Prędzej czy później musieliśmy się doczekać dokończenia tej trylogii. Nieważne czy chcieliśmy tego czy nie. Jednak co gorsze, jest ono jeszcze bardziej tragiczne niż poprzednie filmy.
Wystarczyły 4 miesiące, żebyśmy dostali na Netflixie ,,Kolejne 365 dni". I ciężko mi znaleźć dużo osób, które mogłyby się cieszyć z tego powodu. ,,365 dni. Ten dzień" zaskoczyło nawet mnie w tym jak tragiczne było. Nagle historia w pierwszym filmie wydawała się dość konkretna i jakkolwiek angażująca. A wyszło tak, bo kontynuacji zabrakło jakiejkolwiek fabuły. To był 2-godzinny, tragicznie zrealizowany teledysk z okazjonalnymi dialogami. I było oczywistym, że ,,Kolejne 365 dni" zafundują powtórkę z rozrywki. Nikt nie czuje się zaskoczony, więc co więcej można powiedzieć?
Cóż, coś trzeba, bo inaczej nie byłaby to nawet pełnoprawna recenzja. A więc, mamy wszystkie problemy co wcześniej. Cliffhanger, z którym nas pozostawiła poprzednia część? Nie ma znaczenia. Postrzelenie prowadzi co najwyżej do krótkiej gadki o tym co zalecał lekarz i niby ma być pretekstem do pogarszającej się relacji Laury oraz Massimo, ale ciężko to odczuć. W zasadzie to zakończenie dwójki naprawdę nie miało dużego znaczenia. Natomiast przez następne 40 minut, trzeba będzie użerać się z kolejnymi teledyskowymi scenami, seksem i jakimiś rzadkimi próbami opowiedzenia czegokolwiek. Chociażby o tym, że Laura ponownie próbuje być wolna, więc skupia się na karierze (nawet jeżeli ciężko momentami odczuć jej wkład w pracę). Po tym, zaczyna się jakakolwiek fabuła. I tak, ,,jakakolwiek" to najlepsze w tym przypadku określenie.
Wchodzi wątek miłosnego trójkąta, który wypada tragicznie. Laura ma możliwie najnudniej napisane relacje z Massimo oraz Nacho. Progresu i uczuć w nich nie widać. To wygląda na zasadzie pogodzenia się po chwili i natychmiastowego seksu, bo... tak. A jeśli zastanawialiście się co będzie z mafijnym wątkiem to nie przejmujcie się. Poza pierwszymi dwiema minutami, nie jest on nawet obecny. Tak, nagle walka dwóch klanów nie ma żadnego znaczenia. Jedyne co dostaniecie od ,,Kolejnych 365 dni" to właśnie trójkąt miłosny. A najgorsza jest jego konkluzja. Aż ciężko uwierzyć, że to miałoby być jakkolwiek satysfakcjonujące dla kogokolwiek zakończenie. Przez to obawiam się czy nie dostaniemy jeszcze czegoś w przyszłości...
A to byłaby tragiczna wizja, bo oznaczałaby ona więcej takich potworków jak ta oraz poprzednia część. Reżyserii nie ma, scenariusza także, jest tylko powolne umieranie, bo te 2 godziny lecą jak krew z nosa. Choć może powinno mi imponować, że Barbara Białowąs oraz Tomasz Mandes zdołali z każdym kolejnym filmem schodzić coraz niżej z poziomem. Ja rozumiem, że takie projekty przydają się do finansowania następnych (co widać po tym jak zapracowany jest Mandes), ale też nie wiem czy to powód, żeby odwalać tak leniwą robotę. Z drugiej strony, sam nie wiem czy mogłaby ona wyglądać jakkolwiek inaczej skoro mowa o reżyserskim duecie bez talentu. Do tego takim biorącym się za adaptowanie szkodliwej i tragicznej książkowej trylogii.
Ocena: 1/10
Ocena: 1/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz