Premiera nowego filmu Martina Scorsese jest nie tylko wydarzeniem wartym celebrowania ze względu na okoliczności powstania, ale również dzięki temu, że to jego kolejne świetne dzieło.
Jest coś znaczącego w tym, że obecnie w kinach można oglądać najnowszy film Martina Scorsese, który został nakręcony za 200 milionów dolarów i domyślnie ma trafić na platformę streamingową Apple TV. Zdecydowanie powinniśmy cieszyć się z tego, że w ogóle zdecydowano się na zaakceptowanie tego projektu w takiej formie. 3,5 godzinny dramat historyczny o ciężkiej tematyce za takie pieniądze to jest coś niespotykanego. Zresztą jakby zestawić ,,Czas krwawego księżyca" z ,,Oppenheimerem" to widać, że ten drugi film był bardziej ,,rozrywkowy" i porównywalnie tańszy, więc z nim wiązało się mniejsze ryzyko. A to, że był częścią fenomenu kulturowego jakim jest Barbenheimer, sprawiło, iż ludzie tłumnie na niego ruszyli. Tymczasem w tym przypadku, pomijając fanów, to wątpię, żeby najnowsze dzieło Martina Scorsese wydawało się przyciągającą do kina opcją dla reszty widowni. Dlatego jestem tutaj po to, aby przekonać, że to film, który koniecznie powinno się zobaczyć w kinie.
Przy tym rozumiem, że dla niektórych to może być trudne. ,,Czas krwawego księżyca" jest wymagającą produkcją. Potrzebuje ona pełnego skupienia od widza, nie oferując od siebie ani jednej zbędnej sceny, a wiedza na temat licznych wydarzeń oraz postaci jest wynagrodzona pod koniec. Dochodzi również długi metraż, który także odstrasza. Do tego ja sam przyznam, że w przeciwieństwie do innych, uważam tempo za wolne, a przez to te 3,5 godziny wydają się nawet dłuższe. Jednak popełnicie błąd jeśli odłożycie zobaczenie filmu w domu. Otóż przeżycie tego wszystkiego w ramach jednego podejścia działa najlepiej. Robienie sobie przerw w domu (szczególnie takich dłuższych) może jedynie zaburzyć pamiętanie fabuły. A tak jak napisałem, jeśli już skupicie się i zapamiętacie tyle ile możecie z tej historii, to jesteście wynagrodzeni.
Jednak nie myślcie, że uważam tylko zakończenie za coś co ma przekonać do seansu. Już od samego początku widz zostaje przeniesiony do bogatego i precyzyjnie skonstruowanego świata, w którym aż chce się spędzać świat pomimo jego wielu okrucieństw. Kosztująca 200 milionów dolarów wizja Scorsese jest imponująca. Od strony technicznej ciężko przyczepić się do czegokolwiek. Kostiumy, scenografia, charakteryzacja, stylizacja części zdjęć na dziennikarską kronikę... To wszystko sprawia, że z pełną immersją wchodzi się do tego świata. A skoro wspomniałem o kronice, to mogę od razu pochwalić również ten pomysł. W filmie, którego jednym z głównych motywów jest pielęgnowanie kultury oraz przetrwanie prawdy, fajnie było zobaczyć materiały stylizowane na dokument. Są tak dobrze zrealizowane, że zupełnie nie gryzą się z tym co filmowe.
Ogólnie początek filmu jest znaczący, dając od razu do zrozumienia, że Scorsese jest zafascynowany kulturą Osedżów i nigdy nie będą oni zepchnięci na bok pomimo tego jak dużo czasu spędzamy na perspektywie Ernesta oraz reszty ludzi z jego strony. Do tej świetnej kreacji świata dokłada się również szczegółowe przedstawienie kultury plemienia. Ważne jest także jak przez ten kontakt z Amerykanami, trochę ona zanika w pewnych aspektach. Przed tym i paroma innymi rzeczami film przestrzega. Dodatkowo jego celem jest rozliczenie USA z wszelkich zbrodni dokonanych w tamtym okresie. Choć jednocześnie znalazło się miejsce na nawiązanie do paru tematów niezwiązanych z Osedżami, a jednak wartych wspomnienia i za to również bardzo lubię ten film.
,,Czas krwawego księżyca" jest bogatą produkcją. Pod kątem tematów czy także postaci. Pomaga w tym rzecz jasna oparcie o materiał źródłowy w postaci książki non-fiction autorstwa Davida Granna. Lecz pomimo tego nie czułem jakby Eric Roth i Martin Scorsese w scenariuszu całkowicie polegali na tym źródle. Z ich tekstu bije fascynacja wobec tej historii. Taka potrzeba, żeby jak najgłębiej przedstawić te trudne wydarzenia, o których ktoś musiał przypomnieć. Jednocześnie z tej złożoności wynika wyzwanie jakim było dla mnie śledzenie fabuły. Rzeczy do zapamiętania jest w końcu wiele. Dlatego momentami miałem problem z tym, aby pewne momenty zadziałały, bo wymagały one ode mnie pamiętania o postaciach, które... nie zapadły mi w pamięć. Drugo- i trzecioplanowi bohaterowie nie są złożeni. Jakby nie spojrzeć brakuje czasu na pogłębienie ich. Chyba, że to decyzja, która wynika z delikatnie wyczuwalnego dziennikarskiego charakteru filmu.
Dalej mowa o fabule, która ma konkretnych bohaterów, ale jednocześnie jest to wszystko jakieś takie obiektywne. Musi przedstawić historię z jej licznymi szczegółami, a przez to drugi plan staje się szarą masą. Wszystko zmienia się pod koniec gdy już wychodzi subiektywizm związany z dedykacją filmu dla Osedżów, bo ostatecznie to oni są najważniejsi. To oni zaczynają i kończą tę produkcję, a także są jej centrum. Przejawia się to również w tym jak historia krąży wokół Mollie Kyle. Częściej oglądamy jej męża, ale tragedia, która dotyka ją oraz rodzinę jest tym co gra najważniejszą rolę. Duża zasługa w tym potężnej roli Lily Gladstone, dodającej sporo głębi do postaci Mollie. Jest wiele czasu na przywiązanie się do niej, a także jej rodziny oraz kultury przez co następujące później wydarzenia bardziej przerażają. Do tego Scorsese nie musi nawet stosować żadnych sztuczek na budowanie napięcia, aby widz poczuł duszną atmosferę. Poczucie zaszczucia jest tu realne.
Z postaci ważni są również Ernest oraz King Hale. Trio Gladstone-DiCaprio-De Niro znacząco przyczynia się do wysokiego poziomu filmu. Z czego ta dwójka idealnie uosabia absolutne zepsucie, złudną dobroć oraz chciwość nie wypadając przy tym w żadnym momencie karykaturalnie, bo to wciąż złożone postacie. Szczególnie podobają mi się subtelne momenty, w których można wyczuć jakie są realne intencje oraz odczucia Kinga Hale'a wobec Osedżów. Choć również świetne jest kiedy łamie się ta maska pociesznego wujka. Natomiast ci, którzy oczekiwali występu Brendana Frasera powinni być zadowoleni, bo ten pomimo bardzo krótkiej obecności, świetnie dokłada się do ostatniej części filmu. Jest ona skupiona na innym grzechu Ameryki czyli próbie ukrycia wszystkich zbrodni, a nawet uczynieniu z procesu sensacji. Zresztą, chciałbym od razu wyrzucić z siebie moje zachwyty nad wybitnym zakończeniem, ale lepiej jak wszyscy sami się przekonają czemu ono tak dobrze działa.
Jednak mogę powiedzieć, że zakończenie filmu w takim momencie sprawiło, iż wyszedłem z niego dużo bardziej zadowolony niż wcześniej przeczuwałem kiedy myślałem o paru jego problemach. To nie jest łatwa produkcja, ale zdecydowanie warto się z nią zmierzyć. Szczególnie w kinie. Jak nie z powodu ułatwienia sobie śledzenia historii (bo w domu różne rzeczy odwracają uwagę człowieka), to dla walorów produkcyjnych, które łatwiej docenić na dużym ekranie. Zresztą, szczęściem jest to, że w ogóle ten film istnieje i wyszedł w takiej formie. Warto to celebrować wybierając się do kina. Najnowsze dzieło Martina Scorsese przypomina o sile filmu w przypominaniu oraz utrwalaniu historii. Do tego jest wspaniale zrealizowane pokazując jak dużą kontrolę nad swoją produkcją ma ten ceniony twórca. Nic tylko cieszyć się, że nadal jest nam dane oglądać jego kolejne filmy.
Ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz