niedziela, 25 kwietnia 2021

,,Mortal Kombat'' - recenzja

 


Trochę czasu musiało minąć, żeby ,,Mortal Kombat" z powrotem wróciło w formie aktorskiego filmu. W związku z tym nadzieje były ogromne zwłaszcza, że już mówiono o możliwych planach na coś więcej. Czy tegoroczny reboot jest dobrym wstępem dla ewentualnego uniwersum i wypada lepiej niż film z 1995?



Czy znacie to uczucie kiedy coś w czym pokładaliście ogromne nadzieje okazuje się być jednym wielkim rozczarowaniem? Ja już wiele razy to poczułem, ale minęło trochę czasu odkąd ostatni raz tak miałem. Aż do momentu kiedy obejrzałem tegoroczny reboot ,,Mortal Kombat''. W sumie zastanawiam się, czy miałem zbyt duże oczekiwania? W końcu czego spodziewamy się po ,,Mortal Kombat"? Charakterystycznych postaci, interesującego świata i świetnie zrealizowanych walk. Oczywiście liczyłem na jeszcze więcej, ale nawet gdyby udało się zrealizować tylko parę elementów to byłbym zadowolony. Jednak okazało się, że to zbyt trudne zadanie dla początkującego Simona McQuoida i Grega Russo, bo ich ,,Mortal Kombat" to jedna z najgorszych adaptacji gier jakie dotąd wyszły.

I można podejść do tego filmu na dwa sposoby. Jedna kwestia to wierność względem gier i to jak twórcy zabrali się za ich zaadaptowanie. Druga to rzecz jasna to czy mówimy w ogóle o dobrym filmie w oderwaniu od jego powiązania z serią gier. I myślę, że na razie łatwiej mi będzie ocenić ,,Mortal Kombat" jako samodzielnie funkcjonujący film, bo jak dotąd nie miałem styczności z grami. Zawsze byłem nimi zainteresowany i jakąś wiedzę z świata posiadam, ale nie miałem okazji przejść jakąś część. Dlatego można powiedzieć, że zabierając się za obejrzenie ,,Mortal Kombat", liczyłem iż twórcy zdołają mi zrozumiale przedstawić ten świat i wprowadzić mnie w niego. Niestety nie.

Jeżeli liczycie, że zdołacie połapać się w większości zasad rządzących tym światem i twórcy postarają się chociaż wyjaśnić wam tyle rzeczy ile się da to nie, tak nie jest. Już od samego początku pojawiały mi się w głowie takie pytania jak: ,,Dlaczego Bi-Han tak bardzo chce zabić ród Hasashiego?"; ,,Jak Hanzo trafił do Netherrealmu?"; ,,Czym w zasadzie jest Netherrealm?"; ,,Skąd Bi-Han ma takie moce i dlaczego tak długo żyje?". I to wszystko w ciągu jednego prologu. A to i tak nie wszystko nad czym zastanawiałem się. Jednak może pojawić się jedno zasadnicze pytanie. Czemu twórcy mieliby nam wszystko tłumaczyć wprost i ciągnąć nas za rączkę przez cały czas? I to bardzo dobre pytanie. Filmy raczej starają się unikać przesadnych ekspozycji co jest zaletą. Jednakże ,,Mortal Kombat" ma ten problem, że pytań pojawia się stale za dużo. To nie jest tak, że tylko na początku gubiłem się. Cały czas miałem coraz więcej pytań.

Oznacza to tyle, że twórcy nie umieją dobrze zaprezentować tego świata. Stale nie wiem co nim rządzi, co czym jest i dlaczego ta osoba robi to, a inna nie może czegoś innego. Scenariusz jest po prostu dziurawy. A przy tym to nie jedyny jego problem. Dochodzą chociażby nudne postacie, słabe dialogi i momentami okropne potraktowanie gier. Lecz dobrze wiem jak kończy się narzekanie na takie rzeczy. Przecież czego ja oczekiwałem po brutalnej bijatyce? Chyba nie Szekspirowskiego dramatu? No nie, liczyłem na dobry film. Po to wspomniałem na początku, że chciałem, aby chociaż parę elementów udało się tutaj zrealizować. Niestety żaden z nich nie wypada w porządku.

Na początek, charakterystyczne postacie. Jeśli tego szukacie to od razu zawróćcie. Jedyną postacią z charakterem jest tutaj Kano, bo resztę można zwykle opisać albo jedną cechą albo dosłownie niczym. Nieważne czy mówimy o dobrych czy złych bohaterach. Dobrzy wojownicy z Ziemi nie wyróżniają się niczym, bo nawet ich motywacje do wzięcia udziału w turnieju czy przeszłość praktycznie nie istnieją. O takiej Sonyi Blade czy Jaxie wiemy zdecydowanie za mało i mimo, że próbuje im się dać jakiś wątek (brak znamienia u Sonyi, Jax próbujący pogodzić się z stratą dawnej siły) to ostatecznie rozwiązane zostaje to bardzo słabo. Jednak najgorsze są chyba czarne charaktery.

Zapomnijcie o charyzmatycznym i budzącym grozę Shang Tsungu. A jeśli mieliście nadzieję, że ulubione przez fanów postaci jak Mileena czy Goro dostają tu coś do roboty to przygotujcie się na jeden nieśmieszny żart. Jestem pod wrażeniem jak bardzo czarne charaktery są tu bez wyrazu i jak bardzo nie mają nic do roboty. Wypowiadają może jedno, dwa zdania, a poza tym może wyglądają co najwyżej nieźle, ale to nadal za mało. Bardziej sprawiają wrażenie placeholderów. Kogoś potrzeba na pierwszy film, więc dają postacie, które albo można już teraz wykończyć albo zachować w razie czego na następny film.

Lecz nic nie przebije najgorszej postaci w tym wszystkim. Jest nią rzecz jasna Cole Young. Od samego początku miałem obawy wobec niego. W końcu to zupełnie nowa postać i nie rozumiałem po co ją tu dawać. Świat Mortal Kombat jest wypełniony tyloma ciekawymi bohaterami, których można by dać w jego miejsce. I nie myślę tu nawet o Johnnym Cage'u. Jednak zamiast tego dostajemy coś na wzór self-inserta. Tak jakby Greg Russo uznał, że sam chciałby trafić do tego świata i brać udział w turnieju, więc napisze kompletnie nudnego bohatera, w którego (że tak to ujmę) możemy się wcielić. No nie wiem, ja tam chyba wolałbym po prostu dobrze napisaną postać, ale przecież oczekuję za dużo od brutalnego filmu, który ma tylko dać mi dobrą akcję...

I chyba w ten sposób można przejść do największego zarzutu jaki można postawić filmowi będącemu adaptacją ,,Mortal Kombat". Sceny walk są tragiczne. Tak, nawet ten jeden, najważniejszy element nie satysfakcjonuje. Co prawda przyznaję, że nie każda walka jest słaba. Bywają takie, które zaskakują pomysłowością (finałowa) lub nie są źle nakręcone (ta z wstępu), ale w większości prezentuje się to w ten sposób. Albo nie widać co się dzieje, bo dzieje się to w ciemnych lokacjach albo nie można ogarnąć co się dzieje, bo montaż jest tak tragiczny. Cięć jest absolutnie za dużo i skutecznie odwracają one uwagę od czytelnej akcji, ale nawet sama choreografia walk nie specjalnie zachwyca. Powiedziałbym, że jest dość do zapomnienia. Ktoś raz powiedział, że jeśli normalny człowiek mógłby odtworzyć tą choreografię to znaczy, że jest ona słaba, bo powinna być oderwana od rzeczywistości skoro mowa o Mortal Kombat. Nie mógłbym się bardziej zgodzić.

To może chociaż zostało jeszcze coś z tego co chciałem, żeby było dobrze zrealizowane w filmie? Na szczęście tak. Chodzi o brutalność. Co prawda myślę, że spokojnie mogłaby być jeszcze bardziej podkręcona, bo chyba tylko jedna scena zrobiła na mnie wrażenie, ale wciąż, R-ka mimo wszystko jest widoczna i tego aspektu nie zdołano zepsuć. Tylko niespecjalnie to pociesza skoro same sceny walk są tak słabe, ale to już inna sprawa.

Ale chyba najsmutniej mi jest kiedy przypomnę sobie jak bardzo nijaki jest ten film. Paleta barw jest okropnie nużąca i czuję jakby Shang Tsung wyssał duszę z tej produkcji. Wszystko wygląda strasznie zwyczajnie i nawet świątynia Raidena sprawia wrażenie biednej. Ot, jedna arena i jakieś tam parę pomieszczeń w jaskini czy coś. Nawet Outworld, który powinien zachwycać wygląda przeraźliwie nudno. Zaś Netherrealm jest ledwo pokazany, więc też świetnie. Ale tak jak powiedziałem, brakuje temu życia, energii. Tempo jest dość ślamazarne, a film traktuje momentami siebie tak śmiertelnie poważnie, że tylko szkodzi mu to. Oczywiście to nie jest tak, że ,,Mortal Kombat" nie działa w bardziej poważnym wydaniu. W końcu seria nie zawsze była kiczowata. Tylko tutaj to skręcenie w bardziej mroczny kierunek sprawia, że czuję jakby nie było w tym właśnie duszy czy życia. Stąd całość oglądałem znużony.

To naprawdę źle zrealizowany film. Taki początkujący reżyser jak Simon McQuoid nie umie poprowadzić aktorów, żeby zdołali oni dodać chociaż trochę charyzmy dla tych strasznie nudnych postaci przez co bardzo różnorodna (co mocno doceniam) obsada marnuje się. Zaś Greg Russo sprawia wrażenie jakby zapomniał, że adaptacja gry musi również mieć dobry scenariusz. I tyczy się to nawet ,,Mortal Kombat", po którym niby oczekujemy głównie brutalnej akcji. Otóż mogę zaskoczyć ludzi, ale nie, to nie tylko krwawe bicie się, ale i również ciekawy świat, charakterystyczne postacie oraz momentami niezła fabuła (jak na bijatykę).

Wydaje się to wszystko już kompletnie stracone, co nie? Nie może być już lepiej, ale nie może być również gorzej. Niestety okazuje się, że to wciąż nie wszystkie problemy, bo ,,Mortal Kombat" nie działa nawet jako adaptacja gier dla fanów. Oczywiście troszeczkę ciężej jest mi się wypowiadać pod tym kątem skoro nie grałem w gry, więc poświęcę na ten aspekt mniej czasu, ale po reakcjach niektórych fanów (w tym przyjaciela) oraz jakiejś mojej wiedzy z materiału źródłowego, powiem tyle, że jest słabo.

Twórcy spróbowali czegoś nowego co akurat szanuję. Zamiast powtarzać to co widzieliśmy chociażby w filmie z 1995 czy samych grach, dostajemy nieco inną historię. Oczywiście pewne aspekty pozostają podobne względem gier, ale nie zdradzając niczego z samej fabuły... Powiem tak, film próbuje zrobić coś nowego, ale kompletnie zawodzi na tej linii ponieważ ma głupie pomysły. Łatwo zauważyć co zostało dodane przez twórców, a co jest z gier ponieważ pomysły scenarzystów były tak głupie.

Kolejny aspekt dla fanów to oczywiście nawiązania. To jest coś co może być spoko. Jakieś poprzemycane w tle smaczki, które zrozumieją tylko fani, ale nie odwracają one uwagi dla niezaznajomionych widzów, więc nie przeszkadzają. Jednakże istnieją również takie nawiązania, które sprawiają wręcz wrażenie wepchniętych na siłę jak tutaj. Ta postać mówi ,,Flawless victory", bo tak jest w grze, pamiętacie? On mówi ,,Fatality", bo to również kultowa kwestia, widzicie to? Kiedy nawiązanie jest tak oczywiste, że sprawia wrażenie jakby postać nie powinna tego normalnie powiedzieć, to jest źle. I absolutnie nie wiem czemu ten film miałby być lepiej traktowany tylko dlatego, bo jest brutalny i ma smaczki dla fanów. Czemu? Jest okropnie napisany, zmontowany i wyreżyserowany.

Ostatecznie reboot ,,Mortal Kombat" sprawia dla mnie wrażenie słabo zrealizowanej obietnicy czegoś więcej. I oczywiście kontynuacja mogłaby poprawić wiele wad tego filmu, to jest możliwe. Ale szczerze to nie mam zbytnio ochoty przekonywać się o tym. Najlepiej byłoby po prostu pogrzebać ten film gdzieś i zapomnieć o nim. Pewne krzywdy, które zostały już teraz wyrządzone, nie są możliwe do naprawienia później. Zaś dla mnie najlepiej będzie jeśli nigdy nie wrócę do tego filmu, bo autentycznie przysięgam, że lepiej bawiłem się na znacznie gorszym ,,Mortal Kombat: Annihilation". Tam przynajmniej pośmiałem się z nieudolnego poziomu filmu. Tutaj śmiałem się przez łzy, bo to była tak słaba produkcja, a momentami jeszcze gorsza adaptacja.

Ocena: 3/10

1 komentarz: