sobota, 6 sierpnia 2022

,,Bullet Train" - recenzja

 

Hollywoodzkie kino akcji od Davida Leitcha bazujące na japońskiej książce, które wypełnia nieco pusty sezon letni? Takie rzeczy to ja mogę przyjmować z otwartymi ramionami.


Sezon letni w tym roku jest nieszczególnie ciekawy, więc ciężko nie docenić premiery nowego filmu akcji od Davida Leitcha. Jego produkcje stale dostarczają mi porządnej rozrywki i tylko przy ,,Deadpoolu 2" mogłem mieć zastrzeżenia, choć one tyczyły się scenariusza. Jednakże ,,John Wick", ,,Atomic Blonde" czy ,,Szybcy i wściekli: Hobbs i Shaw" to produkcje, które świetnie wspominam. Na tym etapie Leitch zdołał sobie wyrobić pewien styl, a jego oko do kaskaderki czyni wiele scen akcji absolutnie wspaniałymi. Ma on kredyt zaufania u mnie. Dlatego mieszane opinie o ,,Bullet Train" nie ostudziły moich oczekiwań. Jest to film, na który dość mocno czekałem wiedząc na czym bazuje. Mimo wszystko rzadko można zobaczyć Hollywoodzki film akcji kosztujący 90 milionów, który jest oparty o japońską książkę. A z takim twórcą na głównym stanowisku, mogłem być spokojny. I pomimo jakichś drobnych problemów, z sali wyszedłem usatysfakcjonowany.


,,Bullet Train" to naprawdę przyjemne kino akcji, które angażuje od początku do końca. Choć tempo może być dla niektórych nieco za wolne. Jednakże to jest dla mnie plusem. To historia o wielu ludziach, którzy przyszli w różnych celach do tego samego pociągu, ale efekt tego może być wyłącznie jeden. Masakra. Choć z początku zupełnie nie wiedzą o sobie. Kotaro Isaka w swojej książce postawił na pomysł, który świetnie działa w połączeniu z tym miejscem akcji. A przedstawiony w filmie, pozwala na ciekawe ukazanie wydarzeń. David Leitch przeskakuje pomiędzy różnymi postaciami w naprawdę płynny sposób. Przejścia potrafią być pomysłowe, a momentami samoświadoma narracja bawi. Jest tu sporo kreatywności, która sprawia, że ciężko się nudzić przez 2 godziny. Do tego w tym wszystkim nie chodzi tylko o serwowanie widzowi scen akcji.

Przez całą fabułę przetacza się dużo postaci. I tak jak w wielu podobnych historiach kończy się to tym, że drugoplanowi bohaterowie nie mają miejsca dla siebie, to scenarzysta Zak Olkewicz dba o to, żebyśmy poznali każdego. Dlatego walki nie są tu wcale takie częste. Dużo czasu poświęca się na rozmowy, w których poznajemy wszystkie osoby. Ich charakter, a także cele. Choć nie wszystko jest oczywiście takie jakie mogłoby się wydawać na początku. W ,,Bullet Train" nie brakuje różnych niespodzianek. Do nich zaliczają się również dość niespodziewane dla mnie cameosy. Oczywiście nie zdradzając za wiele, mogę zapewnić, że dobrze działają. Są bardziej jak wisienka na torcie, a nie atrakcja, która ma przyciągać do kina.


Za to tym co z pewnością przyciągnie wielu jest obsada. To bogata plejada gwiazd, która nadaje swoim postaciom dużo charakteru, a ich charyzma też dodatkowo pomaga. Brad Pitt świetnie odnajduje się w roli człowieka, który najchętniej skończyłby z tym wszystkim i znalazł w końcu chwilę spokoju. Duet Aarona Taylora-Johnsona i Briana Tyree Henry'ego ma w sobie dużo chemii, więc ciężko nie zauważyć ich braterstwa. Całkiem nieźle wypadają także inne osoby w swoich mniejszych rolach jak chociażby Michael Shannon, Joey King czy Sandra Bullock. A nawet ci, którzy robią naprawdę niewiele jak Hiroyuki Sanada czy Bad Bunny, wciąż sprawdzają się dobrze w tej konwencji. To film napędzany przez tę obsadę.

Niestety do ideału wciąż trochę brakuje pomimo całej tej kreatywności i plejady barwnych postaci. To utrzymana w lekkim tonie rozrywka, która czasami leciutko przesadza. Kiedy próbuje zbyt rozbawić albo zaszaleć z narracją. Nigdy nie wchodzimy na teren, gdzie ,,Bullet Train" stałoby się bałaganem, ale przyznaję, że w pierwszej połowie potrzebowałem nieco czasu na oswojenie się z tym. Humor nie zawsze trafia i zdarzają się pewne zbyt przeciągnięte żarty. Natomiast druga połowa, choć fajnie podkręca skalę to odrzuca brzydkim CGI. Przynajmniej przez resztę czasu warstwa techniczna nie wypada źle. I na całe szczęście, te problemy nie zabierają za dużo z frajdy jaką się czerpie na seansie.


David Leitch lekko potknął się w paru miejscach, ale jego ,,Bullet Train" mocno nie odstępuje poprzednim produkcjom, które nakręcił. Dostarcza równie dużo porządnej rozrywki, która zostawia człowieka z sporym uśmiechem na twarzy. Akcja jest satysfakcjonująca, historii nie brakuje zarówno energii jak i spokoju, żeby przedstawić postacie, a miejsce akcji jest idealnie wykorzystane. W tym momencie ciężko jest prosić o lepszy blockbuster na lato. Nawet jeżeli skalą (budżet to 90 milionów) nie dorównuje on co niektórym większym produkcjom. Ale co z tego jeżeli w tym jednym butelka wody jest ważnym bohaterem mającym swój moment.

Ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz