sobota, 28 października 2023

,,Five Nights at Freddy's" / ,,Pięć koszmarnych nocy" - recenzja

 

Nie wiem czemu, ale jakoś te animatroniki nie chcą dostawać dobrych filmów.


Trochę ciężko uwierzyć, że po tylu latach piekła produkcyjnego, nareszcie można zobaczyć w kinach filmową adaptację ,,Five Nights at Freddy's". O ile ogłoszenie było szybkie i próbowało oczywiście wykorzystać sukces serii, to odrzucanie słabych scenariuszy, zmiana studia oraz ludzi odpowiedzialnych za film sprawiły, iż dopiero teraz możemy zobaczyć kultowe animatroniki na dużym ekranie. Sam pamiętam jak długo przyglądałem się produkcji. Na którymś etapie byłem nawet gotów uwierzyć, że film po prostu nie wyjdzie. A jednak pozostawała jakaś nadzieja na coś co byłoby tworzone z miłością. Coś co nie bez powodu potrzebowało tyle czasu. Jednak czy rzeczywiście ,,Pięć koszmarnych nocy" było warte tak długiego oczekiwania? Niestety nie.


Jednak chciałbym na tym etapie coś zaznaczyć. Pewnie zastanawia to trochę osób, ale dla kogo powstał ten film? Dla fanów? Nowych ludzi? Czy wszystkich? Z jednej strony zapewnienia twórców mówią o fanach. A jednak moim zdaniem spróbowano zadowolić wszystkich. Ci, którzy ,,Five Nights at Freddy's" nie kojarzą, powinni wiedzieć, że to seria z dość skomplikowaną historią rozciągniętą na wiele różnych tworów. Gdyby spróbowano już w ramach pierwszego filmu wrzucić wiele rzeczy zrozumiałych tylko dla entuzjastów marki, to nowi ludzie opuściliby seanse skonfundowani. Stąd też, bardzo słusznie, spróbowano napisać nową historię, która nie wpychałaby ludzi do głębokiej dziury jaką jest fabuła serii. Przez większość czasu, ,,Pięć koszmarnych nocy" jest dość proste do zrozumienia.

Zatem, film tworzy coś świeżego. Po to, żeby dotrzeć do nowych ludzi, ale pewnie też po to, aby nie znudzić fanów oglądaniem tego samego jeszcze raz. Niestety problem jest taki, że to nie tylko słaba historia, ale również próbuje ona na koniec za bardzo przekupić ludzi zaznajomionych już z marką. Jest to także adaptacja, która nie potrafi nawet oddać esencji oryginału. Jednak jaka jest historia? Otóż w pierwszej połowie prawdopodobnie wynudzi wielu. Z jednej strony adaptacja ,,Five Nights at Freddy's", która byłaby kameralnym horrorem w stylu pierwszej gry pewnie przez wielu by nie przeszła. Byłaby możliwa do zrealizowania, ale nie wydawałaby się przyciągająca. A z drugiej czuję, że ludzie nie chcą przyjść dla Mike'a Schmidta i jego rodzicielskich dramatów.


Oczywiście jest ta podstawa czyli nasz protagonista dostający pracę w pizzerii jako ochroniarz. Jednak aby dotrzeć do tego to musimy jeszcze przebrnąć przez relację z jego siostrą czyli Abby. Choć część interakcji tej dwójki jest całkiem urocza, to jednym z zasadniczych problemów ,,Pięciu koszmarnych nocy" jest to jak tragicznie wypadają wątki postaci. Mike nie może przepracować traumy związanej z stratą brata. Są w tym ciekawe zalążki, które przy odpowiednim rozwinięciu mogłyby nawet posłużyć za głębię dla filmu. Ważnym tematem jest również wychowanie dziecka i nie odbieranie mu dzieciństwa. Z tym wiąże się wątek kontroli rodzicielskiej, której Mike nie chce stracić. Do tego wszystkiego dochodzi również Vanessa, ale jej wątku wolę nie zdradzać. W każdym razie, co łączy te rzeczy? Są albo rozwijane poza ekranem, albo brakuje im klamry.

Jest to tym gorsze, bo poświęca się im sporo czasu. Tak naprawdę trauma Mike'a to praktycznie jedyna rzecz, którą śledzimy w ramach jego nocnej pracy (pomijając jeszcze spanie). Poza tym za kuriozalny uważam wątek z ciotką i to jak właśnie on ze wszystkich rzeczy prowadzi do sekwencji, która choć trochę przypomina główny koncept gier. Mogę docenić próbę zrobienia czegoś nowego. Naprawdę. Tylko, że ja oczekuję, aby to było na dobrym poziomie. Niestety wątki rozczarowują. Postacie również nie są świetnie napisane. Protagonistę ratuje Josh Hutcherson, którego powrót do większej produkcji przyjąłem z otwartymi ramionami. Jednak ciężko pracuje mu się z dość niewdzięcznym materiałem. Mike nie jest ciekawym bohaterem. Zaś pomimo swojego powiązania z tajemnicą pizzerii, ostatecznie przypomina tylko pionka, który przypadkowo znalazł się w tym wszystkim.


Kolejną osobą, która musi zmagać się ze słabym materiałem jest Matthew Lillard. Z całą pewnością jego angaż najbardziej ucieszył ludzi. Mowa tu o aktorze, którego za rzadko można oglądać na dużym ekranie. I choć jego charyzma nadal przebija się, to już postać, którą dane mu było zagrać, jest absolutnie tragicznie napisana. Twórcy desperacko chcieli już teraz zrobić z nim coś na co było jeszcze za wcześnie. Ma on bardzo rozczarowującą rolę w filmie, a potrzebnego jej ciężaru zwyczajnie nie czuć. Również ważna jest Vanessa, która przez większość filmu jest w porządku, ale bez zdradzania, jej również spróbowano przypisać dużą rolę na koniec niczym Steve'owi Raglanowi i wypada to źle. Ten film kończy się czymś co przypomina zwieńczenie trylogii. Zresztą druga połowa ogólnie stanowi mocny kontrast względem pierwszej.

Nagle coś co przez większość czasu było rodzinnym dramatem, wreszcie zaczyna przypominać główny koncept ,,Five Nights at Freddy's". Przy tym smutno mi powiedzieć, że kiedy wreszcie nadchodzi to na co się czekało, to wypada to słabo. Kategoria wiekowa PG-13 zupełnie nie dziwi. Film oczywiście ma zarobić, a do tego musi dotrzeć do szerokiego grona. Jednak nie powinno się zapominać, że nawet z takim ograniczeniem można kombinować. Niestety tutaj tego nie ma z wyjątkiem jednej sceny. ,,Pięć koszmarnych nocy" jest straszliwie bezpiecznym horrorem. Przemoc nie robi wrażenia, jumpscare'y są wyjątkowo leniwe nawet jak na zwyczajowe standardy tego gatunku, a także brakuje lepszego kreowania atmosfery. Niby Emma Tammi jest niezłą reżyserką, a to co najważniejsze, czyli animatroniki oraz pizzeria, robią ogromne wrażenie, ale czuję jakby film nawet nie próbował być hororem.


Boli to tym bardziej, bo biorąc pod uwagę tłum dzieci, który rusza na film, to mogłoby być dla nich dobre doświadczenie związane z gatunkiem. O ile ja wychowałem się jako dzieciak na ,,Obcym - 8. pasażeru Nostromo" albo ,,Coś", to fajnie jakby obecnie młodzi mogli na przyszłość wspominać, że do horrorów wprowadził ich ten film. Tymczasem przeczuwam, iż ta zachowawczość uniemożliwia to. Bo poziomem to pewnie mniej przejmują się. Ja sam znając siebie, podejrzewam, że gdyby film wyszedł jeszcze w tym 2015 roku to byłbym nim zachwycony. Jednak skąd tak niskie wymagania dorosłych fanów? Z jakiegoś powodu oni są w większości zadowoleni z filmu. Wydawało mi się, że mogli zostać przekupieni fanserwisem, ale tu się zaskoczyłem. W przeciwieństwie do takiego ,,Super Mario Bros. Film", u którego to była rzecz próbująca zasłonić wady, tutaj fanserwis jest przyjemny.

Przez znaczną większość czasu nieofensywny, a także wielokrotnie przyprawiający o uśmiech na twarzy. Przez moje częściowe przywiązanie do marki, seans spędziłem nieco przyjemnie. I mimo wszystko czułem miłość twórców do serii. Nie tylko z powodu nagromadzenia tych wszystkich nawiązań, ale przede wszystkim dzięki stronie technicznej. Ta jest rzeczywiście bardzo dobra, a oglądanie animatroników to zawsze jest czysta przyjemność. Ogromna w tym zasługa kochanego Jim Henson's Creature Shop, które stanęło na wysokości zdania i sprawiło, iż te uwielbiane postacie rzeczywiście pojawiły się na planie. I choć narzekałem na brak wykreowania mroczniejszej atmosfery, to kiczowata estetyka pizzerii również sprawdza się nieźle. Szkoda tylko, że sam film nie poszedł w pelną campowość. Mimo wszystko sporo czasu traktuje się on poważnie i tylko nieliczne, humorystyczne sceny próbują przebić ten nadęty balon.


Ostatecznie ,,Pięć koszmarnych nocy" jest wyjątkowo rozczarowującym rezultatem tego piekła produkcyjnego. Wydawało się, że zapewnienia o doborze najlepszego scenariusza, wysokie walory produkcyjne oraz porządne zapowiedzi będą świadczyć o tym, iż doczekamy się udanej adaptacji serii. Tymczasem jest to film, który nie dość, że ogólnej publiki raczej nie przekona do sprawdzenia gier, to jeszcze dodatkowo ją wynudzi swoją bezpiecznością oraz słabym wykorzystaniem głównego konceptu. Natomiast fani mogą czerpać nieco więcej przyjemności z widocznej miłości do marki, która została tu przelana, ale nie wiem czemu mieliby się oni tak entuzjastycznie cieszyć oglądaniem tego co znają jeśli zostało to na siłę wciśnięte bez przemyślenia. Generalnie zabrakło refleksji nad tym czy wątki są dobrze przeprowadzone i czy aby na pewno jest sens w robieniu tylu rzeczy w ramach pierwszej części. Zaś ja próbowałem przekonać siebie, że wcale nie było tak źle, że seans zleciał mi nieźle... Ale nie mogę oszukiwać się. Prawda jest taka, że po tylu latach, chciałem dostać znacznie lepszy film.

Ocena: 3/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz