niedziela, 5 lutego 2023

,,Knock at the Cabin" / ,,Pukając do drzwi" - recenzja


Mogę powiedzieć, że M. Night Shyamalan powoli poprawia się od czasu ,,Glass", ale niestety jeszcze trochę brakuje do ideału.


Dla wielu ludzi M. Night Shyamalan przede wszystkim kojarzy się jako reżyser specjalizujący się w zwrotach akcji. Zaskakujących, często także przesadzonych. Jednak dla mnie, to ktoś kogo pamiętam za marnowanie interesujących konceptów wyjściowych. Dużo jego produkcji zaczyna się od jakichś intrygujących pomysłów, a kończy na ich spektakularnym zarżnięciu. Dlatego też ,,Pukając do drzwi" nie umiało mnie przekonać swoim konceptem po zwiastunie. Nieważne jak ciekawie by nie brzmiał. Jednakże umiałem uszanować podejście Shyamalana do tego, żeby razem z ,,Old", skupić się w tym momencie na małych thrillerach osadzonych w jednej lokacji. Do tego tym razem, brakowało dość niewiele, żeby po raz pierwszy od czasu ,,Split", wrócił on do lepszego poziomu.

Zaczyna się oczywiście od tego co zawsze. Interesującego konceptu wyjściowego. Tym razem mamy wariację home invasion, w której parę ojców razem z córką odwiedza grupa ludzi z szokującym zadaniem. Jest nim podjęcie decyzji o poświęceniu w celu uratowania świata. Brzmi niecodziennie, a mała skala raczej ograniczała możliwość, żeby nie doszło do przekombinowania pomysłu. I początek jest naprawdę dobry. Shyamalan przede wszystkim skutecznie buduje napięcie. Umie w eskalację zagrożenia, a także zarysowanie samej stawki na wczesnym etapie. Pierwsze 40 minut to zdecydowanie najlepsza część filmu.


Przypomniało mi się, że reżyser wie jak kręcić ładne wizualnie oraz trzymające w napięciu produkcje. ,,Pukając do drzwi" ma momentami dość kreatywne zdjęcia. Zaś dialogi po nieludzkich rozmowach w ,,Old" są zaskakująco udane. Początkowo potrafi wkraść się w nie ekspozycja kiedy poznajemy postacie, ale nawet same wymiany rozmów trzymają w niepewności. Sami bohaterowie to już trochę mieszana kwestia. Część to mimo wszystko nieźle działające archetypy. Natomiast Leonard i Wen pozytywnie wybijają się. Niestety nie przekonała mnie para jaką jest Andrew oraz Eric. Dostrzegam chemię między nimi, ale sami w sobie, nie byli złożeni. Po prostu prezentują pewną ciekawą dynamikę. Przynajmniej obsada robi co może, żeby wyciągnąć więcej z postaci. Zaś Dave Bautista oraz Rupert Grint wypadli wspaniale.


Jednak najbardziej problematyczne jest dla mnie oczywiście pociągnięcie dalej historii od pewnego momentu. O ile jeszcze czuję się skłonny powiedzieć, że koncept nie wypalił się w połowie, to jednak skrócenie filmu mogło przydać się. Fabuła w pewnym momencie zalicza trochę powtarzalny układ. I jest też zakończenie, które... z pewnością wybija się. Nie zdradzając czegokolwiek, uważam, że konkluzja nie była satysfakcjonująca. Tempo filmu jest wolne, ale nawet z nim nie udało się przez cały czas stworzyć odpowiedniej podbudowy pod to konkretne zakończenie. Przez to pewna decyzja w relacji Andrew i Erica zwyczajnie nie działa. Jednak co mnie szczególnie mocno boli to niekonsekwencja Shyamalana.

,,Pukając do drzwi" miewa dużo scen, które działają dzięki niedopowiedzeniu. Są kwestie, które zastanawiają człowieka i to, że powody za nimi nie są wyłożone na stół, to coś co pochwalam. Ale scenariusz na koniec nie zdołał powstrzymać się. Jest tam jedna wyjątkowo tragiczna scena, która przypomniała mi o problemach Shyamalana. Od tego momentu film nie był już do uratowania. A szkoda, bo tak jak napisałem, niewiele zabrakło, żeby był on dobry. To interesujący thriller, który świetnie kreuje atmosferę, ma niezłych bohaterów, a także opowiada o paru interesujących tematach. Sianie paniki, dezinformacja, nietolerancja, a także globalne kataklizmy. Niektóre wypadają topornie, ale sensownie mieszczą się w tych 100 minutach. Jednakże jak to zwykle u tego reżysera, znowu interesujący koncept musiał zmarnować swój potencjał.

Ocena: 5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz