sobota, 19 lutego 2022

,,Uncharted" - recenzja

 

Czy po raz kolejny mamy do czynienia z nieudaną adaptacją gry? Niestety tak, a szkoda, bo czuję, że tym razem była większa szansa, żeby się udało patrząc na to jaki materiał mieli twórcy do wykorzystania.



Długo zastanawiało mnie dlaczego PlayStation potrzebowało tyle czasu, żeby zacząć coś robić z swoimi grami w świecie filmów i seriali. Sporo z tego to już gotowe materiały pod ciekawe historie i widowiska. Jednakże coś zaczęło się dziać w tym temacie, bo ,,Uncharted", o którym ]mówiło się już 14 lat temu, miało właśnie swoją premierę. Było dużo problemów po drodze, które nie napawały optymistycznie, a mając w pamięci różne inne adaptacje gier (chociażby podobne tematycznie Tomb Raidery), to ciężko mi było wykrzesać w sobie jakikolwiek entuzjazm przed premierą. To samo było też niemożliwe w trakcie seansu.


Minęło trochę czasu odkąd ostatni raz widziałem tak nieangażujący blockbuster. To wyjątkowo smutne, bo ,,Uncharted" powinno być przyjemną przygodówką pełną energii. Nie potrzeba nawet dobrej historii. Póki byłyby sympatyczne postacie, którym chcesz towarzyszyć w tej przygodzie, to byłoby dobrze. Niestety tutaj się to nie udało. Ruben Fleischer jako reżyser przypomina strażaka, który musiał kontrolować ogień jakim były problemy produkcyjne. Udało mu się go zgasić, bo to film, który jest trzymającą się kupy produkcją, a nie kompletnym bajzlem. Jednakże ogień wciąż pozostawił po sobie ślad, bo przez to kontrolowanie procesu produkcji, nie było czasu, żeby pomyśleć nad innymi rzeczami. Film nie może rozwinąć skrzydeł i nie wykorzystuje on w pełni potencjału.

Pewne rzeczy tu działają. Podoba mi się, że twórcy zdecydowali się bardziej na coś w stylu origin story i przedstawili młodego Nate'a. Pozwoliło to na wykazanie się jakąś oryginalnością, bo nie mamy po prostu do czynienia z tą samą postacią, którą pamiętamy z gier. I sam Tom Holland jest w porządku. Ma lepsze role w portfolio, ale ciężko też mówić o wpadce. Problem mam z Markiem Wahlbergiem, który nie dość, że kompletnie nie trafiony jako Sully, to jeszcze dawno stracił ochotę do grania i wypada najsłabiej z całej obsady. Ale też ogólnie jest problem z postaciami, bo zdołałem polubić wyłącznie Nate'a i Chloe.

Jednak najbardziej boli mnie niespełniony potencjał scen akcji. Przy tym jak gry były wypełnione nimi, dziwi mnie, że film może pochwalić się tylko jedną, która jakkolwiek zainteresowała mnie. A przy tym pojawia się na samym początku, więc później zostaje się już tylko z nieciekawymi bójkami czy pościgami. Ruben Fleischer już długo nie spełniał się jako reżyser i staje się to coraz bardziej widoczne. Szczególnie, że realizacja wypada przeciętnie. Nieważne czy mówiłbym tutaj o zdjęciach, efektach specjalnych czy montażu. Wszystko jest takie poprawne, ale przy tym ciężko nawet nazwać ten film przeciętniakiem, bo za mało tu pozytywów, żeby takim go określić.


Smutne to, bo seria gier zdobyła serca wielu ludzi i ja sam bardzo miło spędziłem czas z ,,Uncharted: Złota Otchłań". Materiał wydawał się gotowy do wykorzystania, ale zabrakło kontroli na planie, żeby zapobiec pewnym rzeczom oraz reżysera z stylem, który dodałby do tego filmu energii. Chcę wierzyć, że nawet z tak przeciętnym startem będzie możliwe rozwinięcie tego w dobrym kierunku. Gdyby tak miało być to wybaczyłbym taką, a nie inną jedynkę. Ale to już zależy od różnych rzeczy. Na razie mogę po prostu powiedzieć, że doczekaliśmy się kolejnej, nieudanej adaptacji gry.

Ocena: 4/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz