Od samego początku byłem źle nastawiony wobec kontynuacji ,,Kosmicznego meczu". Nie dość, że nie lubiłem tamtego filmu to jego sequel wyglądał naprawdę źle na zapowiedziach. I po seansie spokojnie mogę powiedzieć, że nie jestem zaskoczony efektem końcowym.
Swego czasu ,,Kosmiczny mecz" nie był niczym więcej niż reklamą zrodzoną z ogromnej popularności Michaela Jordana, która miała promować Nike'i. A jako, że reklamy z udziałem Zwariowanych Melodii przyjmowały się bardzo dobrze to połączono to. Przez to powstał film, który nie mógł bardziej krzyczeć ,,LATA 90!" niż ten. Niestety w zły sposób. Jestem świadomy jak wiele osób traktuje tą produkcję jak wręcz kultową dla nich, ale moim zdaniem zawsze była słaba. I czemu jest to tak ważne? Ponieważ jego kontynuacja to film, który dzieli praktycznie te same problemy.
W obecnej dobie popkultura rozkochała sobie crossovery. Łączenie ze sobą marek czy postaci daje duże sukcesy. 2018 dał nam chociażby ,,Player One". Natomiast ,,Kosmiczny mecz: Nowa era" to produkcja, która szczególnie mocno wpisuje się w ten trend. Powiedziałbym, że do takiego stopnia iż nie ma w sobie żadnej duszy. Bardziej przypomina twór korporacji, która wcisnęła do niego wszystko co obecnie popularne. Oczywiście bez żadnego namysłu przez co dostajemy chaotyczne rzucanie w widza znanymi markami, bo hej, przecież wystarczy, że ludzie będą to znać, czyż nie? Jak widać niekoniecznie.
Widzicie, nawet jeżeli nie znoszę pierwszego ,,Kosmicznego meczu" to gdzieś tam można było dostrzec, że nadal chodziło o tą koszykówkę. Mimo wszystko wokół tego krążyła ta historia. Natomiast w kontynuacji tak nie jest. Ostatecznie mecz nie ma znaczenia. Liczy się podróżowanie po znanych markach Warner Bros. i historia o tym jak algorytm wkurzył się na LeBrona Jamesa. I nie, nie oczekiwałem rewelacyjnego scenariusza. Po prostu chodzi mi o intencję stojącą za fabułą. Nawet pierwszy film, który był reklamą, jakoś skoncentrował się na tej koszykówce. Tutaj zaś mamy grę, której zasady zresztą nie mają dużo sensu. Jasne, niby dobrze, że centrum historii nie jest takie same jak w jedynce, ale wciąż, nie zmienia to tego, że jest słabe.
Jednakże jest szansa, że dałoby się to jakoś wybronić gdyby jeszcze można było się dobrze bawić, bo przecież wracają Zwariowane Melodie. Cóż, mogę powiedzieć, że nie irytowały mnie tak jak w jedynce. Tutaj spędzają nawet jakiś czas na faktycznym treningu do koszykówki. Jednakże humor nie jest dobry. Szczególnie w momentach kiedy żart ogranicza się do tego, że na ekranie jest coś co znamy z popkultury. A takich scen jest za dużo...
Do tego nie jestem w stanie przyjemnie spędzić czasu na tym filmie w momencie kiedy ja mam ból głowy od tego jak wygląda. Wiele razy jest absolutny przepych na ekranie, którego nikt nie pilnował. Sceny stają się nieczytelne, bo na ekranie jest milion różnych rzeczy na raz. I nic nie wygląda nawet ładnie. No dobra, animacja 2D nie jest zła. Szkoda tylko, że wygląda bardzo tanio, ale wciąż, jest płynna i całkiem żywa. Jednakże wszystko inne? Bije sztucznością. Nieważne czy mówimy o wspomagających efektach specjalnych czy tym jak wyglądają główne i poboczne postacie.
Lecz po całym tym jadzie pewnie ktoś jest ciekaw czy mógłbym jeszcze czegokolwiek bronić. Cóż, wątek ludzkich bohaterów jest nieco lepszy niż w jedynce. Kompletnie nie przejmowałem się wątkiem Michaela Jordana, a tutaj, próbuje się przynajmniej coś zrobić w temacie relacji LeBrona i jego syna. W zasadzie to ten konflikt nie jako doprowadza do pewnych wydarzeń i on prowadzi do morału. Ale i tak nie cofnę tego co napisałem o fabule. Nawet jeżeli historia na początku przejmuje się tą relacją, to później i tak nie ma to wielkiego znaczenia kiedy trzeba rzucać w widza wszystkimi możliwymi markami. A patrząc na to jak okropnie film to robi, to możecie mniej więcej podejrzewać jak ,,świetnie" się bawiłem.
,,Kosmiczny mecz: Nowa era" to po prostu najbardziej dobitny przykład tworu korporacji. Nie ma w nim żadnej duszy i jedyne czemu służy to przyciąganiem do siebie ludzi tym, że ma w sobie znane marki. I oczywiście kusi tych co pamiętają ,,Kosmiczny mecz". Tymczasem wszyscy powinni po prostu unikać jego kontynuacji. To spokojnie jeden z najgorszych filmów tego roku. Niech najlepszym przykładem na to będzie bezwstydne użycie ,,Mad Maxa: Na drodze gniewu". Jeśli to was nie przekona, żeby nie sprawdzać tej produkcji, to sam nie wiem co zdoła to zrobić.
Ocena: 2/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz