piątek, 3 marca 2023

,,Creed III" - recenzja

 

Czy da się na etapie 8 filmu w serii zaskoczyć jeszcze widza? Szczególnie kiedy utrzymywana jest dość standardowa formuła? Michael B. Jordan pokazuje, że tak.


Seria ,,Rocky'ego" przez swoje lata utrzymywała dość wysoki poziom. Dlatego też ucieszyłem się, że ,,Creed" ze swoimi dwoma częściami, zdołał to podtrzymać. Oba te filmy miały to czego potrzeba było. Porządne wątki postaci oraz satysfakcjonujące walki. Naprawdę polubiłem Adonisa Creeda i byłem ciekaw jak tym razem rozwinie się. Do tego tym razem bez udziału Rocky'ego Balboy. Jego nieobecność mogła być trochę martwiąca, ale z drugiej strony to był dobry sposób, żeby pokazać jak ten nowy protagonista może stać na własnych nogach. To tyczy się też Michaela B. Jordana, dla którego ,,Creed III" stanowi debiut reżyserski. Dokończenie trylogii będącej częścią uznanej serii bez kochanej postaci w tle to ciężkie zadanie na początek. Jednakże wyszedł z tego obronną ręką.

Jego debiut jest filmem, który już od początku przekonał mnie do siebie. Wybrano bardzo dobry, centralny motyw dla historii. Na początku Adonis musiał zasłużyć na sukces bez polegania na nazwisku. Później zmierzył się z dziedzictwem ojca mierząc się z zemstą dawnego wroga. Zaś teraz konfrontuje się z przeszłością. Po latach spotyka Damiena, przyjaciela, który był dla niego jak brat. W przeciwieństwie do innych filmów z serii, ta postać nie jest zwykłym rywalem bez odpowiedniej podbudowy. To pełnoprawny bohater z konkretną przeszłością oraz zrozumiałą motywacją. Historii udaje się przez pierwsze 80 minut nakreślić kim on jest. Ma ciekawą relację z protagonistą, zaś Jonathan Majors jest fantastyczny w tej roli. Z jednej strony potrafi być sympatyczny jako dawny przyjaciel, a z drugiej budzi grozę jako potężny rywal. Jest on również ciekawy, bo dopiero wrócił do boksu. Jako przeciwnik, nie ma dużego doświadczenia nie licząc przeszłości. To co ma to zahartowanie, które przeżył w więzieniu.


Tymczasem Adonis ma sławę i szczęśliwe życie, z którego tamten został okradziony. I w trzeciej części, musi pogodzić się z tym czego nie zrobił kiedyś. Poza tym, dalej nie brakuje wątku z rodziną. Podobał mi się on szczególnie mocno tym razem ze względu na przeuroczą relację z córką. Dobrze jest widzieć młodego Creeda jako rodzica. Natomiast Bianca dalej rozwija się jako artystka, choć tym razem w innym kierunku. Na szczęście wciąż jest ważna. I dalej dzieli ona dobrą relację z mężem. Jeśli chodzi o bohaterów, to może jeszcze zastanawiać niektórych czy brak Rocky'ego wpłynął źle na domknięcie trylogii. Pomimo tego jak bardzo uwielbiałem jego relację z Adonisem, to historia wcale nie straciła na jego braku. Druga część pozostawiła go w dobrym miejscu. Zaś dzięki nieobecności, ,,Creed III" mógł trochę rozwinąć skrzydła jako projekt stojący na własnych nogach. Jest to o tyle ważne, bo pokazuje, że gdyby rozwijać dalej serię, to jest ku temu potencjał.


Szczególnie, że trzecia część, choć nie najlepsza w trylogii, wciąż prezentuje wysoki poziom. Chociażby w boksie. Seria nigdy nie zawiodła pod tym kątem, ale warto docenić co Michael B. Jordan zrobił z nim w swoim filmie. Walki były całkiem odświeżające dzięki... zainspirowaniu się anime. Dla niektórych może to być niespodziewane, ale reżyser wielokrotnie mówił o swojej fascynacji tym medium. I w ,,Creedzie III", ta inspiracja była strzałem w dziesiątkę. Są w tym filmie takie ciosy i momenty, które dały mi ogromne poczucie satysfakcji. Do tego pomimo nowego stylu, walki wciąż są spójne z tym jak wyglądały w poprzednich częściach. Połączenie tej fascynacji anime z realizmem wypadło umiejętnie. Poza tym, naprawdę miło jest oglądać jakąś walkę i nagle zobaczyć cios wyraźnie zaczerpnięty z ,,Dragon Balla" lub ,,Naruto". Michael B. Jordan spisał się bardzo dobrze jako debiutujący reżyser.

Jego film to nie tylko dobre czerpanie z tego co jak dotąd seria robiła, udoskonalając przy tym parę rzeczy, ale także udana próba w zrobieniu czegoś bez oparcia o uwielbianego Rocky'ego. Stanowi ona kolejny ciekawy rozdział w historii Adonisa. Jego relacja z Damienem jest świetnym motorem napędowym dla fabuły i prowadzi do bardzo angażującej oraz efektownej (choć może nieco za krótkiej) walki. Zaś jako trzecia część w trylogii, posiada satysfakcjonujące zakończenie, które równie dobrze mogłoby być ostatecznym domknięciem historii młodego Creeda. To są trzy naprawdę udane filmy, które zadowoliły mnie jako fana serii. Zaś ten ostatni, pokazał, że Michael B. Jordan powinien odnaleźć się w roli reżysera. Pozostaje tylko czekać na to co zrobi w przyszłości. Nieważne czy byłby to czwarty Creed czy coś nowego.

Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz