Na ,,Prime Time" czekałem odkąd tylko usłyszałem o filmie przy okazji festiwalu na Sundance. Dlatego jak tylko mogłem to zabrałem się za obejrzenie go na Netflixie i nie żałuję tego.
Przyznam, że darzę szczególną miłością filmy rozgrywające się w niewielkich przestrzeniach. Bądź takie po prostu rozgrywające się w jednym miejscu. Mówię tu o chociażby ,,Telefonie" czy ,,Pogrzebanym". Są to intensywne dramaty, które trzymają w napięciu od początku do końca. Dlatego czekałem na ,,Prime Time", bo to film z podobnym założeniem. Opowiada o młodym mężczyźnie, który bierze dwójkę ludzi w studiu telewizyjnym jako zakładników i żąda tego, żeby puścić go na żywo. To koncept, który od razu przyciągnął moją uwagę, a do tego doszedł jeszcze Bartosz Bielenia w głównej roli. Przepis na świetną produkcję.
I tak też jest ponieważ ,,Prime Time" wciągnęło mnie od samego początku i ani razu nie poczułem się znużony. Oczywiście o to byłoby ciężko, bo generalnie lubię tego typu filmy, ale myślę, że nawet osoby nie przepadające za takimi dramatami, nie będą znudzone. Przede wszystkim dlatego, bo to popis aktorski Bartosza Bieleni. Już w ,,Bożym Ciele" pokazał na co go stać, ale rola w ,,Prime Time" stanowi kolejne świetne uzupełnienie do jego już ciekawej kariery. Pokazuje on całą gamę emocji grając człowieka, po którym praktycznie nie wiadomo czego się spodziewać w następnej chwili.
Na docenienie zasługują również scenarzyści, którzy sprawili, że główny bohater jest tak interesujący. Wiemy o nim stosunkowo niewiele i twórcy bardzo powoli odkrywają karty, żeby utrzymać naszą uwagę. Do tego nie wyjawiają wszystkiego, więc jest też trochę miejsca do własnej interpretacji. Poza tym starają się przyciągnąć uwagę widza dokładając coraz więcej dynamicznych zdarzeń bądź wymian zdań. Jednakże nie zapominają również, żeby były spokojniejsze momenty na ochłonięcie, w których możemy dowiedzieć się więcej o samych postaciach.
Natomiast nie spodziewałem się jak bardzo spodoba mi się scenografia i ogólnie całe przedstawienie końca XX wieku w filmie. Praktycznie poczułem jakbym przeteleportował się do zupełnie innej ery. I ogromne zasługi idą tutaj do scenografów. Nie wiem czy udało się twórcom znaleźć realne studio czy po prostu zbudowali jakieś do kręcenia filmu, ale i tak, jestem pod wrażeniem. Mamy tu wszystko. Stare kamery, charakterystyczny dla tamtych lat wygląd studia, a także zadbano o to, żeby wszelkie dźwięki pasowały do tamtych czasów. Miłym dodatkiem są również stare nagrania jak chociażby orędzie prezydenta.
,,Prime Time" spokojnie może stanąć dla mnie obok takich filmów jak ,,Telefon" czy ,,Pogrzebany". Świetnie wykorzystuje swój interesujący koncept tworząc pełną napięcia historię z interesującym głównym bohaterem oraz mając kapitalnego Bielenię w głównej roli i piękną stylizację na stare lata. Zdecydowanie warto poświęcić te półtorej godziny na tak intensywny i bardzo dobrze zrealizowany film.
Ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz