poniedziałek, 14 listopada 2022

,,The Banshees of Inisherin" / ,,Duchy Inisherin" - recenzja

 

Martin McDonagh po prostu nie rozczarowuje.


Festiwal Camerimage wciąż dobrze pamiętam za pewien jeden moment. Próbowałem dostać się swego czasu na ,,Trzy billboardy za Ebbing, Missouri". Nie było żadnego innego filmu, na którym mi wtedy tak zależało. Oczywiście zainteresowanie było bardzo duże, więc nie udało mi się obejrzeć filmu. W pewnym sensie ta historia powtórzyła się z najnowszą produkcją Martina McDonagha. ,,Duchy Inisherin" są zdecydowanie jedną z ważniejszych premier na jubileuszowej edycji festiwalu i przyciągają one dużo ludzi. Na szczęście tym razem udało mi się obejrzeć film (choć ledwo). A zależało mi na tym, bo to film twórcy, który jak dotąd nigdy nie zawiódł ludzi. Mnie dodatkowo przyciągnął pomysł na historię ze względu na to jak częściowo wydawał się on znajomy.


Jeżeli filmy sprawiają, że możemy ujrzeć w nich część naszego życia to jest to coś cudownego. Dlatego też ,,Duchy Inisherin" już w drugim dniu każą mi się zastanowić czy zobaczę coś lepszego w tym roku na Camerimage. Ale spokojnie, to uczucie jest dla mnie tylko dodatkową wartością do filmu, który z pewnością przypadnie masie osób do gustu. Tak, Martin McDonagh po raz kolejny dostarczył świetną produkcję. Jego najnowszy komediodramat ma wyjątkowo prosty zarys historii, który niektórym mógłby nie wystarczyć na te 110 minut, ale jemu udaje się to zrobić. Fabuła o nagłym zerwaniu przyjaźni przyciąga, bo jest w niej ten element swego rodzaju zagadki. Człowiek zastanawia się co sprawiło, że Colm już nie lubi Pádraica. I nawet kiedy ten pierwszy wprost wykłada powody, to niczym protagonista, nie umiemy tego zaakceptować i dalej drążymy ten temat.

Cały pomysł nie działałby też tak dobrze przez pełny metraż gdyby nie to jak ta relacja rozwija się w nieoczywisty sposób. Ciężko jest przewidzieć działania bohatera granego przez Brendana Gleesona. Za każdym razem kiedy wydaje się, że mur wokół niego rozpada się, to po chwili przyjaźń ponownie staje pod znakiem zapytania. Co również doceniam to wiarygodność tej relacji pomimo tego jak niewiele wiemy od samego początku. Martin McDonagh z czasem dokłada nam coraz więcej szczegółów, ale widz musi zacząć historię po prostu wierząc Pádraicowi, że to zerwanie przyjaźni jest dla niego dźgnięciem w plecy.


Scenariusz także zachwyca tym jak napisana jest ta dwójka bohaterów. Protagonista to prosty typ, którego największą zaletą jest jego uprzejmość. To dość urocza rzecz, ale dochodzi pytanie czy na pewno wystarczy mu ona do bycia zadowolonym z samego siebie. Może po prostu jest miejscowym głupkiem, którego ludzie tolerują przez litość? Po drugiej stronie jest Colm. Powody stojące za jego zerwaniem przyjaźni są autentycznie zrozumiałe. Przez to nie jest on żadną złą postacią, która to nieuprzejmie odwróciła się plecami. Jednakże jego akcje wskazują czasem na to, że coś z nim jest faktycznie nie tak. Część rzeczy zostaje pozostawiona do interpretacji, bo Martin McDonagh słusznie nie wskazuje palcem na to kto tu był po dobrej, a kto po złej stronie konfliktu. Oprócz tego jest też reszta lokalnej społeczności, wśród której najbardziej wyróżnia się oczywiście siostra Siobhán oraz przyjaciel Dominic. Reszta osób poza tą czwórką nie jest rozwinięta, ale wystarcza jako ciekawe tło.

Postacie zyskują też dzięki dobrze dobranej obsadzie. Główny duet Farrell-Gleeson jest cudowny. Ten pierwszy idealnie opanował manierę, która nie irytuje. Natomiast drugi ma dość subtelną rolę, gdzie po mimice ciężko dokładnie stwierdzić jaki może być następny ruch granej przez niego postaci. To nieprzewidywalna siła, która rzadko, choć jednak, kruszy ten swój mur i można u niej dostrzec ból. Bardzo podobała mi się także wypełniona energią Kerry Condon czy Barry Keoghan, który nieźle balansuje pomiędzy byciem irytującym i nieznośnym, a sympatycznym. Nie mógłbym także zapomnieć o operatorze Benie Davisie, którego zdjęcia pięknie przedstawiają Irlandię.


Do szczęścia brakowało mi już tylko bardziej satysfakcjonującego zakończenia. Nie jest to zła klamra, ale czuję jakby czegoś jej brakowało. Jeszcze nieco przeszkadzał mi bardzo drobny element jakim jest pewna wojna w tle. Ciężko mi powiedzieć na ile była potrzebna, ale jako, że zajmuje ona mało czasu to nie jest odwracaczem uwagi. ,,Duchy Inisherin" są w pełni poświęcone temu zdawałoby się prostemu pomysłowi. Jednakże zyskuje on dzięki temu jak rozwija się ta relacja. Martin McDonagh stworzył kolejny świetny film, w którym humor z tragedią idealnie się łączą. Do tego dla mnie motywy przemijania oraz marnotrawstwa czasu były szczególnie tożsame, więc wyniosłem z tego seansu nawet więcej. Pozostaje tylko czekać aż reżyser w przyszłości dostarczy kolejną wspaniałą produkcję.

Ocena: 9/10

Film obejrzany podczas 30. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego EnergaCAMERIMAGE.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz