Skromne, ale udane rozpoczęcie festiwalu.
Mój początek tegorocznej edycji festiwalu Tofifest mogę uznać za skromny. Obejrzałem tylko dwa filmy. Z czego jeden nawet nie z jakiegokolwiek konkursu. Jednakże nie żałuję tego co zobaczyłem.
Na początek wybrałem właśnie ten film, żeby jakoś rozpocząć to nadrabianie twórczości Tima Burtona. I już od pierwszych minut urzekł mnie gotycki klimat filmu. Nawet jeśli efekty specjalne w ogólnym rozrachunku są nierówne, to zdjęcia, scenografia oraz kostiumy sprawiają, iż produkcja wygląda bardzo dobrze. Natomiast historia o śledztwie w Sleepy Hollow jest angażująca. Intryga ma swoje zaskakujące momenty i choć sam tytułowy jeździec jest narzędziem fabularnym, to udało się go nieźle wpleść w tą kryminalną część historii. Dlatego nawet pomimo przeciągania w paru miejscach, pozostałem zaangażowany do końca. Chociażby dzięki udanemu finałowi. Wszystko śledziłem z chęcią również z powodu postaci Ichaboda. Unikalnego bohatera, którego świetnie zagrał Johnny Depp. Szkoda, że reszta bohaterów nie wyróżnia się, a romans nie działa. Cóż, przynajmniej dostałem świetnie wrzeszczącego Christophera Walkena.
Jednak festiwal to przede wszystkim filmy konkursowe, więc From Poland rozpocząłem od ,,Tonii". Filmu, który kompletnie ominął moje miasto kiedy wchodził do kin miesiąc temu. Jest to całkiem ironiczne, bo tytułowa bohaterka dwa razy wprost mówi o oglądaniu jej życia w kinie. Ale odsunę kwestię dystrybucji na bok. A więc, jak wypada film? Niestety nierówno. Bez wątpienia mogę powiedzieć, że Marcin Bortkiewicz stworzył dość unikalną produkcję. Wszakże ciężko jest ukazać zmagania dziecka z problematycznym rodzicem w luźniejszym tonie. Tymczasem taka próba zostaje tutaj podjęta. Pomijając ciężki początek i koniec, oglądamy świat oczami dziewczynki z dużą wyobraźnią. Wydarzenia są dość przesadzone. I bywa to całkiem urokliwe. Nawet jeśli Tonia to bohaterka, której nigdy nie zdołałem polubić. Niestety problem jest taki, że ten film próbuje robić różne rzeczy i ostatecznie nie wygrywa na żadnym polu. Jako ta magiczna opowieść o świecie postrzeganym oczami dziecka, za rzadko dokonuje czegoś niezwykłego. Jako film o dziecku potrzebującym nawet problematycznego rodzica, nie wybrzmiewa tak dobrze jak powinien. A jako połączenie różnych tonów oraz tematów, wypada średnio spójnie. Przynajmniej mogę pochwalić jeszcze obsadę, bo trio w postaci Małgorzaty Zajączkowskiej, Adama Bobika oraz Marianny Ame, wypadło bardzo dobrze.
I to prowadzi do innego aspektu relacji czyli spotkań z twórcami. Zostałem po seansie ,,Tonii" na spotkaniu z reżyserem oraz wspomnianym przed chwilą trio. Było to bardzo pomocne doświadczenie. Przyznam, że nie umiałem domyślić się, iż jest to w dość dużym stopniu autobiograficzna opowieść. Dzięki temu jeszcze bardziej doceniłem wysiłek obsady w wiarygodnym sportretowaniu prawdziwych osób. Ciekawie słuchało się o ich zmaganiach w dokonaniu tego. Poza tym nie brakowało ciekawych anegdot, a także dowiedzenia się tego co sprawiło, iż film wyszedł dopiero 5 lat po nakręceniu zdjęć. I co szczególnie miłe dla mnie, udało się zebrać autografy od trójki osób.
Następnie, szybko po tym spotkaniu, ruszyłem na następne, które było całkiem ważne dla mnie. Po drugiej stronie Cinema City rozpoczęło się akurat spotkanie z Anną Jadowską oraz Dorotą Pomykałą po seansie ,,Kobiety na dachu". Film obejrzałem w zeszłym roku na Camerimage i niestety, wtedy nie miałem szansy, żeby bliżej zobaczyć się z nimi. Na szczęście tym razem było to możliwe i usłyszenie paru rzeczy związanych z kręceniem filmu, a także perspektywą reżyserki oraz aktorki, sprawiło, iż nawet nieco bardziej doceniłem ,,Kobietę na dachu". Zaś na koniec, udało mi się zdobyć od nich autografy. Bardzo zależało mi na podziękowaniu Annie Jadowskiej, bo jej poprzedni film, ,,Dzikie różne", który mnie zachwycił, widziałem jako pierwszy na edycji Tofifestu sprzed 6 lat. Dlatego cieszę się, że w końcu miałem tę okazję, żeby powiedzieć o tym reżyserce, a także pogratulować sukcesów związanych z ,,Kobietą na dachu".
I to był mój pierwszy dzień. Żałuję, że nie załapałem się na powtórkę ,,Coś" w ramach kina plenerowego, ale niestety nie miałem tyle czasu. Również szkoda mi, że nie mogłem zmieścić spotkania z Damianem Kocurem po seansie ,,Chleba i sól". Jednakże to wciąż był udany dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz