poniedziałek, 5 września 2022

,,Szczęścia chodzą parami" - recenzja

 

Wy mówicie - polska komedia romantyczna z białym plakatem i Karolakiem, to będzie słabe. Tymczasem ja mówię - niekoniecznie.


Pamiętam, że rozpoczynając nowy rok, spodziewałem się słabego początku. Choć człowiek wraca z świetnego spotkania sylwestrowego u przyjaciół, to wciąż pamięta jak chorował po świętach, a teraz, zdecydował, że ruszy na pewną przedpremierę. Dość niespodziewanie zobaczyłem jeden specjalny pokaz 1 stycznia. Grali wtedy ,,Szczęścia chodzą parami". Ot, na 3 miesiące przed premierą, grane raz wieczorem. Nawet nie przez więcej niż 1 dzień. Wydawało mi się to zbyt wyjątkową okazją, żeby z niej nie skorzystać. Tylko, że wciąż mowa była o polskiej komedii romantycznej z białym plakatem i Karolakiem. Ani to zachęcające pod względem opisu, ani zwiastuna. Jednakże ruszyłem i to było całkiem ciekawe rozpoczęcie 2022 roku.

Film okazał się być nawet niezły. A już na pewno nie tragiczny jak tego spodziewałem się. Trochę ciężko mi było w to uwierzyć, więc stwierdziłem, że ruszę kiedyś jeszcze raz. Co mi zaszkodzi. I po jednym, długim przesunięciu premiery, w końcu mogłem zrobić powtórkę w kinie. Po 8 miesiącach. I dalej mogę powiedzieć, że ,,Szczęścia chodzą parami" to nie taki zły film. Choć z początku wcale nie sprawia takiego wrażenia. Miejsce akcji? Ponownie Warszawa. Humor? Nie działa. Są także znajome twarze jak Tomasz Karolak czy Antoni Królikowski. Jednakże im dalej historia toczyła się, tym coraz bardziej odnosiłem wrażenie, że jest w tym coś innego niż zwykle. Pierwszą taką rzeczą są same postacie.


Na początek, Brunon. Nie jest on takim protagonistą jak ci grani przez chociażby Mikołaja Roznerskiego. To dość nieśmiały, stroniący od romansów człowiek, który jest także terapeutą par. Za tym zawodem stoi nawet porządna historia z przeszłości. Na całe szczęście to nie przypadek pewnego psychoanalityka z ,,Kobiet bez wstydu"... Natomiast po drugiej stronie jest Malwina. Silna i niezależna projektantka aut. Kobieca postać, która ma charakter, zainteresowania oraz ciekawy zawód. Czyli ktoś kogo mi brakuje w polskich komediach romantycznych. Kolejna ważna sprawa, tę dwójkę łączy faktycznie dobrze napisana relacja.

Ile już razy widziałem jak postacie łączyły się przez jakąś jedną czy dwie sceny mimo, że przez całą resztę historii zupełnie nie pasowały do siebie albo nie interesowały się sobą. Albo kiedy wystarczyła jedna rozmowa, a następnie seks, żeby już były pewne tego jak się kochają. Tu na szczęście jest inaczej. Relacja Brunona i Malwiny stale rozwija się (dodatkowo jest to czynione z nie takim szybkim tempem), czuć pomiędzy nimi chemię, a motyw pechu jaki przynosi Brunon, sprawia, że ku mojemu lekkiemu zaskoczeniu, mamy bohaterkę, której to nie przeszkadza. Wymyka się to nieco moim oczekiwaniom. Sama relacja też działa dobrze, bo Michał Żurawski i Weronika Książkiewicz radzą sobie w tych rolach. Czasem ciężko mi było pozbyć się uśmiechu na twarzy widząc ich interakcje.


Natomiast tym co jeszcze nieco zaskakuje, jest kwestia postaci pobocznych. Bohaterzy grani przez Antoniego Królikowskiego czy Krzysztofa Czeczota, są typowymi comic reliefami, ale mają tu więcej do roboty niż można byłoby się spodziewać. Nie pojawiają się wyłącznie na dwie sceny, a do tego pomagają protagoniście. I ta dwójka ma tu lepsze występy niż w co niektórych produkcjach, w których pojawili się ostatnio. Jasne, nie są niezbędni. Pewnie można byłoby się ich pozbyć. Ale wypadają lepiej niż wielu innych pobocznych bohaterów z komedii romantycznych. Zaś Tomasz Karolak sprawdza się tu nawet lepiej jako zła postać niż w takiej ,,Miłości do kwadratu".

Brzmi to wszystko zbyt pięknie, co nie? Jasne, że tak. I oczywiście nie obyło się bez problemów po drodze. Już wspomniałem o paru rzeczach, które mogą budzić lekkie obawy na początku. Cóż, humor niestety przez znaczną większość czasu nie działa. Zdarzają się pojedyncze, niezłe żarty, ale w większości mamy tu słaby humor sytuacyjny. Żałuję, że częściej nie pozwalano sobie na lekki absurd, który tutaj działa. Kolejny problem to historia, a konkretniej jej 3 akt. Do tego czasu wszystko szło w porządku, bo tempo było wyważone, a relacja nieźle rozwijała się. Jednakże nagle, to się zmienia. W ciągu jakichś 20-30 minut, dzieje się zbyt wiele. Musi być oczywisty moment rozłąki, jest dziwny przeskok czasowy, jeszcze dziwniejszy moment związany z ojcem protagonisty i oprócz tego pewna rzecz zmieniająca się w postawie Malwiny, której nie mogłem zdzierżyć.


Tak naprawdę to jestem zaskoczony, że taki duet jak Wojciech Saramonowicz i Hanna Węsierska, potrafił napisać coś zaskakująco nie najgorszego biorąc pod uwagę, że w tym samym roku dostaliśmy od nich ,,Poskromienie złośnicy". Jednakże w takim momencie myślę tylko o tym jak sam chciałbym dostać ten scenariusz i zmienić trochę rzeczy. Bo tu było blisko, żebyśmy dostali już niezły film. Pierwszy taki z gatunku od czasu ,,Podatku od miłości". A zamiast tego mamy coś mieszanego. Jest tu sporo dobrego jak i złego. Choć można to z pewnością nazwać sukcesem patrząc na to czego można by spodziewać się już po samym plakacie.

Ocena: 5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz