Z takimi nazwiskami to musiało się udać, czyż nie? Cóż, niestety wyszło gorzej niż chciałem.
Choć pomysł na film o Barbie od początku brzmiał jak chciwa próba Mattela na zarobieniu na tej kultowej lalce, to sporo się zmieniło od momentu ogłoszenia jakie osoby będą odpowiedzialne za film. Jak tu nie czekać jeżeli za scenariusz odpowiada taki duet jak Greta Gerwig i Noah Baumbach? Nagle pojawiła się myśl, że to jednak może być autorska produkcja pomimo początkowych obaw o dostanie korporacyjnego produktu. Natomiast bogata obsada cieszyła, bo nie brakowało osób, które można było zobaczyć w nieco innym wydaniu (dotyczy to przede wszystkim Ryana Goslinga). Te rzeczy połączone z ogromną i całkiem dobrą kampanią promocyjną sprawiały, iż bardzo czekałem na ,,Barbie". Niestety rozczarowałem się, bo zabrakło czegoś co by stanowiło o dotychczasowym talencie duetu scenopisarskiego, a moje początkowe obawy o wpływ studia spełniły się.
Jednakże wszystko zaczyna się różowo. W przenośni i dosłownie. Początek ,,Barbie" to cudowna inscenizacja Barbielandu. Gerwig przypomina o tym jaką świetną jest reżyserką. Cały ten kicz działa bez problemu. Wykorzystanie dziecięcej wyobraźni do działania świata i przeniesienie tego jak wyglądały zabawki na coś mimo wszystko realnego to rzeczy, które stanowią o świetnej stronie technicznej. Do tego od strony scenariusza jest zabawnie oraz sympatycznie. Społeczność Barbie i Kenów (oraz Allana) jest niezwykle urokliwa, pełna różnorodności, a relacje pomiędzy postaciami mają w sobie dużo humoru. To wszystko zostaje płynnie przełamane przez kontrastujące z otoczeniem myśli głównej bohaterki. Motyw tego kryzysu egzystencjonalnego ma ciekawe podłoże w rzeczywistości i ogólnie jest naprawdę dobrym konceptem na cały film pokazując, że Gerwig oraz Baumbach mieli pomysł na niego.
Jednakże wszystko sypie się po dostaniu do realnego świata. A wtedy powinno właśnie tym bardziej działać. Dużo ludzi chwali ,,Barbie" za posiadanie komentarza na temat społeczeństwa i kultury. Stanowi to w zasadzie o jej wyjątkowości biorąc pod uwagę, że to nadal duża, rozrywkowa produkcja od dużego studia. Lecz sposób podania tego przekazu, jego łopatologiczność, jest dużym powodem dla mojego rozczarowania. Po tym duecie nie spodziewałem się tak mocnego rzucania hasłami w twarz widza. Jest to irytujące, bo czuję jakby zabrakło wiary w widownię. Nagle komentarz o patriarchacie, wzorcach piękna czy rolach społecznych, który sam w sobie nie jest zły, staje się nieznośny. Szczególnie jeśli towarzyszą mu żarty, które przypominają nieśmieszne skecze z SNL.
Co również przeszkadza mi w segmencie w prawdziwym świecie to Mattel. To jest ta sytuacja, gdzie firma mówiąc, że jest świadoma swoich wad i obracając je w żart, myśli, iż wszystko już jest w porządku. Czy może raczej dlatego, bo wprost przyznaje się do stworzenia jednej wielkiej reklamy, to nagle nie musi to być problemem. Ale dla mnie było. Hipokryzja to byłoby mocne słowo, ale wyczuwam w filmie Gerwig cynizm firmy. Jesteśmy złą firmą, ale to żart. Nasza lalka promowała nie zdrowe wzorce piękna, ale to żart. Mamy różnorodne zabawki, bo zależy nam na kasie, ale to żart. Nawet wycofane modele stają się obiektem jednego wielkiego żartu. Myślę, że ,,Barbie" spokojnie mogła się obejść bez większej obecności korpo szczurów z Mattel, bo i tak od pewnego momentu stają się oni zbędni. Zaś angaż Willa Ferrela przypomniał mi o tym jak dużo, dużo lepszym filmem od Warner Bros. z udziałem zabawek była ,,LEGO Przygoda".
A przecież istnieje jeszcze wątek matki i córki, mocno powiązany z kryzysem Barbie. Na papierze brzmi dobrze, ale prędzej czy później zanika w tle, żeby to inne kwestie były w danym momencie ważniejsze. To trochę dziwne, biorąc pod uwagę jego znaczenie dla początku fabuły. Ale pomimo tego, druga połowa filmu nadal wraca na dobre tory. Tego co w niej jest, nie zdradzono w obszernej kampanii promocyjnej, więc samemu również tego nie zrobię. Generalnie, pomimo nadal obecnej łopatologii (szczególnie męczącej w monologach), przesłanie działa bardzo dobrze i ma świetne zastosowanie dla postaci Kenów. Ładnie to łączy się z tym co było przedstawione w realnym świecie i ma trochę udanego humoru. ,,Barbie" wraca wtedy do bycia dobrą komedią i jednocześnie jakoś radzi sobie z komentarzem społecznym. Po prostu wcześniej po drodze musiała ona zmarnować swój potencjał.
Całościowo, produkcja Grety Gerwig jest nierówna. Na najprostszym poziomie jakim jest kiczowata komedia w pełni celebrująca Barbie i Kenów (oraz Allana), radzi sobie naprawdę dobrze oferując zabawną rozrywkę. Jednak kiedy wchodzi na wyższy poziom ze swoim komentarzem, to dobre intencje Gerwig/Baumbacha oraz złe Mattela, ścierają się ze sobą. Do tego ci pierwsi nie poprawiają sytuacji z powodu łopatologicznego podania. Zaś drudzy nawet nie kryją się z tym, że to wszystko jest jedna wielka reklama. Przynajmniej wciąż istnieje zakończenie, którego szczerość oraz dobry przekaz pozostawiają po filmie nieco lepszy posmak. Do tego wciąż są tutaj udane kreacje. Przede wszystkim myślę o duecie Robbie i Goslinga, który ładnie uzupełnia się. Jednak reszta w swoich mniejszych występach czy także cameo również sprawdza się bardzo dobrze. Także ,,Barbie" ma w sobie dużo, różnych elementów. Jednych lepszych, drugich gorszych. Trochę kłócą się ze sobą, choć nie powiedziałbym, że wizja Gerwig jest jakoś mocno niespójna. Po prostu oznacza to tyle, iż raz ma się do czynienia z lepszym, a raz z gorszym filmem. Co doprowadziło do mojego dość dużego rozczarowania.
Ocena: 5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz