piątek, 18 listopada 2022

,,Liczba doskonała" - recenzja

 

Panie Zanussi, nie potrzebowałem dodatkowej lekcji religii.


Trochę zrażam się na myśl o filmach, które chcą być lekcją czegoś, próbować nieść swoje przesłanie kosztem wszystkiego innego. Często kojarzy mi się to z amatorskimi, religijnymi produkcjami. Jednakże pomimo tego, że mój kontakt z Krzysztofem Zanussim ogranicza się do ,,Eteru", to po takim twórcy spodziewałbym się mimo wszystko czegoś więcej. Tymczasem ,,Liczba doskonała" jest dokładnie takim typem moralizatorskiego kina, za którym nie przepadam. Ani ciekawym, ani odkrywczym.


Za punkt startowy służy historia Dawida, młodego matematyka, który poznaje swojego kuzyna Joachima, starszego milionera. Ta dwójka ma różne style życia i przekonania, ale jednocześnie mają tylko siebie, bo jak dotąd prowadzili samotny tryb życia. To spotkanie przeradza się w ciąg dyskusji o sensie istnienia czy religii. Pretekst zły nie jest, ale zdecydowanie nie wystarcza pod ciekawą fabułę. Ich relacja przez większość czasu jest niespecjalnie ciekawa pomimo dzielących nich różnic. Ten problem wynika po części z tego, że Joachim i Dawid nie są ciekawi sami w sobie.

Bohatera granego przez Andrzeja Seweryna można podsumować jako archetyp bogatego, który nie wierzy w Boga. Co prawda ma on w sobie ten nawet ciekawy element jednoczesnej satysfakcji jak i braku celu w życiu, ale w opozycji do tego jest to jak leniwie zakończono jego wątek. Po drugiej stronie mamy Dawida, który nawet dzięki większej złożoności nie zdołał uciec od irytowania mnie. Zażartowałbym, że tak widzą siebie ludzie nazywający niektóre postacie ,,literalnie nimi" lub ,,sigma male". Dochodzi tu jeszcze tragicznie napisana relacja z Olą. Nie ma jakiejkolwiek chemii pomiędzy tą dwójką. Dialogi były czerstwe. Dlatego najłatwiej było go znieść jako matematyka, bo kiedy zaczynał rozmyślać o życiu...


To tu zaczynała się ta gorsza strona filmu. Naprawdę nie potrzebuję spędzać tych półtorej godziny na sali, żeby Krzysztof Zanussi uczył mnie religii i filozofii. Nie miałbym nic przeciwko, żeby zachęcił mnie do rozmyślania o nich. Szczególnie, że w ,,Liczbie doskonałej" padają czasem jakieś interesujące pytania. Lecz kiedy przychodzi czas na odpowiedzenie na nie, to reżyser wkracza w pełni na moralizatorskim tonie. Subtelności też brak i bardzo łatwo zauważyć czego Zanussi oczekuje od nas w odpowiedzi na te problemy dotyczące życia. Poza tym, to co on sam mówi, nie jest odkrywcze. Momentami autentycznie czułem jakbym słuchał jakiejś katechezy w szkole.

Tym co jeszcze przeszkadza mi w ,,Liczbie doskonałej" jest brak konsekwencji. Konkretniej w prezentacji historii. Krzysztof Zanussi próbuje urozmaicić ten film. To nie jest tak, że dostajemy suche rozmowy aktorów. Mamy tu: łamanie czwartej ściany, animacje, przypowiastki... Generalnie to dobrze, że próbuje on zrobić z tym coś więcej, ale jednocześnie nie umie zachować balansu. Druga połowa w porównaniu do pierwszej, ma znacznie mniej takiej różnorodności wizualnej, która i tak bywa obusieczna, bo niektóre z tych pomysłów potrafią wypaść kuriozalnie i czynią cały film zbyt przekombinowanym.


Ostatecznie nawet niezłe role Andrzeja Seweryna oraz Jana Marczewskiego nie pomagają. To dopiero mój drugi kontakt z tym, jakby nie spojrzeć, uznanym twórcą i ponownie był on nieudany. Ale przynajmniej ,,Eter" miał faktyczną historię. I jemu głównie szkodziło zakończenie. Tymczasem ,,Liczba doskonała" od początku do końca męczy swoim moralizatorstwem oraz banalnością. Jest ona zbędna, bo nie wnosi sobą niczego ciekawego do dyskusji na te tematy. A także jest nieudana pod kątem strony wizualnej. Nie dziwi mnie kiedy ludzie uważają, że Krzysztof Zanussi powinien przejść na emeryturę.

Ocena: 3/10

Film obejrzany podczas 30. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego EnergaCAMERIMAGE.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz