czwartek, 29 września 2022

,,Blonde" / ,,Blondynka" - recenzja

 

Obejrzenie ,,Blondynki" to był jeden z tych wysiłków, za które nie jestem sobie wdzięczny.


Trochę minęło czasu odkąd jakiś film tak mnie wkurzył jak ,,Blondynka" Andrew Dominika. Coś co chce koniecznie ujść jako realne przedstawienie życia Marilyn Monroe, jest tak naprawdę szkodliwą wizją opartą o fikcyjną książkę. Nie jest to zbytnio podkreślane przez samego reżysera, bo i też po co jeśli może on wciskać ludziom wersję, która niby jako jedyna jest prawdziwa. Ogólnie postać samego Andrew Dominika jest dość kontrowersyjna. Mamy reżysera, który dosłownie nazywa kręcenie filmów nudnym, uważa ,,Mężczyźni wolą blondynki" za produkcję o ładnie ubranych dziwkach, a do tego narzeka, że coś dobrego widzi raz na dwa lata. I oczywiście swoją ,,Blondynkę" nazywa arcydziełem. Kto wie, może jakimś cudem zdołałbym temu ujść płazem gdybyśmy mówili o dobrej produkcji, ale niestety jest inaczej.

Jak już napisałem, ,,Blondynka" to film, który mnie wkurzył. Norma Jeane przeszła przez wiele trudów w swoim życiu. Dlatego jestem pewien, że produkcja, która żeruje na tej tragedii to ostatnie czego by chciała. Nieważne jak długo byśmy nie byli po jej śmierci, to twórcy dalej będą to wykorzystywali na swój sposób. Zaś Andrew Dominik robi to najgorzej. ,,Blondynka" jest czystą eksploatacją. Jeżeli interesują was prawie 3 godziny męczenia Normy Jeane to poczujecie się usatysfakcjonowani. Bohaterka jest stale lekceważona, bita oraz wykorzystywana. Czy stoi za tym coś więcej? Niestety nie. Reżyser chciał walczyć z seksualizowaniem Marilyn Monroe, ale sam to robi. Protagonistka jest wielokrotnie pokazywana półnaga bez powodu. Zaś scena odtwarzająca kultowy moment z ,,Słomianego wdowca" zdecydowanie zapadnie mi w zły sposób w pamięć. Generalnie znajdziecie masę sekwencji, które albo szokują albo po prostu wprawiają w jakiś dysonans.


Dałoby się stworzyć adaptację, która podeszłaby z empatią do życia Normy Jeane i jednocześnie pokazałaby te złe rzeczy przez jakie przeszła. Niestety Andrew Dominika niespecjalnie interesuje kobieta, o której opowiada. W jego wykonaniu to bohaterka, którą całkowicie definiują brak ojca oraz dzieci. Przez cały film stoi praktycznie w miejscu jeśli chodzi o rozwój. Ana de Armas dwoi się i troi, żeby oddać jej bezradność oraz przerażenie, ale niekiedy kończy się to przesadą. Ciężko mi ją za to winić i myślę, że większym problemem było poprowadzenie jej przez reżysera. Tak samo nie umie on przedstawić kompetentnej historii. ,,Blondynka" oczywiście nie jest biografią, ale wciąż musi mieć jakąś angażującą fabułę. Tymczasem zamiast tego ma ona bardzo chaotyczną i dłużącą się opowieść, w której tylko momentami znajdziecie jakieś konkrety. Coś o wykorzystywaniu kobiet w Hollywood, coś o definiowaniu dorosłej osoby przez dzieciństwo, ale to wszystko są skrawki. A jest tak, bo wiele tematów zostaje potraktowane bardzo skrótowo.


Scenariusz też cierpi przez brak jakichkolwiek pełnoprawnych bohaterów. O samej Normie już wspomniałem. Co jeszcze boli to to, że cała reszta postaci jest kompletnie bezbarwna. Naprawdę nie da się o nich czegokolwiek powiedzieć. Jedyne osoby, które mogą jakoś bardziej zapaść w pamięć to matka oraz dwójka mężów, ale też wyłącznie przez znaczenie dla fabuły, a nie ciekawy charakter. Przez taki słaby materiał marnują się chociażby Bobby Carnnavale czy Adrien Brody. A także zdjęcia. Jeżeli już za coś chciałbym chwalić ,,Blondynkę" to właśnie za zdjęcia autorstwa Chayse'a Irvina. Są dość estetyczne. Niestety problem jest taki, że Andrew Dominik jako reżyser musiał je zniszczyć paroma tragicznymi decyzjami. Nie dość, że historia to chaos to jeszcze estetycznie mamy tu bałagan. Film co chwilę zmienia aspect ratio oraz kolorystykę. Przez montaż ciężko jest nawet doceniać stronę wizualną produkcji. Jest to smutne, bo chciałem chociaż mieć w tym bałaganie coś ładnego na co mógłbym popatrzeć.

,,Blondynka" Andrew Dominika to naprawdę paskudny przypadek. Biografia to absolutnie nie jest, bo bazuje na fikcyjnej historii. Do tego wyjątkowo słabej, bo żerującej na życiu Normy Jeane. Poza tym samemu nie wychodzi z jakąś dobrą inicjatywą, która sprawiłaby, że ludzie mogliby spojrzeć na samą aktorkę z nowej perspektywy. W zasadzie to ciężko powiedzieć cokolwiek o niej samej kiedy reżyser i scenarzysta ma do przekazania tyle, że miała ona ciężkie dzieciństwo, a ludzie to generalnie znęcali się nad nią. Poza tym cały film jest absolutnym bałaganem scenariuszowym oraz formalnym. Szkoda w tym wszystkim utalentowanej Any de Armas oraz ładnych zdjęć. Ale kto wie, może was zainteresują prawie 3-godzinne tortury Normy Jeane okraszone chociażby jej rozmową z płodem lub co niektórymi równie tragicznymi scenami.

Ocena: 2/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz