sobota, 20 maja 2023

,,Fast X" / ,,Szybcy i wściekli 10" - recenzja

 

Wydawało mi się swego czasu, że seria ,,Szybkich i wściekłych" zaliczyła krytyczny punkt w swojej 9 odsłonie. Jednak nic nie mogło mnie przygotować na męczarnię w postaci najnowszej odsłony.


Pamiętam jakim swego czasu odkryciem było dla mnie, że seria ,,Szybkich i wściekłych" mogła od czasu 5 części obrać tak inny, ale zarazem znacznie lepszy kierunek. Początki wciąż wspominam z sympatią, ale naprawdę dobrze zacząłem się bawić dopiero kiedy zobaczyłem rodzinę Doma kradnącą sejf. I to doprowadziło nas do obecnego momentu. Dość przykrego niestety, bo takiego, w którym przestałem oczekiwać najnowszej części. W recenzji ,,Szybkich i wściekłych 9" pisałem o problemach ze scenariuszem, przez które historia trochę mnie wymęczyła. To był za długi film i jak się okazało z perspektywy czasu, dobił on granicy absurdu, której teraz nie da się przebić. W związku z tym najnowsza odsłona nie ma nic ciekawego do zaprezentowania. I to pomimo bycia początkiem finałowej trylogii.

Bo od czego my tu zaczynamy? Wielkim zagrożeniem dla Doma i jego rodziny jest postać, którą powiązano na siłę z czarnym charakterem z piątej części. To taki poziom kreatywności, że równie dobrze można byłoby spodziewać się, iż nagle śmierci Vina Diesela będzie chciała losowa postać, która była w tle w innym filmie. Jest to bardzo pretekstowy pomysł na historię. Ale co mogę oddać postaci Dantego to to, że Jason Momoa jest jedną z nielicznych osób, które faktycznie włożyły wysiłek w swoją robotę. Zdaje się bawić całkiem dobrze w swojej przerysowanej roli. I choć Dante to bardzo prosty socjopata bez rozbudowanego charakteru, to charyzma aktora czyni go kimś kto nieco urozmaica historię. Do tego tak jak wspomniałem, on stara się. Tymczasem reszta (z wyjątkiem co najwyżej Johna Ceny) już nie.


Obecnie coraz częściej w krytyce pojawia się argument, że produkcja sprawia wrażenie jakby została stworzona przez sztuczną inteligencję. Na dobrą sprawę to inny sposób na powiedzenie, iż nie było kreatywnie. Jednak tutaj czułem jakbym faktycznie miał do czynienia z produkcją całkowicie stworzoną przez AI. Zaczęło się od wygenerowania scenariusza z jakichś paru prostych komend. Potrzeba było początku finału, który zebrałby możliwie jak najwięcej postaci. Oczywiście niech nie zabraknie licznych nawiązań do poprzednich części. Stawka ma być podbita, więc będzie dużo lokacji, groźniejszy przeciwnik, a może nawet sytuacje bliskie śmierci (na tyle na ile to możliwe w tej konkretnej serii). Zaś poboczne postacie niech dostaną jakieś bzdurne mini-wątki, żeby widownia nie poczuła, iż nie mieli oni nic do roboty. Takie coś zostało ładnie wygenerowane przez sztuczną inteligencję i voila. To są ,,Szybcy i wściekli 10".

Choć mogę tu być za ostry, bo należy pamiętać z jakimi problemami mierzyła się produkcja. Wystarczy wspomnieć odejście reżysera Justina Lina, którego scenariusz był przepisywany za jego plecami. Zaś kiedy na szybko został dobrany wyrobnik w postaci Louisa Leterriera, to zaszła potrzeba przepisania całkowicie 3 aktu. Nie zapominajmy również o stale rosnącym ego Vina Diesela. Obecnie jest ono większe niż skala samych wydarzeń z filmu. Męcząc możliwie wszystkich na planie, nie pozwalał zapomnieć kto tu musi mieć największy wpływ na serię. Jest to widoczne, bo to on dalej jest najważniejszy w scenariuszu. Niby nic dziwnego skoro jest najważniejszym członkiem rodziny... Ale właśnie, rodziny. To słowo pada łącznie 23 razy w ciągu najnowszej odsłony. A jednak ciężko jest poczuć, żeby była ona ważna.


Są obecni. W zasadzie to w bardzo dużym składzie. Kto tylko mógł to powrócił. W tym jakieś mało znaczące postacie, które kiedyś pomogły rodzinie Toretto. Przez tak dużą ilość film dzieli się na cztery wątki. Jeden duży oraz trzy pomniejsze. Przeskakiwanie pomiędzy nimi wychodzi twórcom z niemożliwie ,,piękną" gracją. Są takie momenty podczas tych 142 minut, gdzie łatwo jest zapomnieć, iż niektórzy z tych bohaterów w ogóle istnieją. Wszystko orbituje wokół Dominica. Dante chce jemu zadać największe cierpienie, ale nawet włączając jego rodzinę w to wszystko, nie czułem jakby mieli oni znaczącą rolę w historii. Podróżują po świecie odbijając się od jednego miejsca do drugiego, ale tu pojawia się inny znaczący problem filmu.

Trwa on wieki i pomimo rozpoczynania finałowej trylogii, przez większość czasu tkwi w tym samym miejscu w historii. Jest w niej tyle waty, że ja przy finale poczułem, iż to mogłaby być spokojnie regularna odsłona kończąca się w tym standardowym metrażu. Nawet pomimo obecności tylu postaci. Niby jestem tuż po seansie, a już teraz ciężko mi przypomnieć sobie co niektóre fragmenty filmu. Gdyby rodzina trzymała się siebie, nie dopisano nowych bohaterów, a skalę zmniejszono to całość byłaby dużo konkretniejsza. Niestety w tym stanie nie umie ona zaoferować niczego ciekawego pomiędzy... 3 dużymi sekwencjami z autami. Tak, tylko 3.


Można mówić różne rzeczy o serii ,,Szybkich i wściekłych". Jednak nawet kiedy stawała się coraz bardziej absurdalna, to wciąż bohaterowie pozostawali w autach. Tymczasem w 10 części znacznie bardziej wolą bić się. Prowadzi to nawet do absolutnie zbędnych starć wręcz. Zaś same akcje z autami nie sprawiają specjalnie dużo satysfakcji. Limit absurdu został już osiągnięty. Teraz zostały dość niemrawe rzeczy. Ściganie bomby oraz miotanie szczątkami helikopterów bywa nawet zabawne. Jednak daleko jest tym akcjom do znacznie bardziej pamiętliwych wyczynów z poprzednich filmów. Nie pomaga też to, że Louis Leterrier to wyrobnik. Dlatego też wszystko jest nakręcone jakby było nadzorowane przez sztuczną inteligencję.

Poprzedni reżyserzy dbali, żeby sceny akcji były dobrze nakręcone. Tymczasem tutaj nie ma ani żadnego stylu, ani sprawnej ręki reżyserskiej. Jest to byle jakie. A niekiedy także słabo zmontowane. Nie brakowało scen, przy których zastanawiałem się co dokładnie oglądam. Konkretniej w starciach wręcz, a niestety one stanowią znaczną większość scen akcji. Również nie pomaga wyraźnie niedomagające CGI. Budżet urósł do absurdalnych 340 milionów dolarów, których zupełnie nie widać. Sztuczne eksplozje i pojazdy czy tragiczny green screen są stale obecne. Prezentuje się to fatalnie na dużym ekranie.


To sprawia, że ,,Szybcy i wściekli 10" konkurują u mnie z ,,Ant-Manem i Osą: Kwantomanią" o miano najgorszego blockbustera roku. Zresztą coś czuję, że już nic im nie zabierze tego miana. Oba nastawiają człowieka negatywnie na przyszłość franczyzy, wyglądają nędznie, a do tego próbują zrobić za dużo naraz. Jednak Marvel powoli przyzwyczajał mnie do takiego spadku poziomu. Tymczasem najnowsza odsłona ,,Szybkich i wściekłych" to moim zdaniem najgorsza część cyklu. Przez tyle lat ,,Szybko i wściekle" zajmowało tę pozycję jako ta nijaka oraz źle nakręcona odsłona. Jednak pojawił się nowy król na tym tronie z kartonu. Tak tragicznego scenariusza pozbawionego kreatywności nie zdołam jakkolwiek usprawiedliwić. Nawet jeśli te do poprzednich filmów zawsze były umowne. A skoro nie umiem już czerpać jakiejkolwiek przyjemności ze scen akcji to naprawdę jest źle.

Ocena: 3/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz