czwartek, 25 lipca 2024

,,The Surfer" / ,,Surfer" - recenzja

 

Ta podróż nie będzie przyjemna dla protagonisty, ale już dla widza możliwie tak.


Australijska plaża. Siedząc na sali kinowej, czuje się jej żar zupełnie jakby było się właśnie tam. Prędko będziemy odczuwać nie tylko to, ale również dezorientację, zdziwienie i szok, które towarzyszą bohaterowi granemu przez Nicolasa Cage'a. ,,Surfer" w reżyserii Lorcana Finnegana to zasadniczo zabawa w to jak bardzo można poturbować swojego protagonistę. Czy kogoś będzie to bawiło, zależy z pewnością od poczucia humoru, ale także podejścia do głównego aktora i tego czy lubi się jego manierę oraz specyficzność. Ja dałem się wciągnąć w tą psychodeliczną podróż, choć nieco odbiłem się od niej bliżej końca.

fot. Surfer, reż. Lorcan Finnegan, dystr. Monolith Films

,,Surfer" to tragikomiczna historia, bo z jednej strony ciężko nie współczuć protagoniście, a z drugiej film bardzo świadomie kreuje coraz bardziej absurdalne scenariusze. Pech tej postaci ciągle tylko rośnie. Przyznam, że mnie to całkiem bawiło. Oczywiście mowa o raczej okrutnym filmie, bo przecież bohater stopniowo traci ubiór, telefon czy nawet pierścionek. Lecz to gromadzące się szaleństwo jest zabawne przez to jak niedorzeczne jest. Wystarczy przecież przeczytać opis filmu. Jednak ta konwencja nie działałaby równie dobrze gdyby nie perfekcyjnie odnajdujący się w niej Nicolas Cage. Jest to rola, która czerpie z tego jak szalone postacie potrafi grać. Do tego równie dobrze odgrywa postać w jej stanie bezbronności.

Natomiast nie tylko absurdem stoi film. Równie wspaniale wypada kwestionowanie rzeczywistości. Czy ten parking był faktycznie pusty czy nie? Czy to co widzi istnieje? I skąd biorą się niektóre z wizji? Lorcan od samego początku sprawnie kreuje atmosferę niepokoju dzięki chociażby zniekształcaniu obrazu. Silne kolory, rozmywające się widoki, inny sposób kręcenia sceny... ,,Surfer" bardzo przyciąga tym jak wygląda. Niestety razem z rujnującą się rzeczywistością, wreszcie przychodzi czas na wytłumaczenie, które okazało się dla mnie rozczarowujące. Film Lorcana ma bardzo pewny kierunek do tego momentu i jest on nastawiony na niedopowiedzenia. Tymczasem trzeci akt to dość dosłowne wskazanie tego co dokładnie było sednem fabuły.

fot. Surfer, reż. Lorcan Finnegan, dystr. Monolith Films

Ciężko mi stwierdzić czy to kwestia braku pomysłu na zakończenie historii czy pewności, że właśnie ten kierunek jest właściwy, ale odbiera on ,,Surferowi" trochę magii, która była tak długo budowana. Nie jest to zrujnowanie fabuły, bo mimo wszystko finał jest sensowny, lecz uważam, że przy pełnym oddaniu się szaleństwu, film byłby w pełni satysfakcjonujący. Mnie zaangażowało to psychodeliczne starcie z wrogą sektą surferów. Jest zabawnie, stylowo i tak gorąco oraz brudno, że odczuwa się to na własnej skórze. Ja polecam zabrać się do Australii wiedząc czego spodziewać się, bo wiem, że nie każdego przekona takie poczucie humoru.

Ocena: 7/10

Film obejrzany podczas 24. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego mBank Nowe Horyzonty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz