Na taką adaptację Mario nie warto było tyle czekać.
Mam bardzo negatywne podejście do studia Illumination. Ich filmy osiągają sukcesy dzięki korzystaniu z tych samych sprawdzonych chwytów, które przyciągają masową widownię. Są niezobowiązujące, ale przez to też nigdy nie wybijają się poza przeciętność. Z czego dla mnie częściej oscylują w niższym szczeblu irytując swoim humorem czy nawet doborem muzyki. Jednak tak jak napisałem, osiągają one sukcesy, więc nie dziwię się, że to właśnie im powierzono zadanie stworzenia nowej adaptacji ,,Super Mario Bros.". Dla mnie nie było to nic pocieszającego. Szczególnie wiedząc, że studio wciąż wolało stawiać na duże nazwiska w obsadzie zamiast zatrudnić profesjonalnych aktorów głosowych. Wystarczy wspomnieć chociażby Chrisa Pratta. Jednak ładne zwiastuny wypełnione znajomymi elementami z gier, tworzyły pewne złudne, pozytywne wrażenie. A jak się ostatecznie to skończyło? Tak jak się tego spodziewałem.
Najnowsza adaptacja przygód wąsatego hydraulika jest pięknie prezentującym się filmem pozbawionym sensownego scenariusza. Jednak jestem pewien, że fani Mario nie będą specjalnie narzekać, bo ludzie w studiu zadbali, żeby nie zabrakło wszelakiej maści nawiązań. Jednak jeśli kogoś nie obchodzą listy w stylu ,,100 rzeczy, których nie zauważyłeś", to raczej poczuje się rozczarowany. Szczególnie, że easter eggi w filmie są czymś co wręcz zastępuje fabułę. Ta wciąż jest obecna i jej prostota niejako nie jest wadą. W końcu tworząc film na podstawie platformówki, nie potrzeba rozbudowanego scenariusza. Lecz czy to oznacza, że historia powinna bardziej przypominać zlepek luźno połączonych scen, które po kolei mają odhaczać to co znacie z gier? Moim zdaniem nie.
A takie właśnie jest ,,Super Mario Bros. Film". Największe konkrety w historii mają miejsce na początku kiedy poznajemy tytułowych braci. Zdecydowano się na ich genezę co jest dość zrozumiałą decyzją. Poznajemy hydraulików, którzy dopiero otwierają własny biznes i zostają przeniesieni do zupełnie innego świata. Jednak już wtedy zostają rozdzieleni. Luigi jest przetrzymywany w niewoli przez Bowsera, a Mario jako pomagier księżniczki Peach, próbuje uratować Mushroom Kingdom. To sprawia, że tytułowi bohaterowie są tu dość leniwie doczepieni. Jeden brat zupełnie sobie nie radzi w nowych realiach, a drugi nigdy nie dostaje okazji, żeby wykazać się. Ten origin story jest zwyczajnie słaby.
Szczególnie, że jest on bardzo krótki. Ludzie w Illumination pewnie nie wierzą w cierpliwość dzieci. Dlatego tempo w ,,Super Mario Bros. Film" jest szybsze niż kartów na Rainbow Road. Nie ma czasu na oddech lub moment, w którym postacie mogłyby sensownie rozwinąć się. Za przykład słabego scenariusza, weźmy chociażby to, że pierwsza scena z Mario w nowym świecie, nie daje mu momentu na zrozumienie sytuacji. Od razu spotyka Toada, któremu wyjaśnia swój problem i natychmiastowo ruszają do zamku. Każda następna scena również jest krótka. Postacie szybko dzielą się tym jaki jest ich następny cel, a potem od razu ruszają dalej. Jest tylko popychanie fabuły do przodu, a brakuje eksplorowania świata. Czegoś za co gry są kochane.
Jasne, w ciągu 92 minut poznajemy różnorodne krainy. Niby postacie podróżują przez szeroki świat, ale nie ma chwili, aby się nim zachwycić. Tak samo jak Mario, poznajemy go po raz pierwszy. Tymczasem jedyne do czego ta eksploracja ogranicza się to po prostu do pokazywania znanych miejsc. Jest to tym bardziej smutne, bo wszystko prezentuje się prześlicznie. O ile nijaki styl produkcji Illumination nigdy mi się nie podobał, tak animacja mimo wszystko prezentowała się zawsze ładnie. Zaś ,,Super Mario Bros. Film" to najlepiej wyglądający film tego studia. Widać napracowanie, które zostało włożone przez te ostatnie parę lat. Wszystko poczynając od projektów postaci, a kończąc na tłach, wiernie odtwarza stylistykę gier. Sama strona wizualna sprawia, że film mija bezboleśnie.
A niekiedy potrafi nawet być przyjemny. W połączeniu z piękną animacją, sceny akcji prezentują się całkiem dobrze. Nawet kiedy oglądanie niedoświadczonego Mario wygląda jak przyglądanie się komuś kto nie umie grać, to wciąż nie zmieniło to tego, iż znalazło się miejsce dla paru udanych sekwencji. Takich, które wykorzystują różnorodność tego świata. Mowa tu głównie o świetnej scenie na Rainbow Road oraz przyjemnym (choć za krótkim) finale. W tych momentach kiedy historia nie ma znaczenia, film jest w porządku. Za to gorzej radzi sobie pod względem humoru. Wiem jak to zabrzmi, ale widać, że grupą docelową jest najmłodszy widz. Niestety to oznacza, iż znaczna większość żartów to dość prosty i niespecjalnie zabawny humor. Szkoda, bo duet reżyserski ma na koncie dużo bardziej śmiesznych, a wciąż dedykowanych dzieciom ,,Młodych Tytanów: Akcja! Film". Zaś w Mario jedynie pojedyncze momenty potrafiły mnie rozbawić.
Tak się zresztą składa, że te najlepsze żarty często są związane z Bowserem. Postacią, która jako jedna z nielicznych była przeze mnie absolutnie uwielbiana. Sprawiający grozę, ale jednocześnie rozbrajający widza swoją nieporadnością w temacie miłości. Tu też pomaga charyzma i talent Jacka Blacka. Od początku czułem, że jako ten, który z obsady miał już nieco ról głosowych, poradzi sobie najlepiej i tak też było. Bowser w jego wykonaniu to postać, która sprawiała, że cała widownia była roześmiana. Za to reszta... Jest albo w porządku albo dość średnia. Mario i Luigiego nigdy specjalnie nie polubiłem, a Toad był obecny byle być obecny. Szkoda dość Peach, która stała się twardsza względem gier, ale nawet nie dostaje nigdy okazji, żeby wykazać się. Za to nie mam zarzutu wobec Donkey Konga, który w wykonaniu Setha Rogena jest bardzo charakterny i dzieli jakąś niezłą relację z głównym bohaterem. I tak jak w przypadku postaci, obsada głosowa to takie pół na pół. Nadal uważam, że Illumination powinno zatrudniać faktycznych aktorów głosowych, ale przynajmniej Chris Pratt wcale nie wypadł źle, a to już jest jakieś zaskoczenie.
Jednak małe jest to pocieszenie kiedy film spełnił dokładnie te obawy, których się po nim spodziewałem. Co mnie za to zaskoczyło to jak produkcja Illumination wypada w porównaniu do pierwszej, aktorskiej adaptacji z 1993 roku. Obie są genezami, w których zwykli ludzcy hydraulicy dostają się do zupełnie innego świata, a ich finały są dość bliźniaczo podobne w swoich założeniach. Jednak tak jak aktorski film za bardzo oddalił się od gier, tak animowany zbyt wziął sobie do serca nawiązywanie do oryginału zamiast skupić się na dostarczeniu widzom pełnoprawnej historii. Pewnie fanom wystarczy to, że dostali krótką przejażdżkę z obecnością znajomych rzeczy z gier, a dzieci na pewno pokochają ten film, ale przecież ten świat oraz postacie są materiałem na coś dużo kreatywniejszego i ciekawszego. Potencjał był ogromny. Tymczasem ludzie w Illumination oraz Nintendo postawili na bezpieczny produkt, który o ironio, wydaje się nawet wstydzić swojego rodowodu wyśmiewając włoski akcent i stroje braci czy także motywację Bowsera. Również za rzadko korzysta z klasycznej muzyki woląc nawet wykorzystać nadużywane ,,Holding Out For A Hero" niż znane motywy z gier. Nie czuję jakby warte było oczekiwanie na taką adaptację.
Ocena: 5/10
Ocena: 5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz