Christopher Nolan zdołał przekupić mnie. Jego technologiczne przełomy jak dotąd nie robiły na mnie wrażenia. Jednak połączone z historią Roberta Oppenheimera, zachwyciły mnie.
Owszem, jak dotąd nie byłem fanem reżysera. Kojarzył mi się jako w pewnym sensie człowiek od przełomów technologicznych, ale jego scenariusze pozbawione ludzkich postaci nie umiały mnie do siebie przekonać. Jednak w przypadku ,,Oppenheimera" miałem przeczucie, że tym razem będzie inaczej. Nolan wziął na warsztat fascynującą osobę. Byłoby niemożliwym opowiedzieć tę historię nie nadając wszystkiemu bardzo emocjonalnego charakteru. A to na szczęście udało mu się przy jednoczesnym pozostaniu technologicznym pionieriem. Nie jestem fanem twierdzeń o tym, że pewne rzeczy trzeba obejrzeć w konkretnych warunkach. Jednak najnowsza produkcja Nolana jest niesamowitym przeżyciem w IMAXIE, które dzięki tym warunkom spotęgowało moje emocje podczas seansu.
Już od początku to film, który przeżywa się całym sobą. Życie Oppenheimera jest przedstawione bardzo immersyjnie. Z pełnym wejściem w jego stan emocjonalny. Choćby poprzez ukazanie jego lęków w postaci zachodzących reakcji w bombie. Działa to niesamowicie dobrze dzięki dźwiękowi, choć na chwalenie strony technicznej jeszcze przyjdzie czas. Towarzyszymy Oppenheimerowi przez niemalże cały film. Natomiast oszczędność narracji z offu jest czymś co bardzo doceniam. Nie była potrzebna, aby ukazać przeżycia postaci. Co wystarczyło to angaż Cilliana Murphy'ego. Aktora, który wręcz urodził się, żeby grać Roberta Oppenheimera.
Już od początku to film, który przeżywa się całym sobą. Życie Oppenheimera jest przedstawione bardzo immersyjnie. Z pełnym wejściem w jego stan emocjonalny. Choćby poprzez ukazanie jego lęków w postaci zachodzących reakcji w bombie. Działa to niesamowicie dobrze dzięki dźwiękowi, choć na chwalenie strony technicznej jeszcze przyjdzie czas. Towarzyszymy Oppenheimerowi przez niemalże cały film. Natomiast oszczędność narracji z offu jest czymś co bardzo doceniam. Nie była potrzebna, aby ukazać przeżycia postaci. Co wystarczyło to angaż Cilliana Murphy'ego. Aktora, który wręcz urodził się, żeby grać Roberta Oppenheimera.
To prawdopodobnie najlepsza rola w tym roku. Murphy perfekcyjnie oddaje każdy stan bohatera. I co jest najlepsze w tej kreacji to nie zachowanie manieryzmów czy ogólnie największa możliwa wierność względem tego jak doktor zachowywał się w prawdziwym życiu. Jest to obecne, ale na mnie największe wrażenie robi to ile kryje się na twarzy Murphy'ego. Szczególnie w jego wzroku. Razem z nim odczuwałem to przerażenie wiążące się z testem Trinity czy pewnymi wysuniętymi wnioskami. Dlatego ,,Oppenheimer" pomimo metrażu i praktycznie całkowitego oparcia na dialogach, jest intensywnym filmem. Nawet jeżeli znamy ogólny przebieg tych wydarzeń już przed seansem, to są one tak podane przez Nolana, że absolutnie wciągają i ja sam czułem się niczym główny bohater obserwując co się dzieje.
Do tego podoba mi się pomysł, żeby to nie był film oceniający lub usprawiedliwiający doktora. Nolanowi zależało na tym, aby widownia zrozumiała go. A jest to możliwe dzięki temu jak został on oddany z jego pełnym zniuansowaniem. Skomplikowane relacje z innymi osobami, wewnętrzny konflikt między oddaniem dla kraju, a powstrzymaniem się przed zrealizowaniem tego przerażającego wynalazku oraz mierzenie się z poczuciem winy po zakończeniu projektu. To absolutnie fascynująca postać i gdyby Nolanowi nie udało się tego pokazać to cała produkcja poległaby w moich oczach. Na szczęście dzięki oparciu na książce oraz fantastycznej roli Murphy'ego, zadziałało to bez zarzutu.
Dodatkowo, pokaźny materiał źródłowy sprawił, iż film bardzo rzetelnie przedstawia życie Oppenheimera w ciągu tych 3 godzin. Początkowo ukazując jak zyskiwał renomę, która pozwoliła mu poznać ludzi oraz dostać się do Projektu Manhattan. Następnie przedstawiając proces konstrukcji bomby i związane z tym napięcia oraz obawy. A kończy się konsekwencjami, z którymi mierzył się doktor. Gdyby nie ograniczenia taśmy, to film z pewnością mógłby jeszcze zyskać na dodatkowym materiale, bo to długa i niezwykle ciekawa historia. Jednakże wciąż udało się zmieścić nie tylko czysty konkret, ale również pomniejsze wątki. Choć narzekać można nieco na relację z Jean Tatlock graną przez Florence Pugh. Ma ona swoja znaczenie dla postaci, ale jest krótko na ekranie. Taka Kitty w wykonaniu Emily Blunt ma więcej miejsca dla siebie w fabule. Szczególnie pod koniec w niezwykle emocjonalnej scenie.
Pozostając jeszcze przy mieszczeniu rzeczy w filmie, Nolan stanął przed trudnym zadaniem ukazania wielu osób, które przewijały się w życiu doktora. Co do rezultatu tego miałem obawy, bo zazwyczaj słabo mu wychodzi pisanie postaci. Na szczęście ,,Oppenheimer" zaskoczył mnie pod tym względem. W trakcie tych 3 godzin przewija się wiele osób. Niektóre na długo, a inne na krótko. A jednak niezmienne było dla mnie to, że zapadały mi w pamięć. Niech to będzie nawet tylko jedna cecha charakteru, ale przynajmniej jest i sprawia, iż pamiętam tę postać. A to, że trochę działa jako narzędzie fabularne nie jest dla mnie jakimś specjalnie dużym problemem. Ze względu na swoje historyczne znaczenie muszą przewinąć się w trakcie filmu. A jako, że ten skupia się najmocniej na Oppenheimerze, to bądź co bądź nie dało się ich inaczej przedstawić. Dlatego dotychczasowa wada prostych postaci u Nolana nie miała tu miejsca.
Pomaga w tym znacząco obsada. Reżyserowi udało się skompletować imponujący zbiór nazwisk. I każde z nich nawet jeśli pojawia się na krótko to daje z siebie 100%. Występy Emily Blunt, Casey'ego Afflecka, Benny'ego Safdie, Gary'ego Oldmana, Jasona Clarke'a czy także Roberta Downeya Jr. będą długo tkwić mi w pamięci. Nawet Rami Malek jakimś cudem nie zagrał źle. Także te występy są również powodem, dla którego będę pamiętał postacie. Liczę na jakieś docenienie Murphy'ego, Downeya i Blunt na Oscarach. A co również powinno zagwarantować ,,Oppenheimerowi" nagrody to strona techniczna.
Absolutnie wybitna realizacja. Niby nic dziwnego skoro mowa o produkcji Christophera Nolana, człowieka, który stoi przede wszystkim stroną wizualną, ale wciąż ciężko mi uwierzyć jak niemożliwie dobrze wygląda ten film. To jego kolejna udana kooperacja z Hoytem van Hoytemą, która tym razem poskutkowała nowatorskim użyciem kamery IMAX. Wlicza się do tego stworzenie chociażby specjalnej kamery mogącej kręcić w czerni i bieli. Zaś nakręcenie na taśmie 70mm poskutkowało taśmą z filmem, która ma pokaźny rozmiar. Jednak co najbardziej liczy się to to, że Nolan i Hoytema mają film, w którym znajdziecie: monumentalne zdjęcia lokacji, przybliżone i zakrawające o poczucie klaustrofobii ujęcia głównego bohatera czy także hipnotyzujące kadry z reakcjami zachodzącymi w bombie. To wszystko prezentuje się cudownie. Szczególnie na dużym ekranie IMAXA. A ten format pozwolił również na rewelacyjne użycie dźwięku. Brzmi on potężnie. Sprawia, że trzymałem się wręcz krawędzi fotela i odczuwałem film całym ciałem. Równie wspaniale w kinie brzmi najlepsza ścieżka dźwiękowa jaką dotychczas skomponował Ludwig Göransson. Niezwykle przejmująca, bardzo bogata w swojej instrumentalności i podbijająca emocjonalną stawkę wielu scen. Wystarczy posłuchać ,,Trinity" lub ,,Destroyer Of Worlds" w domu, żeby z powrotem mieć przed oczami sekwencje z filmu. Natomiast reszta technicznych kwestii jak kostiumy, scenografia, charakteryzacja czy efekty specjalne, również stoją na wysokim poziomie, spokojnie mogąc walczyć o nagrody.
Nigdy fanem reżysera nie byłem, więc i przy niczym mu nie kibicowałem. Jednak w końcu się to zmieniło. ,,Oppenheimer" to jego opus magnum. Niezwykle przemyślany i cudownie skonstruowany film, który jest najlepszym sposobem na poznanie historii Roberta J. Oppenheimera pomijając książkę, która stanowiła materiał źródłowy. Głęboki portret psychologiczny pozwala zrozumieć doktora, a także poczuć to co on dzięki immersyjnej stronie wizualnej, która intensywnie trzyma widza w garści przez te 3 godziny. I nawet jeśli Nolan musiał zdecydować się na pewne ograniczenia w ramach swojej konwencji (momentami szybkie tempo + zalew postaci), to nadal zgrabnie udaje mu się z tego wybrnąć. Nawet początkowy chaos spowodowany zaburzoną chronologią wydarzeń okazuje się być sprytnym zabiegiem, gdy odkryty zostaje powód dla tego zabiegu w trzecim akcie. Nie zdziwię się również jeśli film zyska w oczach ludzi w przyszłości ze względu na jego końcowe, bardzo aktualne ostrzeżenie. ,,Oppenheimer" to ważna produkcja, którą zdecydowanie powinno się zobaczyć w kinie, bo i rzadko kiedy studio pozwala komuś stworzyć 3-godzinną biografię z kategorią wiekową R za 100 milionów dolarów.
Ocena: 9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz