środa, 19 lutego 2020

,,Zenek" - recenzja


Aż nie wierzę, że można zrobić jeszcze bardziej poprawny i nudny film niż ,,Bohemian Rhapsody"...



Film o Zenku Martyniuku już od samego pocżatku nie zapowiadał się dobrze. Obietnice twierdzące, że dostaniemy polskie ,,Bohemian Rhapsody" nijak miały się do tego co widziałem na zwiastunie. Ta ,,superprodukcja: wyglądała jak film telewizyjny z swoją tanią realizacją. Do tego z osobami odpowiedzialnymi za telenowele jako twórcami, nie mogło się skończyć dobrze. Brzmiało to wszystko bardzo smutno patrząc na to, że disco polo jest interesującym tematem i w rękach doświadczonych ludzi mogło by posłużyć jako podstawa do porządnego filmu. Niestety wszystko potoczyło się tak jak obstawiałem.

Fabularnie to prosta historia o dążeniu do sukcesu zaczynając od zera. Wszelkie tropy znane z tych opowięsci znajdują tu swoje miejsce. jednak dotyczy to części poświęconej młodości Zenka. W pewnym momencie zaczynamy obserwować głównego bohatera w  starszym wieku. Normalna sprawa, ale jest pytanie, co ciekawego pod względem fabularnym wymyślili dla nas twórcy? Rozliczenie Zenka z jego przeszłością? Podsumowanie kariery? Otóż nie to. Zamiast tego będziemy przyglądać się jak naszemu kochanemu artyście zostaje porwany syn. Czy ten wątek ma odniesienie w rzeczywistości? Nie. Czy dowiadujemy się dzięki niemu czegoś ciekawego o Zenku? Absolutnie nie.

Jednak najgorsze w wątku starszego Zenka jest to, że tak bardzo różni się tonem, że czułem jakby zaczynał się na sali kinowej inny film. Niby dobrą decyzją jest, żeby ukaać muzyka w poważniejszym tonie, ale nie łączy się to nawet z pierwszą, pogodną częścią filmu. Do tego nic nie wnosi mimo, że miało okazję, żeby ugryźć temat od innej strony. Tylko te początek broni się, bo jest porządną historyjką o narodzinach gwiazdy. Choć również ona nie obyła się bez problemów.

Chociażby narzekać można na zbędny trójkąt miłosny, który jest zwyczajnie głupi. Nie ma chemii pomiędzy aktorami, a do tego nie istnieją żadne relacje pomiędzy tymi postaciami. Poza tym nie brakuje wielu scen, które nie wnoszą niczego do fabuły. Jednak mogę przyznać na plus, że działa to jako swego rodzaju zapis epoki. Jako biografia nie, ale nawet nieźle udało się oddać Podlasie z tamtych czasów. Może i czuć niewielki budżet, ale scenografia i kostiumy wypadają w porządku. Niestety ciężko ogląda się to przez montaż, który nie pozwala fabule płynnie przechodzić z sceny do sceny. Nie brakuje min. nagłych skoków, które zaburzają związek przyczynowo-skutkowy.

Byłoby możliwe potraktowanie ,,Zenka" jako znośnego filmu, bo miał na to zadatki. Początkowa część nieźle przedstawia młodość artysty i momentami próbuje wyjaśnić sukces disco polo (nieudolnie, ale jednak), a do tego był potencjał, żeby w drugiej połowie przedstawić Zenona Martyniuka od strony, której nie spodziewalibyśmy się. Niestety taniość daje się we znaki co jakiś czas, bo brakuje trochę większego rozmachu, a zatrudnienie scenarzystek telenowel nie było dobrym pomysłem. Przez to mamy sporo niepotrzebnych scen, a historia skupia się czasem na nieważnych rzeczach, które można było pominąć. Poza tym jest to po prostu poprawna biografia. Nie sili się na nic skomplikowanego i oryginalnego, a ostatecznie nie mówi niczego ciekawego o Zenku ani nie wyjaśnia fenomenu disco polo. Nawet jeśli szukacie czegoś czysto rozrywkowego to pewnie z sali kinowej wyjdziecie zawiedzeni, bo druga połowa nie ma w sobie żadnej energii, a w całym filmie zabrakło nawet piosenek Akcentu nie licząc ,,Przez twe oczy zielone" lecącego podczas napisów końcowych. Zamiast tego nasłuchacie się ,,Never Ending Story". ,,Zenek" nie jest nawet godnym przeciwnikiem dla tak nijakiej produkcji jak ,,Bohemian Rhapsody".

Ocena: 3/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz