sobota, 12 sierpnia 2023

,,The First Slam Dunk" - recenzja

 

To film, który przejdzie obojętnie obok wielu ludzi w Polsce i niesłusznie, bo jest on wart uwagi.


,,Slam Dunk" to kultowa sportowa manga autorstwa Takehiko Inoue. Jest 7 najlepiej sprzedającym się komiksem w historii Japonii ze 170 milionami egzemplarzy w obiegu. Do tego spopularyzowała koszykówkę w kraju. Zaś w zeszłym roku, doczekała się ona filmu, który wreszcie dał fanom adaptację finałowego meczu. To coś całkiem wyjątkowego biorąc pod uwagę wiek mangi (ponad 30 lat), a także formę animacji, która łączy 2D z 3D. Natomiast reżyserem ,,The First Slam Dunk" jest sam autor oryginału, dla którego to filmowy debiut. A to wszystko poskutkowało komercyjnym oraz artystycznym sukcesem w Azji. I teraz mamy w końcu okazję, żeby samemu przekonać się co takiego stanowi o uwielbieniu dla filmu. Ale czy ludzie zdołają poczuć to samo?

Jest spora szansa, że nie. I ciężko mi powiedzieć do czego przede wszystkim się to sprowadza. Na pewno tym co nie pomaga filmowi w naszym kraju jest to, że ,,Slam Dunk" nigdy do nas nie dotarło jako manga i anime. Polscy fani tego tytułu są nieliczni. Natomiast resztę osób ciężko przekonać do obejrzenia historii adaptującej finał mangi jeśli nie mieli kiedykolwiek kontaktu z nią. Dodatkowo dochodzi jeszcze kwestia strony wizualnej. Trójwymiarowa animacja wciąż pozostaje dość sporną kwestią w dyskusjach o anime. Wystarczy przypomnieć sobie zeszłoroczne ,,Dragon Ball Super: Super Hero", które miało swoich przeciwników ze względu na 3D. Także te rzeczy przyczyniają się do niskiej frekwencji na pokazach filmu. Czego jest mi szkoda, bo oba te aspekty wcale nie okazują się być problemem.


Jeżeli tak jak ja, nie mieliście kontaktu ze ,,Slam Dunk" i chcecie dowiedzieć się wrażeń osoby z tą perspektywą, to dobrze trafiliście. Miałem obawy, ale debiut reżyserski Takehiko Inoue nie tylko sprawnie wprowadza widza do tego skrawka fabuły. To również bardzo dobrze wyglądająca produkcja, która swoją stroną wizualną pozwala świetnie zobrazować dynamikę meczu. Jednakże zacznijmy od początku. Otóż ,,The First Slam Dunk" wyjątkowo przedstawia wszystko z perspektywy nie dotychczasowego protagonisty Sakuragiego, tylko obrońcy Ryoty. Dostajemy szybkie wprowadzenie, dzięki któremu możemy już nieźle go poznać oraz zrozumieć powody, dla których koszykówka jest tak dla niego ważna. W trakcie filmu dostajemy jeszcze kolejne retrospekcje, które stopniowo dodają więcej do jego postaci. Czasem stanowią niezłe uzupełnienie do tego co akurat oglądaliśmy na boisku.

Nie jest problemem to, że dopiero co poznaliśmy go. Szybko zacząłem mu kibicować. Z czego najlepsza w jego przypadku jest moim zdaniem relacja z matką. To jak dobrze zarysowany zostaje ten wątek pomimo trwania tylko kilku scen to coś cudownego. Ten osobisty dramat to coś co powinno łatwo przemówić do ludzi. I choć jest w tym wątku nieco sztampowości, to nie było to dla mnie problemem. Emocje były szczerze i prawdziwe. Tak samo jak podczas pełnego ekscytujących momentów meczu. Niestety trochę gorzej jest z resztą retrospekcji. Ogólnie jest trudnym zadaniem wpleść je tak do filmu, żeby nie zaburzały za mocno tempa. Niestety to Inoue nie udało się mimo, że mam za co go chwalić jako reżysera.


Problem wynika z tego jak nierówne swoją długością potrafią być segmenty w przeszłości i teraźniejszości. Człowiek nigdy nie umie powiedzieć czy wrócił tylko na chwilę do meczu czy za chwilę spędzi dużo czasu w retrospekcji. Jest to nieco drażniące, bo nie pozwala na stworzenie równego tempa. A przez to ,,The First Slam Dunk" raz potrafi być szybkie i angażujące, a kiedy indziej dłuży się. Nie pomaga również to, że mimo wszystko w ciągu tych 2 godzin nie było wystarczająco czasu, aby reszta drużyny dostała więcej miejsca w retrospekcjach dla siebie. Wciąż pojawiają się w życiu Ryoty, mając kluczowe znaczenie dla niego, ale jest to trochę mało. Szczególnie dla kogoś kto dopiero ich poznał. Przynajmniej rekompensowane jest to pewnymi momentami podczas meczu, które dają im moment, żeby na chwilę zabłysnąć lub odegrać większe znaczenie dla rozgrywki.

Natomiast o wrogiej drużynie ciężko powiedzieć cokolwiek. Jako postacie, są jednowymiarowi. Na szczęście w meczu stanowią całkiem poważne zagrożenie. Od pierwszego momentu kiedy zyskują przewagę, można poczuć stawkę o jaką toczy się to starcie. Jest to też dobrze podbudowane tym jaki status ma liceum Sannoh. Oprócz tego są drobne momenty rywalizacji pomiędzy pojedynczymi zawodnikami z jednej i drugiej drużyny dzięki czemu mecz robi się w paru miejscach bardziej emocjonujący. Jednak generalnie pod względem postaci liczyłem na nieco więcej. Mimo wszystko nie pomaga, że tacy Mitsui i Rukawa zlewali się ze sobą dla mnie. Na szczęście pełni charyzmy Sakuragi, Akagi oraz Miyagi sprawiali, iż bardzo chętnie kibicowałem ich drużynie.


Pozostaje jeszcze kwestia animacji. Ta idealna nie jest i taki wspomniany wcześniej ,,Dragon Ball Super: Super Hero" był lepszym dokonaniem ze strony Toei. Jednakże zaskoczyła mnie ,,eksperymentalność" strony wizualnej w ,,The First Slam Dunk". To nie są po prostu 2 godziny całkowicie wypełnione CGI. Toei Animation oraz Dandelion Animation Studios postawiły na łączenie 2D z 3D. Z czego w tych spokojnych sekwencjach (szczególnie retrospekcjach), mamy głównie 2D. I jest ono niestety dość średnie. O ile projekty postaci wypadają w porządku to ich bardzo ograniczone ruchy rzucają się w oczy. Bywa to jakoś maskowane, ale człowiek głównie czeka aż postacie nabiorą życia. A tak się staje kiedy przechodzimy do animacji 3D.

Inoue obrazuje mecz z dużą dynamiką. Kamera cudownie przechodzi od jednej postaci do drugiej z każdym rzutem. Slow motion oraz wcinające się co jakiś czas ramki z reakcjami bohaterów są używane z umiarem i spełniają swoją robotę w urozmaicaniu meczu. Widać w tych momentach to, że reżyser jest mangaką. Miejscami czułem się jakbym oglądał coś zaczerpniętego wprost z mangi. Również świetne są same modele postaci. Cieniowanie sprawia, że faktura strojów jest wręcz namacalna. Zaś ich ruchy wyglądają naturalnie. Oglądanie meczu to sama przyjemność. Jest zabawnie, widowiskowo i przejmująco. Nawet ja jako ktoś nie zainteresowany sportem, oglądałem z zapartym tchem finałowe minuty.


Bo tak się składa, że Takehiko Inoue wie jak pociągnąć za pewne sznurki, żeby to wszystko emocjonalnie działało. To są czasem oczywiste zagrania lub sztampowe rzeczy, ale spełniają swoją robotę. I nawet pojedyncze, gorsze zabiegi wizualne nie odtrącają zbyt mocno. Poza tym ,,The First Slam Dunk" ogląda się dobrze nawet bez znajomości serii, bo to po prostu bardzo dobra rozrywka. Lekko potyka się po drodze, ale finalnie bardzo satysfakcjonuje. A jeśli jesteście fanami serii, to tym bardziej będziecie zadowoleni. Jednak obu grupom polecam zobaczenie filmu. Jak najbardziej zasłużył na ten sukces i szkoda by było, żeby został zignorowany w naszym kraju. Kto wie, może zdoła on nawet przekonać do sprawdzenia tego co go poprzedza.

Ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz