piątek, 22 lipca 2022

,,Vanskabte Land" / ,,Godland" - recenzja

 

Od czegoś Nowe Horyzonty trzeba zacząć, więc dość w ciemno, ruszyłem na ,,Godland". Jakie okazało się to rozpoczęcie festiwalu dla mnie?


Nie jestem zaznajomiony z twórczością Hlynura Pálmasona. Choć słyszałem o ,,Białym, białym dniu", to nie miałem okazji go zobaczyć. Na ,,Godland" ruszyłem w dużym stopniu dlatego, bo miałem wolny wieczór. Sprawdziłem co najwyżej opis i nieco zaciekawiony ruszyłem. Na początku byłem już bardzo zadowolony z lubianego przeze mnie aspect ratio 4:3. Później skupiłem całą swoją uwagę na chłonięciu tej atmosfery i podziwianiu Islandii. ,,Godland" to film powolny, ale przez trochę czasu nie przeszkadzało mi to. Przyzwyczaiłem się do tego tempa, bo ta podróż pastora przez swój charakter, może się moim zdaniem dłużyć. I choć sam motyw tracenia zmysłów oraz pogrążania się w szaleństwie nie jest wystarczająco wykorzystany, to pierwsza połowa spełnia swoje zadanie.


Później to jest ten sam powolny i pięknie wyglądający film, ale kiedy historia zaczęła się rozwijać, to nie zdołała ona mnie usatysfakcjonować. Po podróży zaczyna się wątek z budowaniem kościoła. Poznajemy wtedy więcej postaci i dostajemy wgląd w ich tamtejsze życie. Ta część historii działa. Gorzej jest jeśli chodzi o bohaterów. Jeżeli chodzi o te poznane w pierwszej połowie, to jest ciężko. O pastorze nie da się za wiele powiedzieć. Zmienia się na przestrzeni tych 2 godzin, ale zwykle nie ma w tym jakiegoś dobrego przejścia. Jego relacje z innymi są proste i nie ma w nich głębi. Więcej mogę powiedzieć o Ragnarze, który jest dość charakterną postacią. Zarysowaną w na tyle prosty sposób, żeby mi to wystarczyło do uznania go za interesującego bohatera. Reszta podróżników z pierwszej połowy już ciekawa nie jest i nie da się o nich czegokolwiek powiedzieć.

Od momentu budowania kościoła, też poznajemy niewiele osób. Jest jakaś społeczność, ale nie ma w niej konkretnych bohaterów. Mamy tylko ojca z córkami. On sam dostaje raczej niewiele czasu dla siebie i z rozmów z nim nie da się wyczuć w nim czegoś więcej. Córki są już ciekawsze, bo widzimy je częściej i mają jakiś charakter. Przyznam, że nie przepadam za tym jak kończy się wątek jednej, ale przynajmniej są jakimiś konkretnymi postaciami. Niestety w całym filmie jest takowych niewiele. Jednak najgorsze, że sam protagonista to niespecjalnie ciekawa postać. Elliott Crosset Hove radzi sobie w tej roli, ale materiał, który dostał nie robi specjalnego wrażenia. Ciężko stwierdzić jaką dokładnie drogę przechodzi Lucas.


To jest ten problem, że fabuła w drugiej połowie nie do końca wie co ze sobą zrobić. Początek ma tą podróż, która działa przez prostotę. Tymczasem od rozpoczęcia budowania kościoła postacie albo zmieniają się diametralnie albo nie mają niczego ciekawego do zrobienia. A na sam koniec nie wiedziałem co do końca film chce powiedzieć. Symbolika średnio działa, zaś zakończenie... istnieje. Ciężko powiedzieć mi o nim coś więcej. Stwierdziłbym co najwyżej, że wypada dość leniwo. Ogólnie druga połowa przez większość czasu dłużyła mi się. Szkoda, że tak wyszło, bo od tego początku ja byłem naprawdę zaangażowany. Czułem ten potencjał, który można dobrze wykorzystać. Nie nazwę ,,Godland" jakimś mocnym rozczarowaniem. W końcu ruszyłem na seans nie mając specjalnych oczekiwań. Ale muszę przyznać, że liczyłem u siebie na nieco lepsze rozpoczęcie Nowych Horyzontów.

Ocena: 6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz