Warto było czekać 7 lat na nowy film Alejandro Gonzáleza Iñárritu.
,,Birdmana" uwielbiam, a ,,Zjawę" uważam za przereklamowaną. Tak można skrócić mój kontakt z twórczością meksykańskiego reżysera. Na jego powrót po 7 latach czekałem, bo to nietuzinkowy twórca, przy którym wiedziałem, żeby spodziewać się czegoś ciekawego. I średnio optymistyczne recenzje z festiwalu w Wenecji wzbudziły we mnie sporo obaw. Jednakże wiedziałem, że niezależnie od poziomu, BARDO powinien być interesującym przypadkiem. Rzeczywiście takim się stał ponieważ Iñárritu zdecydował się przemontować film po premierze na festiwalu. Tym samym, skrócona o 22 minuty wersja trafi na Netflixa. Ja miałem okazję ją zobaczyć na Camerimage. To naprawdę niespotykany przypadek, który kazał mi się zastanowić nad jedną rzeczą. Jaki byłby mój odbiór tych dwóch wersji? Kto wie. Co mogę za to powiedzieć to to, że BARDO zdołało mnie pozytywnie zaskoczyć.
Wiele osób powinno być skłonne przyznać niezależnie od opinii, że najnowsza produkcja Alejandro Gonzáleza Iñárritu jest fascynująca. Począwszy już od pierwszych scen, reżyser zasypuje widza surrealistycznymi sekwencjami z pogranicza jawy i snu. Lecz jeśli ktoś się martwił, że Bardo to będzie wyłącznie losowy zbiór dziwnych scen, to spokojnie. Nie jest to tak szalona produkcja jak niektórzy mogliby powiedzieć. Po zakręconym początku, historia wchodzi na zaskakująco normalny tor. Oczywiście wciąż nie brakuje absurdalnego humoru czy metafor, ale tu chodzi o balans. Udało się go tu zachować. Ja sam w przypadku fabuły obawiałem się braku celu. Czasem można odnieść takie wrażenie. Na szczęście tu wkracza zakończenie, które bardzo zrekompensowało mi wszystko co działo się wcześniej. A także sprawiło, że wiele rzeczy nabrało sensu.
Wiele osób powinno być skłonne przyznać niezależnie od opinii, że najnowsza produkcja Alejandro Gonzáleza Iñárritu jest fascynująca. Począwszy już od pierwszych scen, reżyser zasypuje widza surrealistycznymi sekwencjami z pogranicza jawy i snu. Lecz jeśli ktoś się martwił, że Bardo to będzie wyłącznie losowy zbiór dziwnych scen, to spokojnie. Nie jest to tak szalona produkcja jak niektórzy mogliby powiedzieć. Po zakręconym początku, historia wchodzi na zaskakująco normalny tor. Oczywiście wciąż nie brakuje absurdalnego humoru czy metafor, ale tu chodzi o balans. Udało się go tu zachować. Ja sam w przypadku fabuły obawiałem się braku celu. Czasem można odnieść takie wrażenie. Na szczęście tu wkracza zakończenie, które bardzo zrekompensowało mi wszystko co działo się wcześniej. A także sprawiło, że wiele rzeczy nabrało sensu.
Choć co wydaje mi się jeszcze ciekawsze z powodu zakończenia, to uświadomienie sobie, że BARDO ma wyjątkowo prostą historię. Wielu może zdziwić takie spostrzeżenie (szczególnie jak już zaczną oglądać film), ale od podstaw, mamy tu do czynienia z typem fabuły, którą widziało się sporo razy. Tu na ratunek wkracza cała surrealistyczna warstwa filmu. Iñárritu dzięki swojej bogatej wyobraźni przepełnia historię metaforami oraz różnymi dodatkowymi tematami, które razem tworzą bogatą mieszankę. To naprawdę fascynujące 2,5 godziny. Stale zaskakują na każdym kroku i nawet kiedy nie każdy motyw zostaje wystarczająco dobrze wykorzystany, to ciężko jest odwrócić wzrok od ekranu choćby na chwilę. Co nie zmienia tego, że niestety, nawet po skróceniu o 22 minuty, były dłużyzny. Głównie między 1, a 2 godziną. Z dodatkowym, oryginalnym metrażem, dokończenie seansu mogłoby być nieco trudniejsze.
Przynajmniej tym co utrzymuje poziom przez cały czas, jest strona wizualna. Bo jak ten film jest przepięknie nakręcony! Myślę, że to ścisła czołówka najładniejszych produkcji jakie widziałem w tym roku. Alejandro González Iñárritu wykorzystuje swoją wyobraźnię, żeby tworzyć sekwencje, które zachwycają przemyśleniem, rozmachem, a nawet niekiedy baśniową atmosferą. Pewnie z Emmanuelem Lubezkim też by osiągnął taki rezultat, ale cieszy mnie, że zdecydował się tym razem na współpracę z kimś innym. Darius Kohndji to wspaniały operator, którego pracę przy ,,Nieoszlifowanych diamentach" oraz ,,Okji" do dzisiaj świetnie wspominam. Przy BARDO wykonał robotę, która zasługuje na masę wyróżnień. Scenę imprezy będę długo pamiętał.
Jestem też przekonany, że nowy film Alejandro Gonzáleza Iñárritu będzie długo siedział mi w głowie. To doświadczenie jedyne w swoim rodzaju. Stale zaskakujące, wypełnione masą ciekawych tematów, a także przepięknie wyglądające. I choć byłoby mi ciężko usiąść do niego jeszcze raz ze względu na pewne dłużyzny, to nie zmienia to mojej opinii o nim. Szczególnie, że oprócz tego mógłbym głównie narzekać na wątek Mateo, który nawet jeśli ciekawy, ostatecznie ma za mało czasu dla siebie w produkcji i wydawał mi się rozczarowujący. Jednakże wszystko inne dostarczyło. ,,BARDO, fałszywa kronika garści prawd" jest bardzo ciekawą historią o tożsamości, dziennikarstwie i hipokryzji. Wielu to doświadczenie odrzuci, ale naprawdę warto mu dać szansę.
Ocena: 8/10
Film obejrzany podczas 30. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego EnergaCAMERIMAGE.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz