piątek, 3 grudnia 2021

,,Resident Evil: Welcome to Racoon City" / ,,Resident Evil: Witajcie w Racoon City" - recenzja

 

Ciężko ukryć, że adaptacja Johannesa Robertsa nie jest pozbawiona wad, ale przy tym to zaskakująco udana wizja, która jest znacznie lepsza niż inni twierdzą. Szczególnie jeśli porównać ją z inną próbą przeniesienia serii gier na aktorskie produkcje.


,,Resident Evil" nie miał szczęścia do filmowych adaptacji. Z jednej strony tragiczna seria od Paula W. S. Andersona, a z drugiej animowane produkcje, które prezentowały różny poziom (zarówno ten lepszy jak i gorszy). A wobec ,,Resident Evil: Witajcie w Racoon City" była masa obaw. Wielu ludziom nie spodobał się zwiastun ani inne materiały promocyjne. Nie pomagały nawet zapewnienia, że to będzie ta wierna adaptacja. Tymczasem ja czułem się od początku przekonany do wizji Johannesa Robertsa. Nawet po tym jak pojawiła się masa negatywnych opinii. Warto było wierzyć, bo moim zdaniem jego adaptacja tej kultowej serii wypada całkiem w porządku.



Jednakże pomimo mojego pozytywnego zdania, rozumiem skąd biorą się zarzuty. Film ma swój bagaż wad. I to całkiem widocznych. To tania produkcja, która momentami skręca w dość kiczowaty kierunek. W zasadzie przypomina coś wyrwanego z lat 90. Coś co wpisuje się w moje gusta, ale wielu osobom nie odpowiada pomimo tego, że gry również były kiczowate i wiele z nich ciężko w pełni traktować poważnie. Choć nie jest to też dobra wymówka dla realizacji, która jest w dość mieszanym stanie. Tam, gdzie próbuje się nadrabiać braki budżetowe, udaje się zrobić coś porządnego. Scenografia, efekty praktyczne, klimatyczne zdjęcia... Jest tu nieco rzeczy, które dobrze budują napięcie i czynią produkcję angażującą. Ale nie brakuje również tragicznego CGI. Całość kosztowała 25 milionów co jest małą sumą. Zupełnie jakby studio nieszczególnie wierzyło w projekt.

A szkoda, bo gdyby realizacja wypadła lepiej to ludzie znacznie przychylniej by spojrzeli na nową adaptację. Rzeczywiście jest ona dość wierna względem gier. Nie tylko przez dużą ilość easter eggów, ale i również odtworzenie tej specyficznej atmosfery czy elementy historii znane z tamtych produkcji. Oprócz tego nie robiono z filmu kopii 1 do 1 co raczej byłoby karkołomnym zadaniem. Dlatego nie brakuje tutaj zmian. Czy to w charakterach i przeszłości postaci czy w samej fabule. Pewnie część tego nie spodoba się ludziom, ale ja nie miałem problemu. Co już mniej mi się podoba to próba upchnięcia 2 pierwszych części gier do jednej produkcji. To za dużo jak na coś trwającego 107 minut. Niby tempo nie jest aż tak szybkie i jakoś da się to znieść, ale znacznie bardziej wolałbym dwa filmy. Postacie dostałyby więcej czasu dla siebie, bo obecnie tylko część bohaterów wydawała się ciekawa. Kto wie, może Johannes Roberts za bardzo bał się czy dostanie następną szansę i chciał jak najwięcej zrobić już teraz.


Nie jest to dobre podejście, ale i tak mogę mu przyznać, że zaskakująco dużo rzeczy udało się zrobić dobrze. Idąc do kina nastawiłem się na coś typowo złego myśląc, że zobaczę przyjemną ,,śmieciówkę" klasy C, ale wizja okazała się autentycznie niezła. Nawet jeśli wciąż czuć w niej tą śmieciowość, bo nie brakuje czerstwych dialogów, a realizacja bywa tania. Ale to czym ,,Resident Evil: Witajcie w Racoon City" nadrabia to powolne budowanie napięcia przypominające o grach, historia próbująca czerpać jak najwięcej z materiału źródłowego oraz przyjemna akcja. Nie zabrakło problemów, ale przez to tym bardziej chciałbym zobaczyć co Johannes Roberts może przygotować w przyszłości. Jest dużo miejsca na poprawienie się, a jego plany wyglądają bardzo ambitnie. Szkoda by było, żeby zostały niedocenione.

Ocena: 6/10

1 komentarz:

  1. Taki comfy film jak się o nim pomyśli, ciepło go wspominam mimo wszystko

    OdpowiedzUsuń