poniedziałek, 29 listopada 2021

,,Nędzarz i madame'' - recenzja

 

Jeśli jesteście ciekawi życia Adama Chmielowskiego to lepszą przysługę sobie zrobicie sięgając po artykuł na Wikipedii niż sprawdzając nowy film Fundacji Lux Veritatis i Akademii Kultury Społecznej i Medialnej.


Ten kto widział ,,Zerwany kłos", powinien dobrze wiedzieć czego spodziewać się po ,,Nędzarzu i madame". To kolejny film Witolda Ludwiga o tematyce religijnej zrealizowany przez Fundację Lux Veritatis oraz Akademię Kultury Społecznej i Medialnej. Nie będę owijał w bawełnę, ich poprzednia produkcja była tragiczna. Z prostej historii o Karolinie Kózkównie zrobiono coś co praktycznie nie miało niczego do przekazania. I nie mógłbym zapomnieć o amatorskiej realizacji, która wołała o pomstę do nieba. Dlatego wobec ,,Nędzarza i madame" nie miałem pozytywnych oczekiwań. W zasadzie byłoby cudem jakbym dostał coś przeciętnego na tym etapie. Jednakże spełniło się to o czym myślałem.


Tak naprawdę po Witoldzie Ludwigu oraz ludziach z Akademii Kultury Społecznej i Medialnej widzę tylko poprawę w kwestii realizacji. Tym razem zobaczyłem coś co przynajmniej wygląda jak film. Nieszczególnie kompetentny, ale film, a nie szkolne przedstawienie lub teatr telewizji. Zdjęcia bywają czasem ładne i nawet jeden czy dwa razy pomyślałem sobie, że zastosowano niezły zabieg. Jeżeli coś jeszcze wyszło na lepsze to trochę obsada. Czuję jakby tym razem było więcej zdolnych osób przez co nie miałem wrażenia jakby każdy źle zagrał. Nie ma tu też jakichś dobrych ról, ale to wciąż progres. Choć dalej mnie śmieszy jak przypomnę sobie, że Witold Bieliński ponownie gra postać księdza i jego rola wygląda praktycznie tak samo jak ta w ,,Zerwanym kłosie".

I to byłyby w zasadzie wszystkie plusy. ,,Nędzarz i madame" wygląda jak film, ale niestety nie jest napisany tak jak powinien. Tu dochodzi do powtórki z rozrywki względem poprzedniej produkcji. To film o niczym. Mając 2 godziny, chce przedstawić życie Adama Chmielowskiego zarówno jako artysty jak i zakonnika. I nie udaje mu się zrobić żadnej z tych rzeczy. Przede wszystkim nie pomaga to, że poznajemy bohatera w dziwnym punkcie. Konkretniej w takim, który nie pozwala go nam poznać. Twórcom kompletnie nie idzie zarysowywanie go. Dopiero trzeba przeczekać godzinę, żeby w końcu były ujawnione jakiekolwiek szczegóły dotyczące jego przeszłości. A do tego czasu, nigdy nie wydawał mi się ciekawą postacią. Bardziej przypomina pustą kartkę, którą człowiek uzupełniłby sobie znając go z własnej wiedzy. Ja nie miałem jak tego zrobić i ciężko mi powiedzieć, żebym do końca filmu wiedział kim w zasadzie był Adam Chmielowski i jak się do czegokolwiek przyczynił.


Powiem więcej, jeżeli końcowa plansza z informacjami mówi więcej o głównym bohaterze niż cała reszta produkcji, to znaczy, że ktoś nie umiał wykonać swojego zadania. Tak to jest kiedy wypełniasz 2 godziny filmu masą zbędnych scen. Wątek, który istnieje po nic, rozmowy i monologi bohaterów, które wcale nie mówią nam czegoś o nich... A kiedy już dzieje się coś ważnego to zwykle i tak wypada słabo. Chociażby przemiana głównego bohatera. W żaden sposób wiarygodna, bo dochodzi do niej przez... jedną czy dwie sceny? Gdzieś na poziomie spojrzenia na biednych, a następnie wmówienia widzowi, że po tym Adam Chmielowski był kompletnie innym człowiekiem. A to też nie jest jedyna jego przemiana. Szkoda tylko, że druga jest równie wiarygodna co pierwsza.

Jeżeli o czymś mi ,,Nędzarz i madame" przypomniał to o ,,Wyszyński - zemsta czy przebaczenie" czyli innym polskim, religijnym filmie z tego roku. Oba mają historie, które praktycznie nic nie umieją przekazać. Po wyjściu z kina, czułem jakby opis był bardziej konkretny pod względem informacji niż same filmy. Znacznie lepszą przysługę można sobie zrobić sięgając po opis z Wikipedii. Ciężko mi powiedzieć dla kogo są te produkcje. Znaczy się, target znam i wiem, że dla niektórych to wystarczy, ale próbuję zrozumieć czemu. Większość osób zainteresowana tematem zna już takie postacie jak Adam Chmielowski czy Stefan Wyszyński. Nie dowiedzą się więcej. Nie zobaczą dobrze zrealizowanej produkcji. A najgorszej mają osoby jak ja, które normalnie trzymają się z daleka od tej tematyki. Nic nie wyniosę, nikt mnie do niczego nie przekona i wyjdę tylko niezadowolony tak jak zawsze. Można powiedzieć, wszystko w normie, bo tak zawsze jest.


Po zobaczeniu ,,Zerwanego kłosu", stwierdziłem, że najwyraźniej w Akademii Kultury Społecznej i Medialnej nie uczą robienia dobrych filmów. Z przykrością mogę stwierdzić, że stan się nie zmienił. Może są tam jakieś dobre osoby, które mają talent, ale najwyraźniej znikają przez te, które przyczyniają się do tworzenia takich paździerzy jak ,,Zerwany kłos" czy ,,Nędzarz i madame". A to, że drugi jest trochę lepszy od pierwszego to nie jest wcale dobry progres. Wciąż mówimy o produkcji bez historii z niespecjalnie ciekawą realizacją i występami aktorskimi. Choć przynajmniej tym razem nie poczułem jakby ktoś mi wpychał paskudne przesłanie. Jeśli kiedyś dojdzie do kolejnego filmu zrealizowanego przez Fundację Lux Veritatis oraz Akademię Kultury Społecznej i Medialnej, to przynajmniej będę już pewny czego się spodziewać i może nie zaboli mnie to równie mocno.

Ocena: 2/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz