Nie wierzę, że w końcu doszło do momentu, w którym Snyder Cut ujrzał światło dzienne. Coś co zaczęło się jako mała inicjatywa, z której nie ukrywam, śmiałem się na początku, przerodziła się w premierę monumentalnego 4-godzinnego widowiska. Zatem pozostaje odpowiedzieć na pytanie czy finał tej historii jest zadowalający.
Przyznam, że od samego początku byłem negatywnie nastawiony do ,,Ligi Sprawiedliwości Zacka Snydera". Najpierw dlatego, bo nie wierzyłem, że jest to projekt, który warto byłoby w ogóle stworzyć. W końcu pewnie nawet nie ma co zbierać z poprzedniego materiału. Cóż, tutaj zdecydowanie przeliczyłem się, bo dostaliśmy 4-godzinny film. Jednak moje obawy nie zniknęły ponieważ mam bardzo mieszany stosunek z twórczością Zacka Snydera. To reżyser, który ma świetne oko do warstwy wizualnej, ale opowiadanie historii kompletnie mu nie idzie. Jego filmy są najczęściej dobre wtedy kiedy scenariusz stoi na poziomie. Dlatego bardzo nie spodobało mi się to co zrobił dla DC jak dotąd. Stąd też ciężko mi było czekać na jego pełnoprawną wersję filmu z 2017. A przy tym skądś musiały się wziąć pozytywne recenzje, więc pomyślałem, że powinienem po prostu dać szansę. To też zrobiłem i jednak mój instynkt miał rację w tej sytuacji.
Jednakże najpierw pozwolę sobie powiedzieć jedną rzecz. Przed obejrzeniem ,,Ligi Sprawiedliwości Zacka Snydera" naprawdę chciałem dać jej pełnoprawną szansę i nie porównywać jej ciągle do wersji z 2017. W końcu zasłużyła sobie na potraktowanie jej jako osobnego bytu. Niestety nie było to dla mnie łatwe, bo prędko w trakcie oglądania zauważyłem, że co chwilę porównywałem moje wrażenia do tych sprzed ponad 3 lat. Dlatego zróbmy to tak. Najpierw opiszę to jak wersja Snydera wypada w porównaniu do tego co zrobił Whedon, a następnie potraktuję ją jako coś osobnego. A więc, czy wizja Zacka Snydera jest faktycznie lepsza od tej poprzedniej i udało mu się wykorzystać tą niespotykaną szansę, żeby ją zrealizować?
Niestety nie. Jestem wręcz pod wrażeniem, że pomimo dostania takich środków na stworzenie jego wizji artystycznej, tak bardzo udało mu się zmarnować tą szansę. Niby z pewnością mogę powiedzieć, że to film Zacka Snydera w 100% (bo czuć to), ale przy tym to nadal ta sama historia co w produkcji z 2017. Przebiega w zasadzie tak samo, a większe zmiany głównie tyczą się jakichś pojedynczych momentów i zakończenia. Jednak poza tym mamy głównie zapychacze, które jasne, momentami dopowiadają potrzebne rzeczy, ale przy tym jest tu bardzo dużo zbędnych scen (min. te z Lois Lane). To sprawia, że 4 godziny trwania nie wynikają z tego, że był na nie dobry pomysł tylko z tego, że ktoś miał zdecydowanie za dużo materiału do pokazania. Choć wersja z 2017 jest potworem Frankensteina, zlepkiem dwóch wizji, to przy tym udało jej się pozbyć wielu niepotrzebnych rzeczy i to szybsze tempo pomogło jej nawet.
Kolejna dziwna rzecz to to, że pomimo dłuższego czasu trwania, kompletnie nie poczułem, żeby postacie na tym zyskały. Niby powinny mieć więcej czasu dla siebie i ich przeszłość oraz na rozwinięcie relacji pomiędzy nimi, ale nie zauważyłem tego. W zasadzie relacje pomiędzy tymi postaciami po prostu nie istnieją. Niektórzy z nich praktycznie nie wymieniają się między sobą żadnymi rozmowami. Jedni nie mają nic do roboty (Aquaman), a drudzy dzięki jakiemukolwiek czasowi ekranowemu nie robią się nagle ciekawsi (Cyborg). Do tego taki Flash dalej jest tak samo słabo napisaną postacią, ale przy tym tutaj staje się wyjątkowo niepokojący dzięki scenie z Iris czy jednemu z jego tekstów o Wonder Woman. Inni bohaterowie również nie zyskują dzięki tej wersji. Diana dalej jest tak samo nudna (choć to może być wina Gal Gadot próbującej udawać, że umie grać), Batman, choć najlepszy z tego z zestawienia, dalej marnuje się w tym filmie, a Superman został zdecydowanie najgorzej potraktowany i ogromnie zatęskniłem za wersją z 2017.
Wiele osób powie, że to Zack Snyder stworzył lepszą produkcję. Nawet jeżeli według jednych niewiele lepszą, a według innych znacznie lepszą, to mimo wszystko lepszą. Bo własną, bardziej spójną. I ja kompletnie tego nie widzę. ,,Ligę Sprawiedliwości Zacka Snydera" nazwałbym tym samym filmem, ale gorszym, bo bardziej rozwodnionym i równie brzydkim co poprzednia wersja. Do tego wiele rzeczy robi gorzej, jak chociażby pisanie postaci i relacji między nimi, tworzenie angażującej i porządnej fabuły czy także wykorzystywanie pełnej kontroli nad projektem do stworzenia własnej wizji. Ostatecznie co najwyżej mogę pochwalić zmianę formatu obrazu, który zaskakująco lepiej pasuje niż ten znany z wersji z 2017. Jednak poza tym, ta autorska wizja kompletnie nie przekonała mnie.
Jednakże najpierw pozwolę sobie powiedzieć jedną rzecz. Przed obejrzeniem ,,Ligi Sprawiedliwości Zacka Snydera" naprawdę chciałem dać jej pełnoprawną szansę i nie porównywać jej ciągle do wersji z 2017. W końcu zasłużyła sobie na potraktowanie jej jako osobnego bytu. Niestety nie było to dla mnie łatwe, bo prędko w trakcie oglądania zauważyłem, że co chwilę porównywałem moje wrażenia do tych sprzed ponad 3 lat. Dlatego zróbmy to tak. Najpierw opiszę to jak wersja Snydera wypada w porównaniu do tego co zrobił Whedon, a następnie potraktuję ją jako coś osobnego. A więc, czy wizja Zacka Snydera jest faktycznie lepsza od tej poprzedniej i udało mu się wykorzystać tą niespotykaną szansę, żeby ją zrealizować?
Niestety nie. Jestem wręcz pod wrażeniem, że pomimo dostania takich środków na stworzenie jego wizji artystycznej, tak bardzo udało mu się zmarnować tą szansę. Niby z pewnością mogę powiedzieć, że to film Zacka Snydera w 100% (bo czuć to), ale przy tym to nadal ta sama historia co w produkcji z 2017. Przebiega w zasadzie tak samo, a większe zmiany głównie tyczą się jakichś pojedynczych momentów i zakończenia. Jednak poza tym mamy głównie zapychacze, które jasne, momentami dopowiadają potrzebne rzeczy, ale przy tym jest tu bardzo dużo zbędnych scen (min. te z Lois Lane). To sprawia, że 4 godziny trwania nie wynikają z tego, że był na nie dobry pomysł tylko z tego, że ktoś miał zdecydowanie za dużo materiału do pokazania. Choć wersja z 2017 jest potworem Frankensteina, zlepkiem dwóch wizji, to przy tym udało jej się pozbyć wielu niepotrzebnych rzeczy i to szybsze tempo pomogło jej nawet.
Kolejna dziwna rzecz to to, że pomimo dłuższego czasu trwania, kompletnie nie poczułem, żeby postacie na tym zyskały. Niby powinny mieć więcej czasu dla siebie i ich przeszłość oraz na rozwinięcie relacji pomiędzy nimi, ale nie zauważyłem tego. W zasadzie relacje pomiędzy tymi postaciami po prostu nie istnieją. Niektórzy z nich praktycznie nie wymieniają się między sobą żadnymi rozmowami. Jedni nie mają nic do roboty (Aquaman), a drudzy dzięki jakiemukolwiek czasowi ekranowemu nie robią się nagle ciekawsi (Cyborg). Do tego taki Flash dalej jest tak samo słabo napisaną postacią, ale przy tym tutaj staje się wyjątkowo niepokojący dzięki scenie z Iris czy jednemu z jego tekstów o Wonder Woman. Inni bohaterowie również nie zyskują dzięki tej wersji. Diana dalej jest tak samo nudna (choć to może być wina Gal Gadot próbującej udawać, że umie grać), Batman, choć najlepszy z tego z zestawienia, dalej marnuje się w tym filmie, a Superman został zdecydowanie najgorzej potraktowany i ogromnie zatęskniłem za wersją z 2017.
Wiele osób powie, że to Zack Snyder stworzył lepszą produkcję. Nawet jeżeli według jednych niewiele lepszą, a według innych znacznie lepszą, to mimo wszystko lepszą. Bo własną, bardziej spójną. I ja kompletnie tego nie widzę. ,,Ligę Sprawiedliwości Zacka Snydera" nazwałbym tym samym filmem, ale gorszym, bo bardziej rozwodnionym i równie brzydkim co poprzednia wersja. Do tego wiele rzeczy robi gorzej, jak chociażby pisanie postaci i relacji między nimi, tworzenie angażującej i porządnej fabuły czy także wykorzystywanie pełnej kontroli nad projektem do stworzenia własnej wizji. Ostatecznie co najwyżej mogę pochwalić zmianę formatu obrazu, który zaskakująco lepiej pasuje niż ten znany z wersji z 2017. Jednak poza tym, ta autorska wizja kompletnie nie przekonała mnie.
Ale przyjmijmy, że nie znamy tego co dostaliśmy ponad trzy lata temu. Oceniając ,,Ligę Sprawiedliwości Zacka Snydera" jako osobny byt, jak ona wypada? Niestety nie robi specjalnie dobrego wrażenia. Mógłbym powtórzyć tutaj moje parę poprzednich zarzutów. Chociażby tych dotyczących scenariusza. Chris Terrio kompletnie nie umie pisać dobrych widowisk i tutaj również ujawnia się to. Fabuła filmu z jednej strony potrafi momentami utrzymać jakiś sens, ale kiedy indziej kompletnie nie chce wyjaśniać jakichś kluczowych lub ważnych rzeczy, bo... sam nie wiem, twórcy myślą, że widzowie znają doskonale komiksy i zrozumieją to co widzą? Niestety tak nie jest i później dostajemy chociażby kuriozalny finał na czele z tragiczną sceną koszmaru, która woła o pomstę do nieba. I niestety takich głupich lub niezrozumiałych do przetworzenia momentów nie brakuje.
Kolejną rzeczą, z którą można męczyć się jest autorskość Zacka Snydera. Co mam przez to na myśli? Jako, że jest to jego film w 100% to przygotujcie się na tonę slow-motion, chóry, pomnikowe postacie oraz mrok. No dobra, z tym ostatnim lekko mogłem przesadzić co ciekawe ponieważ jego Liga Sprawiedliwości jest bardziej lekka niż spodziewałem się. Jest to z pewnością plus, bo bardzo nie lubię nadętego tonu z ,,Batman v Superman: Świt sprawiedliwości". Do tego jego nowy film na tym zyskuje, bo potrzeba czasem momentów na przekucie balonika. Bez takiego spuszczenia powietrza mielibyśmy traktującą się zbyt poważnie produkcję. Jednak nie zmienia to tego, że osoby nie przepadające za twórczością Snydera, wymęczą się podczas oglądania tego filmu. Nie pomaga także słaba warstwa techniczna, bo kompletnie nie zauważyłem tych wydanych 70 milionów dolarów.
Z tego wszystkiego wyłania się obraz filmu, który nie dość, że nie zadowala sam w sobie, to jeszcze marnuje wyjątkową okazję na pokazanie się od lepszej strony jako czyjaś w pełni zrealizowana wizja artystyczna. Scenariusz dalej jest rozczarowaniem, styl Snydera wciąż irytuje po latach, a warstwa techniczna kompletnie nie zadowala. Naprawdę próbowałem dać szansę ,,Lidze Sprawiedliwości Zacka Snydera", bo warto kibicować artystom w tym, żeby studia nie przeszkadzały im w realizowaniu ich projektów, ale jestem teraz nieco wściekły ponieważ ta wyjątkowa szansa (w końcu jak często mamy takie sytuacje), została po prostu zmarnowana. Mam nadzieję, że to naprawdę jest ostatni projekt Zacka Snydera w DCEU, bo po raz kolejny pokazał, że nie powinien był się brać za tworzenie czegokolwiek w tym uniwersum.
Ocena: 3/10
Ocena: 3/10
Piękna recka
OdpowiedzUsuń