sobota, 5 grudnia 2020

,,Mank" - recenzja

 


Najważniejszy film Netflixa tego roku już się pojawił i pora odpowiedzieć sobie na pytanie czy ten wielki powrót Finchera spełnił oczekiwania ludzi czy też okazuje się być rozczarowaniem?



,,Mank" jest wielkim filmowym powrotem Davida Finchera. W końcu jego ostatnim filmem jest ,,Zaginiona dziewczyna" z 2014. Już samo to stawiało duże oczekiwania. Jednakże dochodzi jeszcze temat filmu. Historia o Hermanie J. Mankiewiczu i tym jak napisał scenariusz do ,,Obywatela Kane'a" czyli jednego z najważniejszych filmów w historii kina. Poza tym przewijające się w tle tematy dotyczące Hollywood oraz tego co działo się w latach 30. XX wieku. A na koniec wyborna obsada z Garym Oldmanem w głównej roli na czele. To wszystko brzmiało aż zbyt dobrze, żeby nie mogło się udać. I w sumie tak też jest, ale mam pewne ale (pewnie Mankiewicz spodziewałby się takich słów).

Moim dużym problemem z ,,Mankiem" jest scenariusz autorstwa ojca Davida Finchera. Niby już sam temat był na tyle ciekawy, że mógł pociągnąć film, ale historia nie jest moim zdaniem dobrze napisana. Nie podoba mi się narracja, w której mamy naprzemiennie momenty z przeszłości czyli retrospekcje oraz te bardziej aktualne sytuacje związane z pisaniem scenariusza do ,,Obywatela Kane'a". Chodzi o to, że retrospekcje czasem niewiele dają i trochę wytrącają film z tempa. Ale to i tak nie jest mój największy problem.

To co najbardziej mi przeszkadza to to jak film bardzo nie potrafi wystarczająco poruszyć każdego z tematów. Co najwyżej umie każdy liznąć, ale ostatecznie za mało wiemy o alkoholizmie Mankiewicza, jego konflikcie z Orsonem czy problemach wytwórni. Miałem nawet wrażenie jakby ten film był o niczym. Próbuje o wielu rzeczach opowiedzieć, ale ostatecznie żadnej z nich nie poświęca wystarczająco czasu. Jednak jeszcze gorsze jest to jak ciężko jest zorientować się w tym wszystkim bez wiedzy o tamtych czasach czy samym ,,Obywatelu Kanie".

I nie, to nie jest tak, że w ten sposób po prostu nie wyłapiecie jakichś nawiązań. To cięższa sprawa. Film rzuca w widza nazwiskami, ale komuś kto nie wie o Hollywood lat 30. nic mu one nie powiedzą. Zwłaszcza, że postacie praktycznie tu nie istnieją. Wiele pojawia się na co najwyżej parę scen i nie szczególnie można powiedzieć, że mają jakiś charakter. Bardziej sprawiają wrażenie stereotypów. Nawet aktorzy nie są w stanie tchnąć w nie więcej życia. Chyba tylko Gary Oldman faktycznie coś dobrego robi dla swojej postaci, ale wciąż wydawał mi się momentami zbyt karykaturalny.

Jednakże brzmię jakby ,,Mank" był słabym filmem. Otóż nie, jest inaczej. Choć z scenariuszem mam wiele problemów to ciężko nie chwalić nowej produkcji Davida Finchera pod kątem wizualnym i technicznym. Pod tym względem mówimy o majstersztyku. Stylizacja na czarno-białą produkcję z tego okresu wypada rewelacyjnie, bo to nie tylko czarno-biały obraz, ale i również dźwięk, który brzmi jakby został dosłownie wyciągnięty z starego filmu. Poza tym zachwyca wierna scenografia i kostiumy oraz muzyka idealnie wpasowująca się do tamtego okresu. Pod tym względem ciężko mi coś zarzucić ,,Mankowi".

Niestety to wciąż co najwyżej ładny obrazek, który nie dość, że jest dość pusty, bo nie ma nic do przekazania to jeszcze do jego pełnego zrozumienia trzeba znać historię stojącą za nim. Zgaduję, że dla niektórych to nie będzie problem, bo pasjonaci Hollywood zakochają się w ,,Manku", ale zwykły widz może mieć znacznie większy problem. Zwłaszcza, że dla mnie film Finchera wydaje się wręcz chłodny. Nie czuję w nim faktycznej miłości do kina. I to pomimo tego, że trochę się tu mówi o roli scenarzysty czy wytwórni w procesie tworzenia filmu. Jednakże czy to wszystko oznacza, że nie warto obejrzeć ,,Manka"? Mimo wszystko nie, bo wciąż mówimy o najważniejszym filmie Netflixa tego roku. Do tego jestem pewien, że na Oscarach będzie ważnym graczem, więc nawet z tego powodu warto go zobaczyć.

Ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz