Na powrót Davida Cronenberga trzeba było długo poczekać, ale z całą pewnością mogę powiedzieć, że te lata oczekiwania opłaciły się.
Każdy szczególnie ceni sobie jakichś reżyserów. U mnie w takim zaszczytnym gronie jest m.in. David Cronenberg. Wizjoner, którego filmy fascynowały mnie już od dość wczesnego wieku. Pamiętam oglądanie ,,Muchy" jak miałem te paręnaście lat. Zawsze robiło na mnie wrażenie jak te produkcje wyglądały pod kątem praktycznych efektów. Do tego często były to fascynujące światy czy niepokojące wizje przyszłości. I wszystko to dalej niesamowicie się broni (chociażby ,,Wideodrom", który wciąż jest zaskakująco aktualny). Niestety na następny film Cronenberga trzeba było długo czekać. Po ,,Mapach gwiazd" w 2013 nastała przerwa. Jednakże w końcu to się zmieniło razem z ,,Zbrodniami przyszłości". Produkcją, która powraca do korzeni tego reżysera. Nie tylko nawiązując do jego dzieła z 1970, ale także czerpiąc z gatunku S-F oraz body horroru. I jest to absolutnie świetny powrót.
To stary, dobry Cronenberg. Na tyle, że jedni ludzie dobrze będą wiedzieć, żeby trzymać się z daleka, a innych to przyciągnie. Tym razem dostajemy ludzi modyfikujących swoje ciała. Wytwarzających nowe organy, czerpiących przyjemność z bólu i walczących z ewolucją. Jest to ugryzione od wielu różnych stron i nowe, fascynujące pomysły stale się przejawiają. Choć dużo z nich wynika z rozmów. ,,Zbrodnie przyszłości" są bardzo powolnym filmem. Sporo pewnie powie, że niewiele się w nim dzieje. Nawet nie ma tu tak dużo miejsca na obrzydzenie jak na coś nakręconego przez Davida Cronenberga. Jednakże nic z tego nie jest dla mnie problemem. Cóż, może poza ostatnią rzeczą. Ja akurat nigdy nie mam nic przeciwko porządnemu body horrorowi.
Tak jak stwierdziłem, tego wszystkiego można było się spodziewać po reżyserze. Choć zrozumiem jeśli nawet niektórzy fani nie poczują się przekonani jego powrotem. Powolne tempo, bohaterowie prowadzący długie dialogi wypełnione częściowo ekspozycją i być może nieco za dużo wątków... Problemów mimo wszystko nie brakuje. Jest parę rzeczy, którym przydałoby się rozwinięcie. Chociażby sam świat, bo niesie on ze sobą ogromny potencjał. Chociażby przedstawiona tu firma czy bardzo różnorodne grupy osób (artyści, pewna ewoluująca grupa, chirurdzy). Wizualnie może nie prezentuje się to ciekawie, bo siedzimy głównie w prostych pomieszczeniach, ale nadrabiane jest to wspaniałą charakteryzacją czy projektami maszyn. Jedno słowo nada się idealnie: oldschool. Tak to wygląda. Zupełnie jakbym oglądał stary film tego reżysera. Te praktyczne efekty specjalne nigdy nie przestaną mnie cieszyć.
Wspomniałem o postaciach i te również intrygują. Perwersyjne, przekraczające granice, chcące zaistnieć w świecie... Każdy ma tu jakiś konkretny cel. Artyści, którzy wykorzystują ewolucję, żeby przemieniać własne ciała w sztukę. Ludzie, którzy odkryli, że ból sprawia im przyjemność (do tego stopnia, że nazywają go nowym seksem). Także ci, u których dokonały się niespodziewane przemiany i rozważają nad tym czy są jeszcze ludźmi czy już kimś innym... Oczywiście z tych wszystkich postaci najwięcej czasu spędzimy z pewną czwórką, więc to oni tutaj będą najciekawsi. Choć nie zmienia to tego, że Cronenbergowi w ciągu tych 100 minut udaje się dużo przedstawić i opowiedzieć. Poza tym dalej świetnie prowadzi aktorów. Cieszy chociażby zobaczenie z powrotem jego współpracy z Viggo Mortensenem. Jego rola jest jednocześnie mocno cielesna jak i zniuansowana. Towarzyszy mu Léa Seydoux, która świetnie odnajduje się w dziwnej wizji Cronenberga. Na nieco dalszym planie mamy Kirsten Stewart i Don McKellara jako całkiem zgrany duet.
Pomimo tego, że wiedziałem na co nastawić się, to wciąż muszę przyznać, że oglądanie ,,Zbrodni przyszłości" nie było łatwe. Wiele rzeczy pozostawało dla mnie niezrozumiałe, a historia czasami sprawiała wrażenie chaotycznej. Jest to dziwny film, ale czego innego mogłem się spodziewać? Na pewno będzie długo siedział w mojej głowie i z pewnością zyskiwał z czasem. Jako ktoś kto absolutnie kocha Davida Cronenberga, poczułem się spełniony. Te wiele lat oczekiwania opłaciło się. Natomiast ci, którzy nigdy nie byli fanami reżysera, nic tu nie znajdą dla siebie. Zaś ludzie będący pośrodku... W sumie to jestem ciekaw ich reakcji. Choć dobrze wiem, że ogólna widownia będzie oceniała film negatywnie.
Ocena: 8/10
Ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz