piątek, 17 grudnia 2021

,,Spider-Man: No Way Home" / ,,Spider-Man: Bez drogi do domu" - recenzja

 

Po tym wszystkim co działo się przed premierą, naprawdę dobrze jest wyjść z sali, wrócić do domu i powiedzieć, że było się pozytywnie zaskoczonym. I bez spoilerowe wrażenia powinny spokojnie wystarczyć, żeby powiedzieć czemu ,,Spider-Man: Bez drogi do domu" to pomimo swojej wielkiej skali, udane domknięcie dla trylogii i kompetentny film.


Ciężko mi stwierdzić od czego powinienem zacząć. Bo mówię tu o filmie, który już w tym momencie jest fenomenem. Wystarczy sobie przypomnieć wszystko co działo się wokół niego. Wycieki, budowanie oczekiwań, mówienie o ogromnej skali... Już przed wyjściem filmu, było wiadomym, że ,,Spider-Man: Bez drogi do domu" będzie największą premierą tego roku. I ja niekoniecznie dołączyłem do grona ludzi czekających na to wydarzenie. Miałem bardzo dużo obaw. Nie przekonywał mnie pomysł, a już tym bardziej zwiastuny. Do momentu rozpoczęcia filmu, byłem pewien, że dostanę ten sam bajzel, którym był ,,Spider-Man 3" oraz ,,Niesamowity Spider-Man 2". I co ja mogę powiedzieć... wow. Jonie Watts, udało ci się mnie zaskoczyć.


W zasadzie większość tego wobec czego miałem obawy, okazywała się być całkiem sensownie przedstawiona. Zwiastuny robiły trochę mylne wrażenie jeśli chodzi o historię. Ta jest zaskakująco dobra, bo pomimo dużej skali, jest wciąż w wielu miejscach osobista i pozwala rozwinąć się postaciom. Do tego samo użycie multiwersum i sprowadzenie znanych postaci, nie sprawia, że film na tym traci. Choć bez problemu stwierdzę, że ,,Spider-Man: Bez drogi do domu" jest najlepszy nie tam, gdzie oglądamy starcia i epickie wydarzenia, tylko wtedy kiedy dostajemy interakcje postaci.

Watts w poprzednich dwóch filmach, wykreował postacie, które bardzo polubiłem oraz dodatkowo rozwinął te wcześniej mi znane. Dlatego oglądanie ich ponownie i patrzenie jak przeżywają wspólnie te wydarzenia próbując je przezwyciężyć, miało dla mnie największe znaczenie. Dobrze, że Peter, MJ, Ned i reszta dalej są tymi samymi sympatycznymi postaciami i zyskują na trzeciej części. Choć moim największym zaskoczeniem jest jak świetnie poradzono sobie z czarnymi charakterami. Bywają problemy przez przepych i nie każdy dostaje odpowiednio dużo czasu, ale nie spodziewałem się, że część z nich, faktycznie będzie postaciami z krwi i kości.


I tu pojawia się kolejna rzecz, która mnie pozytywnie zaskoczyła. Fanserwis nie był irytujący. W zasadzie to była moja największa obawa przed seansem. Myślałem, że Watts nie będzie w stanie zmieścić emocjonalnej fabuły kończącej wątki postaci ponieważ trzeba wepchnąć fanserwis, który sam w sobie przyciągnie ludzi. Jest go bardzo dużo, to prawda, ale na przykładzie powiem czemu to nieźle działa. To, że pada kultowa kwestia nie jest samo w sobie czymś fajnym. Jest świetnym jak wpisuje się w aktualną scenę. Nikt z twórców nie oczekuje, że widownia będzie biła brawa, bo widzą kogoś kogo pamiętają. Po prostu dali nam faktycznych bohaterów, którzy nie kiedy wydają się lepsi niż wcześniej.

Jest to wszystko naprawdę zaskakujące dla mnie, bo strasznie bałem się festiwalu fanserwisu. Ostatnio tworzenie bezpiecznych produkcji jest wygodniejsze (szczególnie po przyjęciu ,,Eternals"), ale ta trzecia część trylogii ma faktycznie miejsce dla postaci. One nadal są na pierwszym planie. I o dziwo skala nie jest tak ogromna. Rozumiem skąd porównywanie filmu do ,,Avengers: Koniec gry", bo to podobne oczekiwania, ale na szczęście ,,Spider-Man: Bez drogi do domu" wcale tak nie odróżnia się względem poprzednich dwóch części. Dlatego trylogia działa jako spójna całość co jest bardzo ważną rzeczą.


Jednakże nie oznacza to, że nie obyło się bez problemów. W tym tych dotyczących fabuły. Wspomniałem o przepychu i był on dla mnie szczególnie widoczny pod koniec. Kiedy dostaje się emocjonalną klamrę, to chce się zobaczyć jak każda postać może brać w niej udział. Niestety z tym jest problem. Przy tym ilu bohaterów jest, nie ma czasu, żeby zmieścić wszystkie interakcje. A mimo wszystko chciałbym te parę scen więcej, bo zupełnie nie odczułem tych 2,5 godzin, więc jakby film trwał nieco dłużej, to nie narzekałbym. Zaś z innych rzeczy, nieszczególnie mnie przekonało zakończenie oraz pewna scena z środka filmu. Nie wiem na ile to kwestia przemyślenia sobie tego w głowie, a na ile to, że po prostu nie podobały mi się te rzeczy. Ale na pewno najbardziej wybiły mi się w historii jako te problematyczne. Choć i tak jestem zaskoczony, że pomimo mojego odbioru zakończenia, nieszczególnie mocno psuje ono sam film, a bardziej może zaszkodzić przyszłości uniwersum. Przynajmniej dało się to zrobić gorzej, więc chociaż tyle.

I pewnie nikogo nie zdziwię narzekając na kwestie techniczne. Z każdym tegorocznym filmem Marvela miałem ten sam problem. Bardzo nierówne lub brzydkie CGI, zbyt duże postawienie na efekty specjalne i paskudne finałowe starcie (z tym ostatnim, tylko ,,Eternals" zdołało się obronić). Niby są momenty w trzecim Spider-Manie, które nie wyglądają źle, bo Marvela wciąż stać na skuteczne odmładzanie aktorów, ale każda walka jest taka jak można by się spodziewać. Sztucznie wyglądające postacie walczące na brzydkim green screenie. Z czego najgorsze jest właśnie to finałowe starcie przez miejsce akcji i porę dnia. Ciężko mi było się ekscytować kiedy próbowałem zobaczyć co dokładnie dzieje się na ekranie. Na tym etapie czuję się aż przyzwyczajony do tego, choć zdecydowanie chciałbym zobaczyć jakąś poprawę w przyszłości.


A przy tym pomimo tych paru problemów, wyszedłem naprawdę zadowolony z sali ku mojemu zaskoczeniu. Wiadomo, działa tu też ekscytacja jaka wiąże się z oglądaniem wielkiego eventu. Ale w przeciwieństwie do takiego ,,Avengers: Koniec gry", czuję jakby ,,Spider-Man: Bez drogi do domu" miał znacznie większe szanse na dobre zestarzenie się. To wciąż będzie w moich oczach kompetentny film, a nie tylko wspomnienia za tamtym czasem jak to się czekało i wiwatowało na sali z innymi ludźmi. Pod tym względem naprawdę cieszę się z moich zerowych oczekiwań przed seansem, bo podchodząc do tego jako przede wszystkim filmu, a nie wydarzenia, mogłem go docenić za to czym przede wszystkim miał być. I może postawię go wciąż najniżej z tej konkretnej trylogii, ale mogę powiedzieć, że dobry poziom został utrzymany. Jakimś cudem udało się domknąć wątki dając przy okazji niezapomniane doświadczenie pełne emocjonalnych momentów.

Ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz