poniedziałek, 1 lipca 2024

Żale Kinomana na 22. Międzynarodowym Festiwalu Filmowym Tofifest - Dzień 5 i 6

 

Festiwal zakończony, więc nie pozostaje nic innego jak podsumować go oraz podzielić się wrażeniami z dwóch ostatnich dni.


Przez to jak intensywny był dzień w Poznaniu na festiwalu Animator oraz następnie sobota na Tofifest, to dopiero dzisiaj, 1 lipca, jestem w stanie napisać wreszcie jakiś tekst o toruńskim wydarzeniu. Będzie on całkiem długi, bo obejmujący dwa dni.

fot. Ręce do góry, reż. Jerzy Skolimowski

Przedostatni dzień na Tofifest rozpocząłem od ,,Ręce do góry!" Jerzego Skolimowskiego. Widać, że sobotni poranek nie jest porą, o której dużo ludzi wybiera się na filmy, bo na moim seansie były tylko trzy osoby. A może po prostu tak dużo osób już widziało to dzieło reżysera? Cóż, obie opcje są prawdopodobne. Jednakże ja dopiero teraz nadrobiłem tę produkcję. I mogę powiedzieć, że mowa o dość unikalnym dziele. W końcu trzeba wziąć pod uwagę historię jego powstania oraz to jak specyficzne jest nowo nagrane otwarcie. Te pierwsze 30 minut potrafi być momentami nieco nietrafione, ale przy tym to ważne świadectwo reżysera. A jako, że ja zawsze kibicuję reżyserom w tym, żeby ich filmy ujrzały światło dzienne, to oglądałem otwarcie z zainteresowaniem. W miarę podobnie było później z faktycznym filmem. Ma on pewne gorsze momenty. Takie, które próbują moim zdaniem za bardzo wypaść jako intelektualne albo surrealistyczne. Przy czym ,,Ręce do góry!" nie są dla mnie pretensjonalne. Mają ciekawą historię do opowiedzenia z ważnym historycznym tłem. Całościowo to jest trochę nierówna produkcja, ale doceniam ją za kilka rzeczy.

fot. Vampyr, reż. Carl Theodor Dreyer

Idąc dalej drogą klasyków, poszedłem na ,,Vampyra" Carla Theodora Dreyera. Jak dotąd widziałem od niego ,,Męczeństwo Joanny d'Arc", więc byłem ciekaw jak sprawdzi się w kinie dźwiękowym. Na szczęście nie stworzył on przegadanego filmu. Choć dialogi są obecne, to jest ich niewiele. ,,Vampyr" przede wszystkim opowiada historię obrazem. Robi to wyśmienicie, bo kreuje niepokojącą atmosferę, w której nie wiadomo gdzie czai się zło. Imponuje także niektórymi zabiegami wizualnymi. Ich poziom techniczny jest wyjątkowy jak na wiek produkcji. Oprócz tego byłem także zaintrygowany historią oraz jej narracją. Podobało mi się powolne odkrywanie informacji o wampirach. Całościowo to klasyk, który wciąż robi wrażenie.

fot. Sklep z modelkami, reż. Jacques Demy

Kolejnym filmem z lat 60. był ,,Sklep z modelkami" Jacquesa Demy. Po świetnych ,,Parasolkach z Cherbourga" byłem ciekaw reszty twórczości reżysera. Do tego tym razem była to anglojęzyczna produkcja. Niestety ogromnie rozczarowałem się. Ciężko mi nawet powiedzieć jakie intencje miał Demy tworząc film. Śledzimy w nim absolutnie okropnego George'a, który końcowo dzieli jakąś relację z Cecile, ale nie wyczułem w niej żadnej chemii, ani rzeczywiście tworzącej się więzi. Nie umiałem stwierdzić co tak podoba się ludziom w ,,Sklepie z modelkami". Postacie były dla mnie pozbawione głębi, więc nigdy nie przejąłem się ich dramatem.

fot. Wariaci, reż. Jan Jakub Kolski, dystr. TVP

Środkowym filmem zrobiłem przerwę od produkcji z poprzedniego wieku. Z konkursu From Poland zostali mi jeszcze do obejrzenia ,,Wariaci" Jana Jakuba Kolskiego. Film, który kompletnie ominął moje miasto podczas kinowej premiery. W zasadzie można spokojnie powiedzieć, że przeszedł bez jakiegokolwiek zainteresowania. A kiedy już obejrzy się go to nie pozostaje nic innego jak zadać pytanie: ,,Dla kogo takie filmy w ogóle powstają?". To dziwny przypadek powolnego kina drogi z elementami komedii i czegoś na wzór ,,Bonniego i Clyde". Takie połączenie nie byłoby problematyczne gdyby tylko jakikolwiek z tych elementów był udany. Choć najpoważniejszym problemem ,,Wariatów" jest dla mnie ich brak celu. Praktycznie nie istnieje tu nic do czego miałaby dążyć historia. Sporo z niej to bezsensowne chodzenie tu i ówdzie. Absolutnie nie jest ono angażujące. Marnuje dodatkowo Eryka Lubosa, którego jąkanie się irytuje już po pierwszych kilku minutach. Zaś przygody z córką nie bawią. I tak właśnie spędza się te dwie godziny. Ten metraż również mnie dobił.

fot. Zapomniana melodia, reż. Jan Fethke, Konrad Tom

Po najgorszej produkcji jaką obejrzałem na tej edycji przeszedłem do czegoś znacznie przyjemniejszego. Zatrzymałem się po raz pierwszy w Dworze Artusa, żeby obejrzeć dwa filmy z udziałem Heleny Grossówny. Pierwszym z nich była ,,Zapomniana melodia". Całkiem urocza, choć nieco rozwodniona zbyt dużą ilością wątków historia o Instytucie Dokształcającym i firmie od mydła. Jakoś losy postaci z obu tych miejsc przeplatają się, ale najciekawsze jest mimo wszystko to co dotyczy pierwszej lokacji. Szczególnie gdy chodzi o relację uczennic z nauczycielem muzyki. Choć jest on z początku trudny do polubienia z powodu swojej konserwatywności, to film umiejętnie czyni go sympatyczniejszym z czasem. Gorzej natomiast jest z relacją Heleny oraz Stefana, bo ta dwójka nie obchodziła mnie.

fot. Piętro wyżej, reż. Leon Trystan

Lepszym filmem z pasma o aktorce było ,,Piętro wyżej". Zaskakująco zabawna komedia pomyłek z całkiem dobrym konceptem na dwójkę sąsiadów o nazwisku Pączek. Jest to przy okazji pierwsza produkcja z udziałem Eugeniusza Bodo jaką obejrzałem. Pozwoliła ona lepiej mi zrozumieć jaki był fenomen tego artysty. Ma on w sobie charyzmę oraz urok, które czynią jego postać przesympatyczną. Również świetny jest Józef Orwid. Podobała mi się jego żywiołowość i wszelkie sceny, w których towarzyszył sąsiadowi. Helena Grossówna również spisuje się dobrze, choć jest ona mniej ważna od tej dwójki. Natomiast obsada to jedno, ale ,,Piętro wyżej" ma jeszcze świetne wyczucie komediowe, dobre fizyczne gagi oraz zabawne dialogi. Cieszę się, że sprawdziłem oba te filmy. Zresztą sam Dwór Artusa był całkiem klimatyczną lokacji dla produkcji z lat 30. Trochę trudno to wyjaśnić, ale ta mała sala miała w sobie coś staroświeckiego.

fot. Dracula, reż. Francis Ford Coppola

Ostatnim filmem tego dnia był dla mnie ,,Dracula" Francisa Forda Coppoli czyli motyw przewodni 22 edycji. Produkcja, po której mniej więcej spodziewałem się porządnej dawki absurdu oraz podniosłego charakteru. Jednakże Coppola wciąż bardzo mnie zaskoczył swoją adaptacją powieści Stokera. Tym jak bardzo jest seksualna, groteskowa i stale zaskakująca. To film, w którym zasadniczo nie da się przewidzieć jaka będzie następna scena. Może ona mieć staroświeckie przejście, hektolitry krwi albo seks bestii z kobietą. I ja uwielbiam to jak autorska jest ta wersja ,,Draculi". Byłem zaangażowany praktycznie od początku do końca. Bawiłem się wyśmienicie, bo nie znam innej wersji tej historii w takim stylu. Jest ona oryginalna, a także świetnie wykonana. Scenografia, kostiumy i charakteryzacja ciągle robią wrażenie, a muzyka Kilara podbija podniosłość wydarzeń. Również mogę pochwalić obsadę z jednym drobnym wyjątkiem w postaci Keanu Reevesa, o którym wszyscy się już rozpisali. Ogólnie bardzo cieszę się z tego wyboru na motyw przewodni, bo nareszcie dostałem okazję, aby obejrzeć film Coppoli po raz pierwszy i to na dużym ekranie.

Jeszcze jedną ważną rzeczą dotyczącą soboty jest to, że obejrzałem podczas niej aż 7 filmów. Tym samym najpewniej raz na zawsze przebiłem rekord tego ile widziałem filmów w ciągu jednego festiwalowego dnia. Było to trochę trudne i uwzględniało spieszenie się pomiędzy każdą projekcją, ale zrobienie takiego rekordu jest wspaniałym uczuciem. Przy okazji nikt mi nie zarzuci, że nie wykorzystałem w pełni programu!

fot. Panienki z Rochefort, reż. Jacques Demy

A przynajmniej dotyczy to soboty. Innych dni w większości też, ale po obejrzeniu tylu filmów musiałem zrobić sobie lżejszy finał festiwalu. Dlatego ostatniego dnia obejrzałem tylko 3 produkcje. Ale za to jakie! Zacząłem od kolejnej produkcji Jacquesa Demy jaką zobaczyłem na tej edycji czyli ,,Panienek z Rochefortu". I jako ogromny fan ,,La La Land", ucieszyłem się oglądając film, który był wyraźną inspiracją dla dzieła Chazelle'a. Ale też ogólnie mowa o produkcji z wspaniałymi piosenkami. Choć jednocześnie muszę przestrzec, że historia jest całkiem specyficzna. Bo jeśli kiedykolwiek irytowały was romanse, w których są sceny gdzie postacie przypadkiem mijają się albo inne zbiegi okoliczności opóźniają ich spotkanie, to wytrzymanie ,,Panienek z Rochefortu" mogłoby być dla was trudne. Istotą tej fabuły są właśnie te zbiegi okoliczności. One sprawiają, że główne bohaterki nie mogą znaleźć swoich ideałów mężczyzny. I mógłbym zażartować jak zabawne czy nawet nieco imponujące jest to ile różnych przeszkód Demy wymyśla dla bliźniaczek. Nagromadzają się one czasem tak, że może to wręcz zakręcić w głowie. Natomiast nie podejrzewałbym, aby celem tego wszystkiego była sadystyczność reżysera wobec bohaterek. Pomimo tego jak bardzo historia wymaga zawieszenia niewiary, to jest nieco prawdy w tym jak łatwo potrafimy omijać znajome osoby lub te, których szukamy. Jednak co najważniejsze, ta narastająca irytacja zostaje ostatecznie rozwiązana jakże satysfakcjonującym finałem. Także jeśli zaakceptujecie ten pomysł na historię i dacie porwać się cudownej muzyce, to ,,Panienki z Rochefort" przypadną wam do gustu.

fot. Humanitarna wampirzyca poszukuje osób chcących
popełnić samobójstwo
, reż. Ariane Louis-Seize, dystr. Aurora Films

Następnie wybrałem nowość o mówiącym wszystko tytule czyli ,,Humanitarna wampirzyca poszukuje osób chcących popełnić samobójstwo". Unikalną wariację historii o wampirach, która jest uroczym coming of age z sympatyczną, nieco romantyczną relacją na głównym planie. Film zlatuje bardzo szybko, ma cudowną protagonistkę, a także sporo udanego humoru. Przy czym nigdy nie wyrasta też na jakiś bardzo wysoki poziom. To porządna produkcja i spędziłem z nią przyjemnie czas, choć nie jest też na takim poziomie jak moim zdaniem najlepsza współczesna produkcja o wampirach czyli ,,Yofukashi no Uta". Jednakże wciąż polecam ją sprawdzić.

fot. Motel Destino, reż. Karim Aïnouz, dystr. Aurora Films

Na zakończenie festiwalu, niczym w zeszłym roku, wybrałem film z Konkursu Głównego w Cannes. Tym razem był to ,,Motel Destino" w reżyserii Karima Aïnouz. Film ociekający przemocą, brudem i seksem. Jest to w zasadzie jedyna jego wartość razem z urzekającą kolorami stroną wizualną. Poza tym oferuje ona tylko prościutką historię, która nawet nie rozwija elementów wprowadzonych na początku. Stąd też poczułem się trochę rozczarowany, bo nie byłem w stanie aż tak długo przyglądać się z fascynacją temu światu. ,,Motel Destino" trwa prawie 2 godziny i w końcu zaczyna nieco nużyć.

Tak wyglądały moje dwa ostatnie dni na 22. Międzynarodowym Festiwalu Filmowym Tofifest. Całą edycję mogę uznać za udaną. Choć nowości w większości mnie rozczarowały (szczególnie konkurs From Poland), to dobór klasyków zdecydowanie sprawił, iż oglądałem w większości dobre produkcje. Zresztą sam końcowy wynik 20 obejrzanych filmów jest najlepszy spośród wszystkich edycji festiwalu na jakich byłem. Tym samym oznacza to, że zdecydowanie miałem co oglądać. Natomiast problemów technicznych było niewiele i ograniczyły się one do opóźnień oraz paru problematycznych przypadków z napisami. Było tego na szczęście niewiele. Mam nadzieję, że w przyszłym roku albo znowu trafi się dużo pasm z klasyką albo pojawią się ciekawsze nowości. Oba kierunki dla festiwalu mi pasują. A już na sam koniec dzielę się moim rankingiem filmów obejrzanych na tegorocznej edycji od najlepszego do najgorszego:

1. ,,Dracula"
2. ,,Panienki z Rochefort"
3. ,,Parasolki z Cherbourga"
4. ,,Vampyr"
5. ,,Pamięć"
6. ,,Humanitarna wampirzyca poszukuje osób chcących popełnić samobójstwo"
7. ,,Piętro wyżej"
8. ,,Kolonia nr 5"
9. ,,Wywiad z wampirem"
10. ,,Odmienne stany świadomości"
11. ,,Ręce do góry"
12. ,,Przedział nr 6"
13. ,,Zapomniana melodia"
14. ,,Motel Destino"
15. ,,Błazny"
16. ,,Camper"
17. ,,Las"
18. ,,Sklep z modelkami"
19. ,,Ostatnie lato"
20. ,,Wariaci"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz