Wiele osób znajdzie tu coś dla siebie. Nieważne czy byliby to fani Nicolasa Cage'a czy ludzie poszukujący dobrego komediodramatu.
Wszyscy znamy historie o chwilowej sławie, która czyni wielu gorszymi osobami. To morał stary jak świat. A więc co można zrobić, żeby go odświeżyć? Otóż wystarczy go wpleść w historię o tym jak Nicolas Cage pojawia się w snach wszystkich ludzi. Kristoffer Borgli wraca po niezłej ,,Chorej na siebie" z filmem, który również mierzy się z tematem sławy, choć od innej strony. Jego dobre pojęcie o współczesnym świecie i internecie znowu skutkuje udaną produkcją, która do tego jest zauważalną poprawą dla niego jako reżysera.
Tak naprawdę jedynym co ciągnie ,,Dream Scenario" w dół jest ten brak oryginalności motywu przewodniego. Pomimo absurdów fabuły, jest w miarę oczywiste dokąd ona zmierza. Lecz film zyskuje dużo na tym co towarzyszy oklepanemu morałowi. Koncept z człowiekiem pojawiającym się w snach każdego jest ciekawym pomysłem, a Borgli wyczerpuje go w całości. Niespodziewany i naprawdę zabawny humor biorący się ze snów oraz koszmarów jest jedną z największych zalet produkcji. Chętnie śledziłem historię zastanawiając się jakim gagiem tym razem zaskoczę się. Wielokrotnie głośno śmiałem się widząc kolejne absurdalne wizje z Nicolasem Cagem.
On sam też jest kluczowy dla tego co czyni ,,Dream Scenario" tak udanym filmem. Jako jego fan bardzo chętnie przyjąłem tak nieoczywistą w jego karierze, bo niezręczną rolę. Gra przeciętnego nauczyciela i wychodzi mu to perfekcyjnie pomimo tego jaką ma charyzmę. Do tego uwydatnia się jego talent komediowy. To zdecydowanie jedna z jego najlepszych ról. Wykonał swoje zadanie perfekcyjnie, więc ten zwyczajny protagonista sporo zyskuje. Reszta postaci wyraźnie służy za tło (choć relacja z żoną jest bardzo dobrze napisana), ale tu też pomaga obsada, w której szczególnie ucieszył mnie widok Michaela Cery czy Dylana Bakera.
Całościowo, ,,Dream Scenario" nie jest mocno oryginalne, ale wyczerpuje potencjał tego fascynującego i zabawnego konceptu dzięki wspaniałemu Cage'owi w roli głównej oraz wnikliwemu spojrzeniu Borgliego na współczesny świat. Nie zdradzę niespodzianki, ale muszę dodać, że zakończenie celnie wyśmiewa wszechobecne, natarczywe reklamy. A poza tym w samej historii mieszczą się jeszcze motywy cancel culture, traumy oraz błędnego rozumowania w firmach przy nawiązywaniu współprac. Bogato, a do tego trafnie. Pozostaje mi tylko liczyć, że następny film Kristoffera będzie jeszcze lepszy.
Ocena: 7,5/10
Film obejrzany przedpremierowo na 31. Międzynarodowym Festiwalu Filmowym EnergaCAMERIMAGE.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz