czwartek, 30 maja 2024

,,Furiosa: A Mad Max Saga" / ,,Furiosa: Saga Mad Max" - recenzja

 

To było długie 9 lat oczekiwania, ale powrót na Jałowiznę nie zawiódł.


Jestem ogromnym fanem ,,Mad Max: Na drodze gniewu". Filmu, który początkowo zaskoczył mnie, tak jak wielu innych. To był zupełnie inny rozdział dla tej różnorodnej serii, a także odświeżający blockbuster. George Miller pomimo 70 lat na karku miał w sobie znacznie więcej energii niż młodzi twórcy. Zaś jego kreatywność w rozwijaniu tego świata robiła wrażenie. Dlatego biorąc pod uwagę jak wyśmienity jest film z 2015 roku, nie było dziwnym, że sporo osób chciałoby jeszcze powrócić na Jałowiznę. Tylko pytaniem było jak to zrobić? Prawdopodobnie niewielu oczekiwało, że udałoby się zrobić coś równie rewelacyjnego. A przynajmniej wydawało się bez sensu powtarzać to co wtedy zadziałało. Szczególnie, że każdy film z tej sagi jest inny od siebie. Na szczęście Miller jest twórcą, któremu nie brakuje pomysłów. Stąd też zdecydował się na prequel.

fot. Furiosa: Saga Mad Max, reż. George Miller, dystrybucja Warner Bros.

Lecz czy nie wiązało się to z pewnymi obawami? Jakby nie spojrzeć historie o Mad Maxie zawsze działały jak legendy, którymi ludzie dzielą się przez lata. Wszystkie z nich są inne, więc ciężko powiedzieć jaka dokładnie jest prawda dotycząca tego wojownika szos. Tymczasem teraz nie dość, że główną postacią jest Furiosa, to jeszcze dostajemy prequel, który z zasady dopowiada nam to co brakujące na temat bohaterów. Nie obawiajcie się, Miller wyszedł z tego obronną ręką. Owszem, ,,Furiosa: Saga Mad Max" dopowiada pewne brakujące szczegóły na temat życia protagonistki, ale robi to w sposób fragmentaryczny. Cała produkcja jest podzielona na 5 rozdziałów, które skupiają się na całkiem innych okresach życia Furiosy. Niektóre łączą się mocniej ze sobą, a inne mniej. Coś co jednym będzie przeszkadzało jako zaburzona narracja, dla mnie jest sprytnym zabiegiem na ukazanie pojedynczych historii, które są przekazywane przez ludzi jak to pięknie ukazuje zakończenie.

Przy czym nie zmienia to tego, że pewne rzeczy są brakujące i to już jest momentami problem. Trochę przez strukturę fabuły, a trochę przez nagromadzenie wszystkiego w całkiem długim metrażu. Niektóre postacie jak Dementus lub Pretorianin Jack są traktowane bardziej jako narzędzia pojawiające się wtedy kiedy to wygodne dla scenariusza. Jednak większa obecność, przede wszystkim tej drugiej postaci, byłaby przydatna dla pogłębienia filmu. Przynajmniej nawet w obecnym stanie wciąż jest dobrze. Wielu może narzekać na wielokrotne zepchnięcie Furiosy na dalszy plan (w jej własnym filmie jakby nie spojrzeć), ale uczynienie z niej obserwatorki, której oczami oglądamy spory o władzę jest dla mnie niezłą decyzją. Konkretniej dlatego, bo twórca serii wciąż ma wiele pomysłów na rozwinięcie wykreowanego przez niego świata.

fot. Furiosa: Saga Mad Max, reż. George Miller, dystrybucja Warner Bros.

Wyjątkowo dużo ,,Furiosy: Sagi Mad Max" jest poświęcone rozwinięciu Jałowizny. Poznajemy kolejne fortece, nowych ludzi, a także przyglądamy się różnym dziwactwom postapokalipsy. Ja byłem zafascynowany kolejnymi pomysłami Millera oraz projektami pojazdów lub postaci. Oczywiście dużo jest bezpośrednie związane z filmem z 2015 roku, ale nigdy nie wydaje się to nachalne. Jednocześnie udaje się faktycznie w ciekawy sposób rozwinąć to co widzieliśmy tam poprzez dodanie nowych kontekstów. Tym samym nie dostajemy poczucia deja vu. Może nie jest to równie duża różnica co pomiędzy filmami z trylogii, ale zdecydowanie nie zabrakło świeżości. Ważne, że można to uznać za udany powrót do świata, bo dowiadujemy się o nim więcej i dalej jest on tak samo fascynujący.

To także majstersztyk techniczny niczym wcześniej. Choć tym razem z paroma zastrzeżeniami. Na szczęście nie dotyczy to dźwięku, kostiumów, scenografii oraz charakteryzacji. Te nadal robią duże wrażenie i proszą się o wszelkie nagrody. Niestety gorzej jest z stroną wizualną pod kątem efektów specjalnych oraz kolorystyki. Ciężko jest mi to przyznawać i nawet na sali kinowej wzbraniałem się od tego stwierdzenia tak długo jak mogłem, ale ,,Furiosa: Saga Mad Max" potrafi wyglądać miejscami brzydko. Jest to dziwne, bo zakładam, że Miller wciąż kręcił przede wszystkim na faktycznych lokacjach. A jednak tła niekiedy rażą sztucznością. Również zawodzi color grading. Ten był niepewny do samego końca. Ostatecznie postawiono na coś co z jednej strony nie jest wyblakłe, ale pozbawiono obrazu wyrazistości jaką miał ,,Mad Max: Na drodze gniewu". Oglądając Furiosę myślałem o tym jak miło byłoby dostać więcej pomarańczowego lub mocniejszego niebieskiego.

fot. Furiosa: Saga Mad Max, reż. George Miller, dystrybucja Warner Bros.

Jest przynajmniej jeden plus w tym problemie wizualnym. Uwydatnia się on tylko wtedy kiedy prequel próbuje naśladować swojego następcę. ,,Furiosa: Saga Mad Max" jest zaskakująco powolnym filmem nastawionym przede wszystkim na rozwinięcie świata oraz zmierzanie ku zemście. Akcja jest w niej dużo rzadsza niż w filmie z 2015 roku. To dobry kierunek, bo tak jak napisałem na początku, głupio byłoby powtarzać to co ostatnio zadziałało. Szczególnie, że ostatnim razem wymagało to niezwykle męczącego procesu tworzenia. Jeśli Miller chciał tym razem pójść na ,,łatwiznę" to kompletnie go nie winię. W końcu nawet bez tego samego kunsztu co wtedy, wciąż umie dostarczyć angażującą i satysfakcjonującą akcję. Po prostu nie wygląda ona tak samo dobrze jak w tamtym filmie. Dotyczy to nawet długiej sekwencji z trzeciego rozdziału, którą twórcy bardzo chwalili się.

Od odbioru ostatecznie zależą przede wszystkim oczekiwania. Ci oczekujący drugiego ,,Mad Maxa: Na drodze gniewu" wyjdą rozczarowani. Ludzie chcący historii poświęconej jak najmocniej Furiosie również mogą być nie zadowoleni. Zatem dla kogo jest ten film? Przede wszystkim dla fanów świata, którzy ciepło wspominają powolną trylogię. Jeśli potrzebujecie kolejnej dawki mitologii to poczujecie się jak w domu. To jest specyficzna narracja, pozostawia ona trochę niedopowiedzeń, które mogą przeszkadzać, ale jednocześnie to co faktycznie jest w filmie nigdy nie jest zbędne. Do tego nawet przy minimalnych środkach udaje się stworzyć kompetentne postacie oraz relacje.

fot. Furiosa: Saga Mad Max, reż. George Miller, dystrybucja Warner Bros.

Mam tu na myśli więź mentor-uczennica jaką mają Furiosa i Jack, końcowe pogłębienie postaci Dementusa, a także samą główną bohaterkę, której zemsta jest satysfakcjonująca pomimo tego, że czekamy na nią długo. Tak samo jest ona niesamowicie wykreowana przy bardzo oszczędnych dialogach. Anya Taylor-Joy oraz Alyla Browne grają świetnie samą mimiką. Chris Hemsworth nigdy nie popada w przesadę ze swoim akcentem i kiedy ma się go traktować na poważnie to jest to możliwe. Zaś występujący na krótko Lachy Hulme, Tom Burke oraz Charlee Fraser zaliczają udane występy odznaczając się charyzmą i wyrazistością. Wszystkie te postacie nie muszą być bardzo złożone, żeby uznać je za udane. Tak samo jak było z fabułą filmu z 2015 roku. Miller wie w jakich miejscach może pozwolić sobie na oszczędność, a gdzie w pełni oddać się swojej kreatywności. I choć tym razem nie obyło się bez kilku problemów to ja cały seans ,,Furiosy: Sagi Mad Max" spędziłem zaangażowany. Wciąż bawiłem się bardzo dobrze, bo to rozrywka na wysokim poziomie. Taka, która nawet jeśli słabsza od ,,Mad Maxa: Na drodze gniewu", to wciąż pozostawia inne blockbustery daleko w tyle. Jeżeli to była ostatnia wyprawa na Jałowiznę od George'a Millera (na co jest szansa), to przynajmniej powiem, że była ona zadowalająca.

Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz