Czy ważny temat usprawiedliwi słabo wykonany film? Moim zdaniem nie. Gorzej, że ten konkretny nie umie nawet rzetelnie podejść do swojej trudnej tematyki.
Nasłyszałem się bardzo wielu rzeczy o ,,Sound of Freedom. Dźwięk wolności" przed premierą. Zarówno ze strony zwolenników jak i przeciwników filmu. Przyglądałem się tej dość toksycznej atmosferze długo, ale czekałem aż dostanę okazję, żeby samemu wyrobić sobie opinię. Mogłem się spodziewać jaka będzie, ale zawsze trzeba mieć pewność. Czy produkcja Alejandro Monteverde jest równie zła co narracja jaką tworzyli Ballard oraz Caviezel czy to jednak jest dobrze zrealizowany film na ważny temat? Jak bardzo da się odczuć skierowanie pod chrześcijańską publikę? Na ile realne jest przedstawienie tego ważnego tematu? Cóż, niestety to co przeleżało na półce parę lat nie spełniło moich wymagań.
Choć jedno muszę od razu przyznać. Czy ,,Sound of Freedom. Dźwięk wolności" jest nasiąknięte toksyczną narracją ze strony pewnych mediów oraz ludzi odpowiedzialnych za film? Otóż nie. I to mnie zaskoczyło. Mowa tu o nieco bardziej ugruntowanej w rzeczywistości historii niż wszystkie teorie spiskowe z Qanon, o których Ballard oraz Caviezel dumnie się wypowiadali. Nie jest to też poziom ,,Small World" Patryka Vegi, gdzie sporo sprowadzało się do satanistów. Jednakże czy jest to film, który rzetelnie przedstawił realia porywania dzieci? Niestety nie. Monteverde wybrał sensacyjną wersję. Taką, która bardziej pasuje pod thriller akcji w stylu ,,Uprowadzonej".
Choć jedno muszę od razu przyznać. Czy ,,Sound of Freedom. Dźwięk wolności" jest nasiąknięte toksyczną narracją ze strony pewnych mediów oraz ludzi odpowiedzialnych za film? Otóż nie. I to mnie zaskoczyło. Mowa tu o nieco bardziej ugruntowanej w rzeczywistości historii niż wszystkie teorie spiskowe z Qanon, o których Ballard oraz Caviezel dumnie się wypowiadali. Nie jest to też poziom ,,Small World" Patryka Vegi, gdzie sporo sprowadzało się do satanistów. Jednakże czy jest to film, który rzetelnie przedstawił realia porywania dzieci? Niestety nie. Monteverde wybrał sensacyjną wersję. Taką, która bardziej pasuje pod thriller akcji w stylu ,,Uprowadzonej".
Jednak z początku zaczyna się jako dramat, który ma zapoznać widza z postacią Tima Ballarda oraz jego początkową pracą. Już na tym etapie mamy chociażby sklejkę nagrań z monitoringu z porywaniem dzieci na ulicach. W momencie kiedy porwanie stanowi mały procent przemytu nieletnich. Natomiast pierwsze porwanie pedofila oraz strategia protagonisty prowadzą do kiczowatej wymiany zdań, w której na usłyszenie ,,Zaufałem ci" ze strony pedofila, bohater odpowiada ,,Nigdy nie ufaj pedofilowi". Takich trudnych do poważnego potraktowania momentów nie będzie jeszcze brakowało. Jednak co gorsze, w idealnym do zrobienia tego akcie, nie udaje się wykreować Tima Ballarda jako realną postać.
Mamy tu do czynienia z białym mesjaszem. Człowiekiem bez wad. Kochający swoją rodzinę, oddany Bogu, a do tego w trzecim akcie ratujący w pojedynkę dziewczynkę. Rzuca kiczowate one linery, żeby prawdopodobnie brzmieć fajniej, a w jednym momencie nawet wypowiada prosto do kamery długi monolog, który można by skrócić do prostego: ,,przemyt dzieci jest zły". Zaś zainspirowany nie brzmiącą realnie wymianą zdań ze współpracownikiem, decyduje, że to on musi w końcu coś zmienić w organizacji, bo trzeba pomagać dzieciom. Nawet żona, której złożone są podziękowania na koniec, ma praktycznie nic nie znaczącą rolę w filmie. Ogólnie brakuje tu jakichkolwiek dobrze zarysowanych postaci. Wszyscy są pozbawieni głębi. Chyba, że głęboką postacią można nazwać pomocnika, który zaczął ratować dzieci, bo kiedyś przez przypadek uprawiał seks z 14-latką pod wpływem narkotyków. Przynajmniej dobrze, że handlarze dziećmi nie są najbardziej stereotypowo ukazanymi ludźmi albo satanistami.
A poznajemy ich w drugim akcie kiedy film o przemycie zamienia się w historię budowania sekshotelu. Dziwna zmiana konwencji. Również tonu, bo ten sam bardzo poważny film próbuje czasem niezręcznie przebić nadęty balon. A to jakimś żartem, a to lekkim montażem, w którym nasi bohaterowie zajmują się rozwojem ich nowej inwestycji. Oczywiście oglądanie takiej operacji wydaje się być dużo ciekawsze od tego jak zwykle w dużo mniej efektowny sposób przebiega pomoc poszkodowanym nieletnim. Jednak problem jest taki, że to wszystko było dla mnie nudne. Zrealizowane bez polotu. Co najwyżej poprawnie. A w tym gatunku powinno być budowane napięcie. Tymczasem tutaj nawet jak ktoś grozi protagoniście z pistoletu to moment jest zagrany tak, iż ludzie stoją niezręcznie przez jakieś 20 sekund.
Na koniec pozostaje najnudniejszy, wyjątkowo przeciągnięty, trzeci akt, który w skrócie jest ,,Uprowadzoną", ale w wiosce. Nasz wielki bohater rusza w pojedynkę ratować dziewczynkę. A w tym thrillerze akcji brakuje czegokolwiek interesującego. Jakaś stawka jest, bo wiemy jakie wiąże się z tym zagrożenie. Tylko, że tu nie ma napięcia. Zaś ostatecznie sprowadza się to do cudownego uratowania dziewczynki, która niczym brat, zupełnie nie potrzebuje w tym momencie przepracowania traumy. Zignorowane jest również to jak handlarze dziećmi najczęściej polegają na zbudowaniu zaufania, żeby ofiary chciały z nimi zostać. Jednak wiadomo, że sensacyjne ukazanie tematu lepiej się sprzeda.
Do tego to wszystko jest jeszcze natchnione religią. Od razu widać jaka jest docelowa widownia filmu. W zasadzie przy tym jak zaskakująco bezpieczne jest ,,Sound of Freedom. Dźwięk wolności", to równie dobrze spodziewałbym się produkcji w ramówce TV Trwam lub TVP1 w niedzielę po południu. Co prawda szanuję za brak epatowania szokującymi scenami, ale kto wie czy mój brak zaangażowania nie wynikał z tego, że nie dzieje się tu wiele pamiętliwych sekwencji. Wszystko jest takie bezpieczne. Bo i w ten sposób trafi do szerszego grona. Niby to powinno być zaletą, bo więcej osób uświadomi sobie szeroki problem handlu dziećmi, ale jak już powiedziałem, nie jest on rzetelnie przedstawiony. Zaś teksty w stylu ,,Dzieci boże nie są na sprzedaż" sprawiają, iż nie umiem poważnie potraktować filmu. Od razu przypomina mi inne chrześcijańskie produkcje, które za bardzo próbują być misjonarzem szerzącym swój jakże zacny przekaz.
Gdyby to był słaby film z dobrym przekazem, to jeszcze można byłoby mówić, iż dobry cel uświęca środki. Nawet jeśli samemu się z tym nie zgadzam co można było wywnioskować z innych moich recenzji chrześcijańskich produkcji. Jednak ,,Sound of Freedom. Dźwięk wolności" nie ma nawet tego. Nie próbuje rzetelnie podejść do ciężkiego tematu i przedstawić faktyczną wersję historii o Ballardzie (nawet samo Angel Studio stwierdziło, że film podszedł ze swobodą twórczą do faktów). Zamiast tego przedstawia postać w jak najlepszym świetle przez co wypada ona karykaturalnie. Filmu nie umiałem poważnie potraktować. Zaś teraz w oczach wielu osób, które widziały produkcję, handel dziećmi dalej będzie kojarzył się w ten sposób. Może i nie ten związany z teoriami spiskowymi, ale nadal błędny. Do tego ja dostałem to jeszcze w formie przeciętnie zrealizowanego thrillera akcji, który mnie wynudził. A na koniec Jim Caviezel błagał widownię o kupowanie biletów na film, bo studio nie ma wielu pieniędzy na promocję.
Ocena: 3/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz