piątek, 27 listopada 2020

,,Hillbilly Elegy" / ,,Elegia dla bidoków" - recenzja

 



,,Elegia dla bidoków" miała być dla Netflixa jednym z tych filmów, które trafiłyby na Oscary. I to nawet wyłącznie z powodu ról Amy Adams oraz Glenn Close. Jednak okazuje się, że może być inaczej...



Choć wobec ,,Elegii dla bidoków" miałem parę obaw po zobaczeniu zwiastuna, bo czułem trochę jakby to był tzw. Oscar bait to miałem nadzieję, że jego temat oraz role Amy Adams i Glenn Close obronią się wystarczająco, żeby sam film nie był słaby. Co prawda Ron Howard jako reżyser tylko potęgował moje obawy, ale sama książka, na której podstawie stworzono film, ma dobre recenzje. Z porządnym materiałem źródłowym i takimi aktorkami w głównych rolach faktycznie można było liczyć, że ta produkcja wyjdzie dobrze. Niestety ,,Elegia dla bidoków" pokazuje, że Ron Howard nadal nie potrafi nakręcić niczego porządnego od 7 lat.

Tylko warto się zastanowić czy Ron Howard stanowi tu największy problem. I z tym jest takie pół na pół. Jeśli coś mogę zarzucić reżyserowi to prowadzenie aktorów. Normalnie jest w tym doświadczony i nawet w słabszych filmach radził sobie z tym, ale tutaj jest inaczej. To co miało stanowić największą siłę całej produkcji czyli role Amy Adams i Glenn Close, jest jej ogromnym problemem. Są wyraziste, ale nawet aż zbyt. Powiedziałbym, że ich role są po prostu przeszarżowane. A przez to ciężko mi było traktować poważnie ,,Elegię dla bidoków", bo postacie nie zachowywały się dla mnie w wiarygodny sposób.

I kolejnym problemem jest scenariusz. Nie tylko sama gra aktorska szkodzi postaciom, ale i również dialogi czy przede wszystkim portrety psychologiczne, które były dla mnie wybrakowane. To samo zresztą można powiedzieć o całym temacie poruszanym w filmie. Zamiast głęboko wgryźć się w problem biedoty, upadku klasy robotniczej czy tego co jest powodem autodestrukcji w rodzinach, wszystko to zostaje zaledwie liźnięte. Głównie dlatego, bo brakuje na to czasu.

Widać to chociażby po końcówce filmu, która zdecydowanie nie przynosi satysfakcjonującej konkluzji. Sprawiała dla mnie wrażenie urwanej. Niestety taki problem jest z adaptowaniem książek, że nie da się wszystkiego zmieścić. Jednak nie powinno to być usprawiedliwieniem dla twórców. Zwłaszcza, że próbowali zmieścić tu trochę za dużo rzeczy. W końcu trzeba zrobić miejsce dla wspomnień z dzieciństwa, a to oznacza wprowadzanie wielu postaci i pokazanie rozwoju bohaterów. A kiedy mamy już dorosłość to trzeba przedstawić co przeszły postacie, jak teraz żyją i dać oczywiście powód dla historii, żeby szła do przodu. I jest tego wszystkiego tak dużo, że większość z tych elementów jest równie słabo rozwinięta jak poruszone w filmie tematy.

Szczególnie nie pomaga w tym chaotyczny montaż. Mimo, że budowa tej historii jest bardzo typowa, bo mamy naprzemiennie wspomnienia z dzieciństwa razem z współczesnymi fragmentami to ktoś nie pomyślał o tym jak je spójnie połączyć. Do tego wiele razy podczas oglądania segmentów dziejących się w przeszłości, ciężko mi było zorientować się na jakim etapie życia bohatera byłem. Ile razy już przeprowadzał się, jaki jest jego stopień edukacji i ile problemów przeszła jego rodzina. Choć też jest prawdą, że ciężko oczekiwać tak wiele kiedy trzeba zmieścić jeszcze wiele innych rzeczy.

Jednakże przez to ,,Elegia dla bidoków" jest nie kompletnym filmem dla mnie. Kto wie czy to nie był bardziej potencjał na serial. Co prawda wciąż nie zniknąłby problem przeszarżowanej gry aktorskiej czy mało subtelnego dramatyzmu, ale historia mogłaby znacznie bardziej na tym zyskać. Zwłaszcza, że był potencjał na coś ciekawego. Poruszane tu tematy są intrygujące i naprawdę chciałem poznać powody stojące za tą auto destrukcyjnością rodziny. Chciałem także dowiedzieć się więcej o samych postaciach. Niestety tego nie dostałem i ostatecznie ,,Elegia dla bidoków" to zmarnowany potencjał. Nie tylko materiału źródłowego, ale i również aktorek.

Ocena: 3/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz