak wygląda podział sił. O wrogu i jego pozycji nic nie wiadomo. Jest jakiś cel i tylko to się liczy. Ciężko odczuć skalę bitwy, bo nie wiem jakimi siłami dysponuje polskie wojsko. Rzuca się widzowi słowa o tym, że to misja niemożliwa i podawane są straty. Jednak w trakcie samej sceny walki nie odczuwałem tego. Jedyne co widziałem to ludzi, którzy robią jakieś rzeczy. Biegną, strzelają, giną. Po coś na pewno, ale sam nie wiem dokładnie co. Nie pomaga też w odbiorze ciemność słabo zasłaniająca niedoskonałości, mierne efekty specjalne oraz blisko trzymająca się ludzi kamera, bo przez to każda lokacja sprawiała wrażenie małej, a to już kompletnie wykluczyło wykreowanie dużej skali.
fot. Czerwone Maki, reż. Krzysztof Łukaszewicz, dystrybucja Kino Świat |
To porażka na każdej możliwej płaszczyźnie i wydaje mi się, że może ona zasłaniać się wyłącznie jeszcze bardziej spektakularnymi porażkami polskiego kina wojennego z przeszłości. Nie ma tu tego samego absurdu oraz wstydu jakie wiązały się z ,,1920 Bitwą Warszawską" oraz ,,Bitwą pod Wiedniem". Lecz niestety są wszelkie inne typowe błędy rodzimych produkcji z tego gatunku. Niepotrzebne skupienie na romansie, patos i wiążąca się z nim martyrologia, a także pozostawiająca wiele do życzenia strona techniczna. Ostatecznie cudem jest możliwość powiedzenia, że w finale przynajmniej wiedziałem jaki cel bohaterowie mają do osiągnięcia. Oby jak najdłużej nie dochodziło w polskim kinie do podobnych porażek.
Ocena: 2/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz