Dobrze jest mieć takich twórców jak Edgar Wright, bo to zawsze jest obietnica wysokiego poziomu. Tak też jest w przypadku ,,Ostatniej nocy w Soho" czyli jednego z najlepszych filmów tego roku.
Nieważne czego by Edgar Wright nie zrobił, wciąż bym czekał na to z niecierpliwością. To jeden z tych reżyserów, wobec których mam pełne zaufanie, bo jak dotąd nigdy mnie nie zawiódł. Natomiast na ,,Ostatniej nocy w Soho" szczególnie czekałem ze względu na nowy kierunek jaki Wright postanowił obrać. Jak dotąd przyzwyczaił wszystkich głównie do komedii, a tym razem wziął się za stworzenie horroru. Choć jego nowy film to nie jest produkcja, którą można by przypisać do wyłącznie jednego gatunku. I jest to świetny dowód na to, że mamy do czynienia z wszechstronnym reżyserem.
To w zasadzie mix różnych gatunków. Horror jak najbardziej jest obecny i w drugiej połowie gra nawet większą rolę, ale oprócz tego mamy dramat, thriller i kryminał. Z czego sam horror zdecydowanie przypomina słynny włoski nurt giallo. I na całe szczęście ,,Ostatniej nocy w Soho" nie sprawia wrażenia produkcji, w której próbowano zmieścić za dużo rzeczy. Wszystko jest dobrze wyważone (nawet jeżeli sam kryminał nie jest aż tak fascynujący jak reszta gatunków w filmie) i stale ogląda się to z zaciekawieniem. Edgar Wright wie jak odpowiednio mieszać ze sobą różne konwencje.
To w zasadzie mix różnych gatunków. Horror jak najbardziej jest obecny i w drugiej połowie gra nawet większą rolę, ale oprócz tego mamy dramat, thriller i kryminał. Z czego sam horror zdecydowanie przypomina słynny włoski nurt giallo. I na całe szczęście ,,Ostatniej nocy w Soho" nie sprawia wrażenia produkcji, w której próbowano zmieścić za dużo rzeczy. Wszystko jest dobrze wyważone (nawet jeżeli sam kryminał nie jest aż tak fascynujący jak reszta gatunków w filmie) i stale ogląda się to z zaciekawieniem. Edgar Wright wie jak odpowiednio mieszać ze sobą różne konwencje.
Zaś sama fabuła korzysta z nich do różnych rzeczy. Dramat przede wszystkim służy opowiedzeniu historii o zepsutym Londynie lat 60. Tym jak kobietom ciężko było się przebić w branży i do czego były zmuszone, żeby odnieść sukces. Obserwująca to protagonistka uświadomi sobie, że Londyn z zarówno przeszłości jak i współczesności, wcale nie jest tak piękny jak się jej wydawało. Główny temat filmu jest mocno widoczny i powiedziałbym nawet, że nieco łopatologicznie przedstawiony, ale dobrze wiem, że nie stoi za tym żadna zła intencja. Nie jest to poziom bicia młotkiem w widza byle ten zrozumiał co takiego twórca chciał powiedzieć. Przekaz jest ważny i sam się broni.
Nie rozczarowuje również obecny horror. Co prawda zdarzyło się parę jumpscare'ów, których nie znoszę, ale oprócz tego mamy świetne budowanie napięcia oraz psychodeliczne sceny, których lekko nie spodziewałem się. Do tego w całym filmie czuć klimat giallo. Czy to przez czerwoną estetykę czy obecny kryminał. Ten ostatni nie jest idealny, to mogę powiedzieć. Jeden zwrot fabularny rzeczywiście mnie mocno zaskoczył, ale poza tym, można się domyśleć zakończenia, bo intryga nie jest szczególnie skomplikowana. Jednakże nie zmienia to tego, że historia ma satysfakcjonującą konkluzję pomimo moich paru problemów z nią.
Oczywiście fabuła jest szczególnie ważna, ale nie mógłbym zapomnieć o warstwie technicznej, która robi duże wrażenie. Chociażby przeniesienie Londynu z lat 60. na duży ekran. Scenografia i kostiumy świetnie oddają tamtą estetykę. Do tego te zdjęcia Chung-hoon Chunga! Z taką kinematografią od razu lepiej ogląda się sceny tańca. I ogólnie jest tu tyle świetnych kadrów. Choć szczególne wrażenie robi na mnie choreografia, dzięki której można oglądać sekwencje naprzemiennie zmieniających się Thomasin McKenzie oraz Anyi Taylor-Joy. A jeszcze przecież ta obsada, nie mógłbym zapomnieć. Świetnie jest widzieć jak rozwija się kariera tej dwójki i liczę, że chociaż jedna z nich dostanie nominację za rolę w filmie. Oprócz tego cieszę się widząc Matta Smitha na dużym ekranie (powinno być tak częściej).
Edgar Wright nie zawiódł. Nie było tak ani razu, ale dobrze wiedzieć, że i tym razem dostarczył kolejną świetną produkcję. Szczególnie, że wkroczył na terytorium, z którym wcześniej nie miał do czynienia (wiem, możemy się kłócić, bo ,,Wysyp żywych trupów" to też horror, ale chyba rozumiecie o co mi chodzi). ,,Ostatniej nocy w Soho" to przejmujący dramat o kontroli, która nie pozwalała się swobodnie rozwijać innym oraz historia o rozmijaniu się z oczekiwaniami spowodowanymi nostalgią. To także angażujący horror, który trzyma w napięciu do samego końca. A kiedy jeszcze dołożyć świetną jak zwykle u Edgara Wrighta warstwę techniczną, otrzymujemy jeden z najlepszych filmów w tym roku. Nic tylko puścić sobie teraz ,,Downtown" w wykonaniu Anyi Taylor-Joy i cieszyć się chwilą.
Ocena: 8/10
Ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz