Przykro mi widzieć taki krok w tył dla Fennell po jej poprzednim świetnym filmie.
Przy tworzeniu satyry na bogatych nie wystarczy sama intencja stojąca za tym. Takich filmów jest już wiele, więc potrzeba pomysłu, a także oryginalności. Wierzyłem, że Emerald Fennell mogłaby sobie z tym poradzić. Jej ,,Obiecująca. Młoda. Kobieta" miała w sobie przewrotność oraz porządny komentarz społeczny. Przy tym wobec ,,Saltburn" nie miałem oczekiwań, bo nie każda z obranych przez nie konwencji wydawała mi się ciekawa. Na pewno spodziewałem się czegoś świetnego po stronie wizualnej, ale w kwestii treści tylko balansowałem pomiędzy nadzieją, a obawami. Dlatego całe szczęście, że nie miałem wysokich oczekiwań jak wiele innych osób, bo najnowszy film Fennell nie jest dobry i bym wyłącznie wkurzył się po moim seansem.
Wydawało mi się, że kto jak kto, ale ona poradziłaby sobie z satyrą, a tymczasem ,,Saltburn" to prostacka rozrywka z bezpośrednią krytyką bogatych, która nie niesie ze sobą niczego nowego. Choć najpierw zaczyna od czegoś innego czyli historii studenta, który próbuje wpasować się w kompletnie nowe dla niego środowisko. Wtedy film jest wyjątkowo udaną komedią. Żarty sytuacyjne oraz te bazujące na charakterach postaci działają. Zresztą humor później również jest tym co ratuje produkcję Fennell. Czarny humor w satyrze jest udany w przeciwieństwie do samego komentarza. Pewnie dlatego, bo dużo łatwiej było mi traktować tę historię z dystansem niż na poważnie. Natomiast inną rzeczą za jaką mogę pochwalić ,,Saltburn" jest gatunkowość.
Obranie paru konwencji to dobry pomysł, który nie działa tu źle. Trochę komedii, zarówno lekkiej jak i czarnej, także romans w gotyckim miejscu akcji oraz ta satyra. Przynajmniej to pokazuje, że Emerald jakoś rozwija się jako twórczyni pomimo kroku w tył w kwestii treści. Niestety same konwencje są zrealizowane z dość różnym skutkiem. ,,Saltburn" jest dobrą komedią, ale kiedy już próbowało zrobić coś więcej to rozczarowywało mnie. Sporo ludzi określa je jako odważny film, a ja tego zupełnie nie czuję. Oczywiście parę sekwencji może zaskoczyć, ale nie jest to nic co by realnie szokowało. Bardziej wydaje się dla mnie sztucznie wykreowane.
Kolejna sprawa to samo Saltburn. Miejsce określane jako niezwykle pożądane. Pobyt tam ma być najlepszym okresem w życiu. Na pewno mogę docenić wysiłki ekipy od strony technicznej, bo miejsce jest świetnie wykreowane. Jednak czas jaki tam spędziłem w trakcie historii wydawał się niekiedy pospieszny, a ten przepych, duszność oraz stopniowa przemiana człowieka jakie wiążą się z nim, były dla mnie średnio odczuwalne. Wygląda to pięknie, ale coś po drodze nie zagrało. Kolejna sprawa to postacie jakie tam przebywają. A te również zawodzą. Oliver mógł być całkiem dobrym przykładem tego jak środowisko zmienia człowieka. Niestety tragiczne zakończenie rujnuje cały jego potencjał, a także film.
Mowa tu bowiem o satyrze, która pozbawia człowieka pola do własnej interpretacji. Tu nie ma żadnej złożoności. Wszystko jest wyłożone na tacy. Zaś wnioski Fennell nie mają w sobie niczego oryginalnego i porażają swoją banalnością. Prostota tyczy się także postaci. Wspomniałem już o protagoniście. Nieco ciekawszy jest Felix, ale ostatecznie zabrakło mi w nim czegoś więcej pomimo wyraźnego wysiłku ze strony Jacoba Elordi. Najgorzej natomiast wypadają dorośli, którzy dokładają się do tego jak słabą satyrą jest ,,Saltburn". Karykatury, które nigdy nie wydawały mi się realnymi postaciami. Ot, błazny, z których można było się pośmiać. Choć chcę zaznaczyć, że nie oczekiwałem od nich mocnej złożoności. Po prostu czegoś co sprawiłoby, iż film nie wydawałby się taki pusty. Jednak tutaj nawet tego nie ma.
Mimo wszystko to nie jest jakaś zła rozrywka. Wierzę, że przy odpowiednim nastawieniu może spełniać jakąś tam rolę. Choć sam nie wiem czy mowa o tej, którą obrała sobie Emerald Fennell tworząc film. Ciężko mi powiedzieć na ile to satyra próbująca realnie coś powiedzieć, a na ile ta prostacka rozrywka. Niezależnie od tego na czym bardziej jej zależało, mogę z pewnością powiedzieć, że z jedną konwencją zupełnie nie poradziła sobie. Nie ma w ,,Saltburn" niczego do czego warto byłoby wracać w myślach. Jest ono pustą produkcją, która trochę rozbawi, pokaże piękne widoki, a także zadowoli widokiem paru znanych i utalentowanych nazwisk, ale nie pozostawi po sobie nic. W końcu nie ma tu nawet niczego specjalnie odważnego.
Ocena: 5/10
Film obejrzany przedpremierowo podczas 31. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego EnergaCAMERIMAGE.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz