piątek, 22 września 2023

,,Zielona granica" - recenzja

 

Z tym jak to jest z politycznością i wiarygodnością filmu Agnieszki Holland nie dowiecie się stąd tylko samemu wyrabiając sobie o nim opinię poprzez zobaczenie go w kinie.


Lubię filmy, o których mam dużo do powiedzenia. Również te trudne, prowokujące do dyskusji. I taką produkcją jest z pewnością ,,Zielona granica". Wiedziałem, że nie pozostawi mnie obojętnym. Tak samo będzie w przypadku wszystkich innych widzów. Niezależnie od ich opinii na temat uchodźców i Straży Granicznej. Jednak samo to nie jest taką wartością. Dla mnie ważne było w jakim opakowaniu dostanę przekaz serwowany przez Agnieszkę Holland. Spodziewałem się bezpośredniego uderzenia, raczej pozbawionego subtelności. Jednak miałem również nadzieję, że będzie się pamiętało o tym, iż nadal mowa o filmie. Nawet gdyby miał być kręcony pod tezę. Jak to wygląda? Cóż, mam mocno konfliktujące ze sobą przemyślenia.

To nie tylko trudny film ze względu na temat. On był dla mnie również trudny w ocenie. Na każdą zaletę przychodzi również wada. Jednocześnie potrafiłem być kompletnie przejęty, jak i również nieprzekonany. Ciężki orzech do zgryzienia. Stąd też mam tak dużo do powiedzenia. Dlatego zacznę od początku, który akurat był dla mnie niewątpliwie najlepszą częścią ,,Zielonej granicy". Wtedy przybiera ona chłodny, zdystansowany charakter. Śledzimy losy rodziny, która chce dostać się do Szwecji poprzez Białoruś, a następnie Polskę. Z jednej strony to fikcyjna historia o nierealnych bohaterach, więc nakreślanie ich zdawałoby się nie mieć sensu, lecz jest ono potrzebne. Konkretniej po to, żeby ich tragedia bardziej nami wstrząsnęła, bo już przejmujemy się ich losami.


Przy tym zdarzenia na granicy są bardzo uniwersalne, więc straszny los jaki dotyka tę rodzinę, dotyka tak naprawdę wszystkich. Holland portretuje losy uchodźców w sposób przejmujący. Chaotyczne sceny, w których ludzie są brani siłą i zastanawiają się co dalej z nimi będzie potrafią wstrząsnąć. Momentami działa to wręcz jak coś dokumentalistycznego. Na szczęście film nie skręca w stronę taniego szokowania. Są ciężkie sceny, ale nie miałem poczucia jakby stosowano szantaż emocjonalny, a sekwencje próbowały podkręcić okrutność. Za to trochę mieszany stosunek mam wobec przedstawienia Straży Granicznej i jestem pewien, że ten aspekt najbardziej oburzy ludzi.

To autorski film i spodziewałem się pewnych rzeczy po Agnieszce Holland. Oczekiwanie, że całość byłaby zdystansowana niczym początek, nie miało sensu. Jednak muszę przyznać, iż czasem reżyserce brakuje wyczucia w pewnych aspektach. Straż Graniczna jest przedstawiona dość jednoznacznie źle. Oczywiście można zobaczyć, że pewne rzeczy wynikają z tego jakie polecenia idą z góry. Nie każda scena z nimi ma na celu przedstawienie ich jako zła (jest taka sekwencja z początku chociażby). I ostatecznie to straż z Białorusi jest tą prawdziwie demoniczną, bo pozbawiono ją jakichkolwiek ludzkich cech. Jednak niektóre dialogi potrafią skręcać w ekstremalną stronę. To sprawia wrażenie przesadzonego w paru miejscach. Po prostu skręca w stronę czarno-białej (hehe) wizji świata.


Tym co ma stanowić kontrę do tego jest wątek strażnika granicznego. Niestety ten jest moim zdaniem najsłabszy w filmie. Postać Jana przechodzi kryzys, który prowadzi do jego przemiany. Niestety nie było to wiarygodnie napisane. Wydawałoby się, że spodziewanie się przez niego dziecka odegra ważniejszą rolę i będzie bezpośrednio zestawione ze zdarzeniami z granicy, ale nie wykorzystano tego. Zaś przez to jak film dość różnie decyduje na czym w danym momencie chce się skupić, to ostatecznie czułem, że Jan był niewystarczająco obecny w historii. W końcu trzeba było zrobić jeszcze miejsce na wątek o aktywistach.

Tu był duży potencjał. Został on zresztą częściowo spełniony. Otóż jedną z rzeczy, które naprawdę lubię w ,,Zielonej granicy" jest to jak bardzo humanitarna jest. Mogą dziać się okrutne rzeczy, a naród jest pełen wad, ale ostatecznie Agnieszka Holland kreuje Polskę na kraj, w którym nie brakuje również ludzi co na widok w tych potrzebie, od razu ruszają, żeby im pomóc. Jej film przemawia do tego ludzkiego poczucia, że trzeba pomagać. Dlatego tak dobre są te sceny, gdzie na dłużej, w przerwie od okrucieństw, możemy obserwować jak aktywiści wspierają uchodźców. Przejmujące jest to w jakim stanie ich znajdują. Powtarzające się ujęcia na stopy, naznaczone niewygodnym terenem i wiecznym podróżowaniem z jednego miejsca do drugiego, zapadają w pamięć. Zaś te momenty kiedy nareszcie mogą oni zaznać długo oczekiwanego spokoju pocieszają.


Dlatego wydaje mi się, że nie potrzebowałem w tym filmie bohaterów. Łatwo mi było przejąć się losem bezimiennych osób. Co najwyżej można było pozostawić rodzinę jako bardziej zarysowane postacie. Tymczasem taki Jan, Julia czy reszta aktywistów? Są zwyczajnie nudni. A ich wątki niespecjalnie dobre. Julię mógłbym jeszcze bronić, bo jest przykładem osoby, która po zetknięciu z sytuacją uchodźców, przestaje być bierna, a to może jakoś przemówić do ludzi. Jednak z charakteru ciekawa nie jest, a jej wątek jak reszta, nie dostaje nawet pełnoprawnej konkluzji. Problemem jest też to, że film obiera parę różnych perspektyw i bez jakiejkolwiek płynności przeskakuje pomiędzy nimi. Montaż sprawia, iż czułem jakby ,,Zielona granica" nie miała żadnej struktury. Po prostu przeskakuje od jednych bohaterów do innych, a z każdymi spędzamy dość różną ilość czasu. To może być chwila lub dłużący się segment. A film całościowo ciągnął mi się.

Również nie mogę go bronić od strony zdjęć. Czarno-biała estetyka jest bardzo prostym, zdecydowanie nie oryginalnym wyborem, a do tego szkodzi ona wyglądowi ,,Zielonej granicy". Całość w ciemniejszych scenach jest nieczytelna. Jeżeli próbowano w ten sposób oddać niewidoczność lasów i bagien to równie dobrze można było to oddać bez tej konkretnej estetyki. Ogólnie zdjęcia są bardzo leniwe. Ze względu na filtr oraz brak jakiegokolwiek pomysłu na kadry. Są po prostu źle skomponowane. Nie pomaga też praca kamery, która wielokrotnie była chaotyczna. Jej trzęsienie się okropnie irytowało. Nawet jeśli Agnieszka Holland ma serce po dobrej stronie to chciałbym, żeby ten przekaz był zapakowany w jakieś ładne opakowanie. Szkoda, bo to też nie jest tak, że czarno-biała estetyka jest zła sama w sobie. Mamy wiele filmów używających i wykorzystujących ją do stworzenia świetnej strony wizualnej. Jednak tutaj czuję, że poszła za tym prosta myśl, iż w ten sposób ludzie poczują się bardziej przygnębieni dzięki takiemu wyglądowi filmu.


Ale tak jak napisałem, przekaz jest dobry. ,,Zielona granica" opowiada o niewinnych ludziach uwikłanych w obrzydliwe układy oraz decyzje władzy. Pokazuje również jak bolesna jest bezsilność. Zaś bezpośredniość z jaką robi te rzeczy bywa zarówno dobra jak i zła. Z jednej strony cieszy uderzenie wprost w niektóre osoby, bo polityczne kino było przez sporo czasu zbyt łagodne, ale zdarzają się również sztuczne, wymuszone momenty. Ostatecznie, tych nieprzekonanych, film Agnieszki Holland pewnie nie przekona. Jednak jest szansa, że część ludzi pójdzie wyrobić własne zdanie i zaskoczą się oni tym jak rzeczywiście wygląda produkcja, o której mogli nasłyszeć się wielu przeróżnych rzeczy w mediach. W moim wypadku, to zarówno zaskoczenie, bo nie spodziewałem się wybrzmienia pewnych aspektów, ale również rozczarowanie, gdyż dało się to zrobić lepiej. Zarówno od strony formalnej jak i treściowej. ,,Zielona granica" jest dość siermiężna i toporna ze swoją estetyką oraz dialogami, ale jednocześnie jest w niej jakaś nadzieja na lepsze jutro pomimo wielu okrucieństw. Coś takiego było potrzebne.

Ocena: 5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz