poniedziałek, 25 kwietnia 2022

,,Sonic the Hedgehog 2" / ,,Sonic 2: Szybki jak błyskawica" - recenzja

 

Wobec drugiej części przygód niebieskiego jeża miałem znacznie większe oczekiwania niż przy jedynce i niestety nie poczułem się usatysfakcjonowany.


Raczej większość pamięta jak niskie oczekiwania były wobec pierwszego filmowego Sonica przez sporo czasu. Wciąż mam przed oczami reakcje ludzi po plakatach czy tamtym nieszczęsnym zwiastunie. Być może dlatego, nie przeszkadzało mi, że jedynka była bezpiecznym filmem. Nie dawałem mu zbytnio nadziei, więc jak okazało się, że jest w porządku, to poczułem się usatysfakcjonowany. Jednak tym razem liczyłem na więcej. W przypadku kontynuacji można powiedzieć, że były nieskończone możliwości (może ktoś wyłapie nawiązanie) na rozwinięcie tego. Świat Sonica jest ogromny i drzemie w nim potencjał na opowiedzenie wielu ciekawych historii. I wydawało mi się, że Jeff Fowler to rozumie, bo dwójka wyglądała jakby bardziej czerpała z gier od poprzedniego filmu. Widziałem możliwość, żeby poszło to o krok do przodu i nie było tak bezpieczne. Niestety efekt końcowy nie jest dla mnie zadowalający.


Mogę przyznać, że jest to film stawiający krok do przodu. Jako fan widzę, że zaczerpnięto dużo elementów z gier. Niestety tu zaczyna się problem. Wkrada się przepych. ,,Sonic 2: Szybki jak błyskawica" jest zaskakująco ambitny i w 2 godziny próbuje zmieścić nieco za dużo rzeczy. Z częścią radzi sobie nieźle, a z innymi gorzej. Jednym z ważniejszych elementów jest Knuckles. To pełnoprawna postać z zrozumiałymi motywacjami i odpowiednim charakterem względem gier, a do tego ma świetny głos Idrisa Elby. Sprawdza się zarówno jako comic relief jak i motor napędowy do głównego konfliktu, który mimo, że prosty i oparty o dobrze znaną kliszę, działa. W jego przypadku łatwo mi powiedzieć, że został perfekcyjnie zaimplementowany do historii.

Co innego jest z Tailsem. To sympatyczny bohater, którego miło zobaczyć w duecie z Soniciem, ale ostatecznie w fabule większe znacznie mają jego gadżety niż on sam. Do takiego stopnia, że w pewnym momencie zostaje odsunięty na bok na dłuższą chwilę. Do tego ciężko kupić jego przyjaźń z Soniciem kiedy spędzają ze sobą za mało czasu. Przebiega to za szybko i jest niespecjalnie wiarygodne. A szkoda, bo tak jak powiedziałem, to sympatyczna postać. Łatwo go polubić, a Colleen O'Shaughnessey jak zwykle nadaje mu dużo uroku. Liczę chociaż, że w przyszłości będzie miał więcej do roboty.


Z resztą postaci jest już lepiej. Przede wszystkim mogę pochwalić to jaką drogę przechodzi Sonic. Widać, że jego podejście do bycia bohaterem zmienia się i wyciąga jakąś naukę z tych zdarzeń. Przeciwieństwem jest Eggman, który jak to on, dalej pozostaje sobą, ale w tym wypadku to żaden problem. Oczywiście jest nieco bardziej szalony i tworzy trochę balans pomiędzy byciem oryginalnym Eggmanem, a tym, którego ludzie znają z gier. Nawet jeżeli sam Jim Carrey niezależnie od tego jak go nie uwielbiam, momentami bywa zbyt przeszarżowany. Myślę, że w poprzednim filmie wypadł lepiej. Natomiast reszta ludzkich postaci dalej jest obecna i to mnie cieszy. Może to być lekko dziwne patrząc na to, że w przypadku Sonica znacznie bardziej wolimy oglądać go i jego przyjaciół, ale Wachowscy wciąż mają znaczenie. Miło ogląda się tą rodzinę spędzającą czas razem i nieironicznie bardziej wolałem taką scenę z baseballem niż finałowe starcie. To wtedy widziałem bohaterów w tym filmie i ich relacje. Dlatego liczę, że nie zostaną kompletnie zepchnięci na bok w trzeciej części.

Jednak postacie to jedno, a historia to drugie. Film musi odhaczyć sporo rzeczy z swojej listy, więc trwa 2 godziny, a to okazało się dla mnie problemem. Nie powinno być, ale przez pewne dłużyzny, dwójka trwała dla mnie za długo. Są pewne zbędne sekwencje lub takie, które spokojnie mogły zostać skrócone. Natomiast problemu nie mam zbytnio z historią będącą ganianiem się za mcguffinem. To coś czego nie dało się zbytnio ominąć jeżeli postanawia się skoncentrować na Master Emeraldzie. Do tego jest to podstawą, żeby nasi bohaterowie opuścili Green Hill i mogli zwiedzić nowe miejsca co szanuję. Tylko szkoda, że ta przygodówka wciąż potrafi znużyć kiedy trzeba spędzić za dużo czasu na Syberii lub weselu.


Przynajmniej cały film dalej pozostaje przyjemny dla oka. Przy pierwszej części był problem z zmianą designu Sonica, więc produkcja była bardzo przyspieszona. Na szczęście przy kontynuacji do takich rzeczy nie miało jak dojść. I tak naprawdę z efektów specjalnych mogę wyróżnić jedynie okazjonalnie widoczny green screen (chociażby Syberia). Reszta wygląda bardzo w porządku, na czele z projektami postaci jak Tails czy Knuckles. A Jeff Fowler idzie też nieco do przodu z scenami akcji, które bardziej opierają się o ruchy znane tym postaciom. Bardzo dobrze wspominam sekwencję w świątyni, która wyglądała jak wyjęta żywcem z gier.

Ostatecznie jestem pewien, że ,,Sonic 2: Szybki jak błyskawica" spodoba się młodszej widowni, bo to nadal kino familijne stworzone dla niej. Humor opiera się na prostych żartach sytuacyjnych i niestety za często korzysta też z popkulturowych żartów. Jednak trochę żałuję, że zabrakło odwagi, żeby zrobić z filmowego Sonica nieco bardziej dojrzałą produkcję. Ale póki sprawią one, że dzieci zainteresują się postacią, to ciężko mi narzekać. Jak już to gorzej czuję się z tym, że filmy nie wykorzystują w pełni swojego potencjału. Jedynka zaczęła z bardzo bezpiecznego progu. Natomiast dwójka rozczarowała mnie, bo pomimo podjęcia kroku do przodu, zrobiła też parę do tyłu popełniając za dużo błędów. To dłużąca się produkcja z często nieśmiesznym humorem i nie umie ona w pełni wykorzystać rzeczy z gier, z których tak chętnie korzysta tym razem. Boję się o przyszłość, bo odnoszę wrażenie, że twórcy zamiast wykorzystać to co jak dotąd zbudowali, wolą do tej budowli dokładać coraz więcej nie przejmując się tym czy ta konstrukcja nie zawali się pod ciężarem ambicji. Obym się mylił, bo wciąż widzę w filmowym uniwersum Sonica potencjał na dobre produkcje.

Ocena: 5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz