czwartek, 27 sierpnia 2020

,,Tenet" - recenzja

 


Nolan powraca z filmem, który ma rzekomo uratować kina i z powrotem sprawić, że ludzie do nich powrócą. Cóż, jedyne z czym ja wróciłem do domu to ból głowy.



Z twórczością Nolana nie jest mi po drodze. Choć ma on rękę do strony wizualnej to jego produkcje zawsze wydawały mi się bezduszne i wykalkulowane. Dlatego jedyne czym się broniły to konceptami wyjściowymi i samą realizacją. Jednak słabe filmy zdarzały mu się rzadko. Dlatego nawet mając obawy wobec ,,Tenetu" miałem nadzieję, że nie będzie tak źle. Niestety nie spodziewałem się, że to co dostanę to będzie Nolan do potęgi.

Znajdziemy tu praktycznie wszystko czego byśmy mogli się spodziewać po jego filmie. Mamy złożony koncept, który do wyjaśnienia potrzebuje całej tony ekspozycji, słabo zarysowane postacie, chłodny sposób opowiadania historii oraz Michaela Caine'a w epizodycznej roli. Tylko tutaj te elementy zostały w pewien sposób podkręcone i zadziałało to absolutnie źle.

Najpierw przyjrzyjmy się samemu konceptowi. Inwersja czasu stanowi jakby nie spojrzeć kluczowy element filmu i będzie tym co sprawi, że zastanowimy się nad tym czy całość w ogóle rozumiemy. I problemów związanych z tym jest cała masa. Kiedy już postacie rozmawiają ze sobą to praktycznie odzywają się wyłącznie ekspozycjami i suchymi informacjami, które mają ciągnąć film do przodu. Do tego to jest taki szybki potok informacji dla widza, że nawet nie ma miejsca, żeby ochłonąć i to pomimo tego, że tempo filmu jest wolne (chyba, że po prostu tak mi się ciągnął i stąd to wrażenie).

Poza tym Nolan tym razem poszedł w tak przekombinowaną historię, że czułem się jakbym sam się w niej gubił. A to wynika z paru dziur fabularnych. Jednak nawet ignorując te dziury, wystarczy przyjrzeć się samej drugiej połowie filmu, gdzie sam już nie wiedziałem kto co robi i po co. I takie uczucie zagubienia towarzyszyło mi przez sporą część seansu.

Jednak tym co jeszcze mocniej odczuwałem, było zobojętnienie. Wspomniałem na początku, że Nolan lubi tworzyć bezduszne kino. I tutaj jest tak samo jak w ,,Incepcji" czy ,,Dunkierce". Przez to mam wrażenie jakby reżyser był androidem z przyszłości, który nie do końca wie jak zachowują się ludzie. Stąd też tutaj jeszcze gorzej idzie mu pisanie postaci. Nie mają one absolutnie żadnego charakteru i to aktorzy muszą wyciskać z tego miernego scenariusza cokolwiek, żeby nie mieć wrażenia jakby ci bohaterowie byli żadni. Jednak nawet z tym jest ciężko kiedy Nolan wkłada im w usta te wszystkie ekspozycje oraz złote myśli.

I gdyby jeszcze ta historia była mniej skomplikowana i bardziej skupiła się na inwersji czasu to może bawiłbym się lepiej. Choć nawet wtedy nikt nie uratowałby absolutnie tragicznego czarnego charakteru, którego motywacja wywołuje co najwyżej zażenowanie. Niestety nie było żadnej osoby, która by uświadomiła Nolanowi, że trzeba nieco przystopować z ambicją i przez to ,,Tenet" ogromnie na tym cierpi. Reżyser już kompletnie odszedł od przejmowania się postaciami i oddał się tym konceptom, które na papierze brzmią dobrze, ale zostają słabo przeniesione na sam film. Chciałbym, żeby Nolan wrócił do starych czasów kiedy tworzył mniejsze filmy nie próbujące udawać rewolucyjnych dzieł.

Ocena: 4/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz