sobota, 30 września 2023

,,Saw X" / ,,Piła X" - recenzja

 

Czy cykl ,,Piły" jest w stanie jeszcze zaoferować coś dobrego po tylu latach? Okazuje się, że tak.


Jest coś wyjątkowego w tej konkretnej serii. To był duży fenomen, który miał wpływ na horrory pierwszej dekady tego wieku. Do tego pomimo bycia ciągniętym co roku w pewnym okresie, dalej był dla mnie świetną, niezobowiązującą rozrywką. W końcu mamy tu do czynienia z kapitalnym początkowym konceptem w postaci Kramera, który wymierza sprawiedliwość w wyjątkowo okrutny sposób. I choć później dostawaliśmy asystentów (lepszych oraz gorszych), to niezmienne były wymyślne pułapki. Czasem człowiek potrzebował takiej dawki brutalnej przemocy. Szczególnie jeśli sami zamknięci ludzie zasługiwali na taki los. I mógłbym tak wymieniać czemu kocham ,,Piłę", ale wciąż przyznałbym, że miała ona swoje momenty upadku.


Choć formuła pozostawała i dalej sprawiała dużo frajdy (nawet w tych słabych częściach), to potrzeba twórców, aby za wszelką cenę ciągnąć tę historię, wymyślać kolejne ,,szokujące" zwroty akcji czy nawet wyciągać z szafy biednego Tobina Bella, który w serii umarł dość wcześnie, sprawiały, iż ,,Piła" rzeczywiście stawała się grzeszną przyjemnością. Stąd zrozumiałym mogło być, że niektórzy na wieść o powstawaniu dziesiątej (!) części mogli czuć się zrezygnowani. Jednak Kevin Greutert , który wcześniej stworzył zaskakująco udaną szóstą część, zrobił całkiem dobry krok w tył, osadzając akcję pomiędzy jedynką, a dwójką. Ponownie skupiamy się na Kramerze oraz Amandzie. Zaś to co łatwo mogło się zmienić w niepotrzebne komplikowanie osi czasu i retcon dotychczasowej historii niczym w piątym filmie, okazało się być satysfakcjonującym dopełnieniem dla oryginalnej trylogii.

Jeżeli wydawało się komuś, że motyw choroby Jigsawa był wyczerpany w trzeciej części, to mam dobrą wiadomość. Twórcy wykorzystują desperację głównego bohatera do postawienia go w nowej roli. Pomimo tego, że dalej jest genialnym inżynierem, to sporo czasu ogląda się go jako ofiarę. Zdaną na łaskę czasu. Jest to motyw, który przejawia się dość często w trakcie filmu. Natomiast koncept z fałszywą operacją jest absolutnie świetny, bo prowadzi do gry, która jest prawdopodobnie tą najbardziej satysfakcjonującą w serii. Kiedyś łatwo było irytować się z powodu głupich decyzji bohaterów albo narzekać na ich nudny charakter. Tutaj jest na szczęście znacznie lepiej.


Postacie fałszywych lekarzy są prosto zarysowane, ale działają, bo jest sporo czasu na zapoznanie się z nimi. Po to, abyśmy niczym Kramer, poczuli ich złudną dobroć. Trochę sprawia to, że pierwsza połowa jest wolna, ale czas spędzony z Kramerem nie uznaję za nudny. Choć pewnie lekkie przyspieszenie byłoby ostatecznie dobrą decyzją. Jednak ta podbudowa sprawia, że późniejsza gra jest lepsza. Pułapki zawsze same z siebie były dla mnie świetną rozrywką, ale tutaj wiąże się z nimi jeszcze satysfakcja związana z karą dla uwięzionych. Czuję jakby już długo w tym cyklu nie było postaci, którym bym bardziej życzył tych tortur. Danie do filmu ludzi, którzy sprawialiby, że nagle Kramer wydaje się całkiem dobrą osobą, było trafnym wyborem.

Do tego muszę też pochwalić pułapki za ich tematyczne powiązanie. Zawsze wiązała się z nimi jakaś alegoria do przewinień danej osoby, ale tutaj jest to dodatkowo powiązane z tym, że wszystkie nawiązują do medycyny. Również do samej oszukanej operacji Jigsawa. Także są pomysłowe i oczywiście brutalne. Każdy fan gore powinien być zadowolony. Jednak jak działają same przerwy pomiędzy pułapkami? Otóż całkiem dobrze. Jeżeli kogokolwiek męczyły prowadzone równocześnie dwa wątki to mogę pocieszyć, bo tutaj tego nie ma. Bliski kontakt Kramera oraz Amandy z ofiarami jest miłą odmianą w cyklu, a wprowadzenie na pewnym etapie kolejnej postaci dodaje ciekawej dynamiki. I choć odhacza się tutaj parę oczywistych elementów jak wspólne obwinianie się, próby przekonania Jigsawa czy ciągłe zarzucanie mu okropności jego czynów, to nie jest to męczące. Kto wie, może jakoś stęskniłem się za tą formułą. To samo tyczy się zakończenia z charakterystycznym motywem muzycznym. Choć nie robi ono zbytnio wrażenia (bo i nie silono się na szokujący zwrot akcji), to mimowolnie uśmiechnąłem się słysząc ten kultowy utwór. Jednak nadal byłem pozostawiony z nieco kuriozalnym zakończeniem.


Także pomimo okazjonalnych problemów, wyszedłem z seansu z ogromnym uśmiechem na twarzy. Jako fan serii cieszyłem się z wszystkiego co przypomniało mi dlaczego darzę ją taką miłością. Zaś rzeczy, które na pewnym etapie stały się trochę męczące przez powtarzalność, teraz nie przeszkadzały, bo na szczęście ,,Piła" dostała już parę momentów na potrzebny oddech. Natomiast obecnie, choć nie chciałbym powrotu co chwilę (jak przy ostatniej trylogii ,,Halloween" lub nowych częściach ,,Krzyku"), to ucieszyłbym się gdyby Kevin Greutert zdołał jeszcze coś zrobić dla tego cyklu. Już niekoniecznie z Kramerem, bo on zasługuje na odpoczynek. Skoro kiedyś udało mu się poprawić cykl dzięki szóstej części, to może i teraz zdołałby wymyślić coś świeżego. Ma zadatki do tego, bo chociażby jego styl słusznie ogranicza przesadzony montaż serii do minimum. Dalej jest obecny (tak samo pokracznie pocieszny), ale nie do przesytu jak kiedyś. To dobry reżyser, więc niech zostanie jeszcze w serii.

Ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz