niedziela, 13 listopada 2022

,,Tár" - recenzja

 

Wydaje się aż dziwnym oglądać obecnie film o muzyku, który nie byłby faktycznie żyjącą osobą.


Ciągle jesteśmy zasypywani biografiami znanych artystów. Często podążającymi utartymi tropami. Jest tego na tyle dużo, że co niektórzy ludzie pomylili ,,Tár" Todda Fielda jako właśnie jeden z takich filmów. Tymczasem to kompletnie inny przypadek. Taki, o którym zdążyło się już dużo mówić, m.in. dzięki roli Cate Blanchett, o której ciągle mówi się w kontekście obecnego sezonu nagród. Widziałem już wiele zachwytów i sam chętnie skorzystałem z okazji, żeby zobaczyć lekko ponad 2,5 godzinny dramat o nie istniejącej dyrygentce.

Pozwolę sobie zaznaczyć, że nie miałem jak dotąd styczności z twórczością Todda Fielda. I w przypadku ,,Tár", wiedziałem tylko w minimalnym stopniu czego spodziewać się. To co dostałem to subtelny i głęboko wchodzący w psychikę protagonistki dramat. Pochwały wydawały mi się dość zrozumiałe, ale muszę też przyznać, że moja recenzja będzie pewnym wyjątkiem od reguły. Ja nie jestem aż tak entuzjastyczny wobec filmu. Jednakże jest to na tyle trudny orzech do zgryzienia, że lepiej jak powoli przejdę po tym co myślę o nim. Zacząłem już od subtelności, więc rozwijając myśl, to całkiem dobrze wykorzystane 158 minut. Nie idealnie, ale przynajmniej nie powiem, że są one nadużyciem.


Przy tak długiej i powolnej produkcji mógłbym mieć pewne obawy. Czy na pewno historia dyrygentki zdoła mnie zaangażować przez tyle czasu? Na szczęście w dużym stopniu udało się. ,,Tár" ma bardzo dobrze napisany scenariusz wypełniony po brzegi interesującymi dialogami. Wymiany zdań pomiędzy postaciami przechodzą od profesjonalnych rozmów o muzyce do poruszania aktualnych tematów jak #MeToo czy równouprawnienie. Komentarze na ich temat są często niebagatelne. Nie oczekujcie jakichś prostych odpowiedzi. To wszystko jest poruszone bez jednoczesnego oceniania całej branży muzycznej. Todd Field nie próbuje zarysowywać większego obrazu co jest dla mnie plusem, bo mogłoby to skończyć się przesadą.


Film przez cały czas trzyma się kurczowo naszej głównej bohaterki. Niejednoznacznej postaci, u której można dostrzec różne charakterystyczne zachowania. Lydia Tár jest też fascynująca, bo ciężko ją nazwać dobrą osobą pomimo łagodnego początku historii. I choć jej staczanie się w pewnym sensie zbyt przypomniało mi o co niektórych biografiach, to nie wypada ono niewiarygodnie. Dużą zasługę w wykreowaniu protagonistki ma oczywiście Cate Blanchett. Tak, nie zdołam powiedzieć tutaj niczego nowego. Jej rola jest wspaniała. Ale przede wszystkim naturalna oraz przejmująca. Przyćmiewa wszystkie osoby w obsadzie i ewentualny trzeci Oscar byłby w pełni zasłużony.

Ten długi metraż jakoś mija dzięki świetnej roli Blanchett oraz bardzo dobrym dialogom, ale ciężko mi nie przyznać, że zdarzyły się momenty kiedy historia podążała dla mnie bez celu. Nie ma ich dużo, ale wtedy potrafiłem tracić nieco uwagę. Dochodzi do tego również przeciągnięte zakończenie. Myślę też, że innym postaciom brakuje nieco więcej charakteru. Co prawda jest Sharon, ale taka Francesca czy Olga, skorzystałyby na większym przybliżeniu się. Chwilę tak narzekam, lecz ostatecznie nie mam specjalnie dużo wad, które bym wypunktował. Jednakże pozytywy też nie wystarczą, żebym uważał ,,Tár" za aż tak świetną produkcję. Pewnych sekwencji nie zapomnę, a Cate Blanchett z pewnością będę kibicował, ale nie jest to produkcja, do której chętnie bym wrócił. Może wyłapałbym dodatkowe szczegóły, bo tych z pewnością trochę tu jest, ale musiałbym również wysiedzieć na tym co nie zdołało zaangażować mnie. Mimo to, mam nadzieję, że inni znajdą w sobie chęć, żeby poświęcić te lekko ponad 2,5 godziny na historię Lydii Tár.

Ocena: 7/10

Film obejrzany podczas 30. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego EnergaCAMERIMAGE.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz