środa, 26 czerwca 2024

Żale Kinomana na 22. Międzynarodowym Festiwalu Filmowym Tofifest - Dzień 1

 

Pora rozpocząć kolejną relację z festiwalu Tofifest.


To już trzecia edycja festiwalu, w której biorę udział mając akredytację dziennikarską. W związku z tym postaram się przez najbliższe dni jak najlepiej relacjonować moje wrażenia z festiwalu. A zacząć mogę dość pozytywnie, gdyż pierwszego dnia obejrzałem dwa całkiem dobre klasyki oraz dotychczas rzadko pokazywaną nowość.

fot. Parasolki z Cherbourga, reż. Jacques Demy

Niczym w zeszłym roku, edycję rozpocząłem od seansu klasyka. Tym razem były to ,,Parasolki z Cherbourga" Jacquesa Demy. Postać reżysera była mi jak dotąd minimalnie znana, ale nadal pozostawało przede mną obejrzenie kilku jego dzieł. Rozpoczęcie od tego filmu było zdecydowanie dobrą decyzją. Mowa o musicalu z dialogami, które przez cały metraż są śpiewane. Wielu taka konwencja mogłaby prędko zmęczyć, ale dla mnie była ona urokliwa i świadczy o oryginalności produkcji. Pomimo tego, że film ma już 60 lat na karku, to ciężko znaleźć jakiekolwiek podobne do niego dzieła. Do tego pomimo wieku, wciąż zachwyca on muzyką oraz kolorową stroną wizualną. Lokacje aż tętnią życiem. Przy czym stanowi to też ciekawy kontrast dla historii. Z początku ta idealistyczna historia idzie w parze z radosnym wyglądem filmu. Jednak pomimo skręcenia fabuły w zaskakująco dojrzałym kierunku, strona wizualna pozostaje taka sama stanowiąc ten kontrast, o którym wspomniałem. Nie spodziewałem się, że z takim rozpoczęciem, film rozwinie się w dramatyczny sposób. Doceniam to, bo też przyznam, że ciężko mi było na początku zrozumieć postacie przez ich prostotę Lecz całościowo uważam ,,Parasolki z Cherbourga" za film wytrzymujący próbę czasu. Szczególnie dzięki oglądaniu go w wersji odnowionej, która wygląda pięknie.

fot. Las, reż. Lidia Duda

Następnie wybrałem nowość czyli ,,Las" Lidii Dudy, pokazywany jak dotąd chociażby na festiwalu Millennium Docs Against Gravity. Temat kryzysu uchodźczego jest ważny i zastanawiałem się jaką perspektywę obierze dokument. Niestety ta rozczarowała mnie. Otóż ,,Las" popełnia fundamentalny problem jakim jest to, że nie ma nic nowego albo ciekawego do opowiedzenia. Skupia się on na rodzinie mieszkającej w Puszczy Białowieskiej i jej oczami przyglądamy się temu jak w lesie zaczynają pojawiać się uchodźcy. To co mogło przerodzić się w przejmującą wizję zmiany miejsca natury z powodu kryzysu, którym ludzie z wyższych sfer nie chcą się zająć, a także tego jak pomocą muszą zajmować się ci mający też swoje własne problemy i nie zawsze umiejący wystarczająco wspomóc, niestety nie wykorzystuje potencjału. Zamiast tego częściej skupiamy się na scenach, w których przykładowo rodzina skarży się jak zaplanowane przez nich idealne życie zostało zrujnowane przez problemy innych. Komentarz dotyczący kryzysu oraz tego co się do niego przyczynia jest bardzo zachowawczy i zepchnięty wręcz na samo zakończenie filmu. Natomiast uchodźcy nie mają w zasadzie żadnej przestrzeni w ,,Lesie", żeby móc coś powiedzieć. Może nie byłoby to problemem gdyby całkowicie chodziło o prywatność tych ludzi, ale ciężko w to uwierzyć gdy na sam koniec widzimy nagrania z lasu nie ukrywające ich tożsamości. Natomiast pomimo tych wszystkich problemów, film Lidii Dudy trochę stoi w rozkroku, bo potrafi emanować pewną empatią. Da się wyczuć, że prezentowana rodzina jest jakoś przejęta śmierciami w lesie, a także widzimy pewne momenty gdy pomagają potrzebującym. Do tego reżyserka tłumaczyła na spotkaniu po seansie, że chciała pokazać perspektywę tych, którzy zwykle nie są dopuszczani do głosu. Nie jest to złe, ale uważam, że trzeba było nieco zmienić skupienie ,,Lasu". Mniej pokazać życia rodziny, a bardziej skupić się na aspektach dotyczących kryzysu.

fot. Wywiad z wampirem, reż. Neil Jordan

Na całe szczęście po tym nieudanym seansie jeszcze czekał na mnie inny klasyk na zakończenie pierwszego dnia. Cykl Romantyczno-Wampirycznej Piątki rozpoczął ,,Wywiad z wampirem" na podstawie bestselleru Anne Rice. Filmu jak dotąd nie widziałem, a słyszałem o nim dużo, więc chciałem wreszcie przekonać się jaki dokładnie jest. I myślę, że był to idealny wybór na rozpoczęcie cyklu, gdyż produkcja Neila Jordana wykorzystuje niemalże w pełni temat wampirów. Ta rozgrywająca się na przestrzeni 200 lat historia pokazuje stwory od ich wielu różnych stron. Ich sposoby myślenia, adaptowanie się do nowego otoczenia, perspektywa na zmieniające się czasy, nieumiejętność pogodzenia się ze zmianą samego siebie, a także kontakt z innymi osobami z tego gatunku.,, Jest to tym bardziej angażująca wizja, bo prezentuje się ona naprawdę ładnie dzięki scenografii i kostiumom, które skutecznie odzwierciedlają przedstawiane epoki. Również pomaga jej okazjonalna kiczowatość. Mogłaby ona być podbita, ale i tak stara się urozmaicić film oraz lepiej bawić widza. Natomiast Tom Cruise przyciąga do ekranu bijącą od niego charyzmą w roli Lestata. Przy okazji to także miłe przypomnienie tego jak aktor miał w karierze występy, w których mógł pokazać nieco więcej od siebie. Także całościowo pomimo pewnych dłużyzn, trudniejszych do zignorowania głupich scen oraz tego, że nie jestem specjalnie fanem roli Pitta, uważam seans za udany.

Jeszcze mogę tylko wspomnieć, że rozczarowały mnie napisy w ,,Parasolkach z Cherbourga". Pomijając już tłumaczenie, które potrafiło zmieniać znaczenie zdań (np. gdy bohaterka w jednej wersji potwierdzała coś, a w drugiej zaprzeczała), to przede wszystkim nie dało się na nie patrzeć gdyż wielokrotnie nie były równo wyświetlane z dialogami. W takich momentach człowiek cieszy się z znajomości angielskiego, bo przynajmniej ma dodatkowe napisy do wspomagania się. Natomiast poza tym to z technicznych lub organizacyjnych aspektów można byłoby wymienić co najwyżej drobne opóźnienie w rozpoczęciu seansu ,,Lasu", ale nie było to nic poważnego. Mam nadzieję, że festiwal w następnych dniach obędzie się bez problemów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz