Wiedziałem, żeby nie robić sobie dużych oczekiwań wobec ,,Nie czas umierać". Bondy z Craigiem to filmy, które dość różnie wypadały jeśli chodzi o poziom. Dlatego szkoda by było zrobić sobie wielkie oczekiwania na finał tylko, żeby rozczarować się. I cóż, co ja mogę powiedzieć, wstydu nie ma.
Idąc na salę kinową, przychodziłem z bagażem dość mieszanych odczuć jeśli chodzi o Bondy z Craigiem. Seria ominęła mnie przez te wszystkie lata i dopiero teraz przez parę dni nadrabiałem ostatnie odsłony. Było zarówno lepiej (,,Skyfall") jak i niestety gorzej (,,Quantum of Solace" oraz ,,Spectre"). Na tym etapie przede wszystkim liczyłem, że dostanę chociaż przeciętny film. Byle nie tak słaby jak inne odsłony. Szczególnie dlatego, bo ,,Nie czas umierać" to finał dla Daniela Craiga i po części ciężko uwierzyć, że w końcu doczekaliśmy się tego filmu. To w zasadzie pierwsza z ofiar pandemii jeśli chodzi o przesunięcia blockbusterów. Czy warto było czekać tyle czasu i dostaliśmy satysfakcjonujące zwieńczenie dla Jamesa Bonda w wykonaniu Daniela Craiga?
Generalnie... tak. Na szczęście nie jest to przypadek, gdzie po tak długim czasie ludzie dostają rozczarowanie. Ale przy tym nie będę ukrywał, że mogło być lepiej. ,,Nie czas umierać" to w paru miejscach problematyczny film. Jednakże udaje mu się zrobić te parę ważniejszych rzeczy przez co nie pozostawia po sobie złego posmaku. To jest godne pożegnanie z Jamesem Bondem. Widzieliśmy jak jego postać rozwija się na przestrzeni tych paru filmów i finał wyraźnie pokazuje jaką drogę on przeszedł. Z jednej strony to nadal ten sam elegancki i zadziorny agent, ale przy tym widać już zmęczenie na jego twarzy, które łatwo zrozumieć.
Generalnie... tak. Na szczęście nie jest to przypadek, gdzie po tak długim czasie ludzie dostają rozczarowanie. Ale przy tym nie będę ukrywał, że mogło być lepiej. ,,Nie czas umierać" to w paru miejscach problematyczny film. Jednakże udaje mu się zrobić te parę ważniejszych rzeczy przez co nie pozostawia po sobie złego posmaku. To jest godne pożegnanie z Jamesem Bondem. Widzieliśmy jak jego postać rozwija się na przestrzeni tych paru filmów i finał wyraźnie pokazuje jaką drogę on przeszedł. Z jednej strony to nadal ten sam elegancki i zadziorny agent, ale przy tym widać już zmęczenie na jego twarzy, które łatwo zrozumieć.
James Bond jakoś odnajduje się w tym filmie, ale jak jest z resztą rzeczy? Trochę ciężko, bo ,,Nie czas umierać" w pierwszej połowie jest dla mnie lekko chaotyczne. Nigdy nie na takim poziomie, żeby czegoś nie rozumieć w historii na szczęście, ale fabuła powinna była być bardziej spójna na początku. Czuję jakby twórcy próbowali za dużo rzeczy odhaczyć, bo jednak jest to finał przez co muszą na szybko zająć się najważniejszymi kwestiami. Dopiero od drugiej połowy film tak się nie spieszy. Gorzej, że problemy wtedy nie znikają.
Niestety jest słabo jeśli chodzi o nowe postacie. Paloma grana przez Anę de Armas jest charyzmatyczną bohaterką, którą polubiłem natychmiastowo, ale pojawia się na bardzo krótko i w zasadzie jest zbędna. Nowa 007 czyli Nomi nie ma nawet dużo do roboty w historii i również dostaje za mało czasu ekranowego. Jednak największy problem tyczy się czarnego charakteru. Safin grany przez Ramiego Maleka to istna tragedia. Nie idzie zrozumieć logiki stojącej za jego decyzjami i charakterem, do końca nie wiedziałem co dokładnie planował osiągnąć swoim planem, zaś sama maniera Maleka jest nieznośna. Wydawało mi się, że nie można stworzyć gorszego złoczyńcy od Blofelda granego przez Waltza, ale jednak jest to możliwe.
A skoro już wspomniałem o czymś z ,,Spectre", ,,Nie czas umierać" trochę cierpi przez to, że musiał zachować pewne rzeczy z poprzedniej części, której nie znoszę. Czy to relacja pomiędzy Jamesem, a Madeleine, w którą nie umiem uwierzyć czy nie będąca dobrym pomysłem organizacja Spectre. I ja czuję jakby ten film nie chciał się zajmować tymi kwestiami. Jednakże co pozostało to trzeba dokończyć. Na szczęście pomimo negatywnych słów jakie dotąd napisałem, konkluzja Bondów z Craigiem ma też trochę dobrych rzeczy na obronę.
Czy to sama postać Jamesa, która tutaj jest szczególnie dobra, charyzmatyczna bohaterka Any de Armas oraz satysfakcjonująca konkluzja dla protagonisty. Ale poza tym mamy jeszcze porządne sceny akcji. Co prawda nie wiem czy tak zapadną ludziom w pamięci, ale pomijając nieco trzęsącą się kamerę i momentami słabego focusa, ogląda się je dobrze. I na całe szczęście, jak na produkcję trwającą 163 minuty, czas zleciał mi zaskakująco nieźle. Czy film mógł być krótszy? Tak, dałoby się pozbyć paru rzeczy. Ale w obecnej formie nie dłuży się w przeciwieństwie do takiego ,,Spectre". Do tego tym razem dokładnie wie czym chce być. Wciąż korzysta z sprawdzonej formuły Bondów, ale udanie łączy ją z realistyczną otoczką ostatnich filmów.
To prawda, mam trochę problemów z ,,Nie czas umierać". Czy to z powodu intrygi i czarnego charakteru czy wad poprzedniej odsłony, ale to wciąż w miarę przyjemne widowisko. Można by powiedzieć, że nie ma wstydu. Choć James Bond w wykonaniu Daniela Craiga zasługiwał na nieco lepszy finał to jego odejście ostatecznie nie będzie wspominane tak źle jak te gorsze odsłony serii. Poza tym, po prostu cieszę się, że tak długie oczekiwanie nie skończyło się tragedią.
Ocena: 6/10
Ocena: 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz