środa, 11 września 2019

,,Once Upon a Time... in Hollywood" / ,,Pewnego razu... w Hollywood" - recenzja



Tarantino wraca z swoim 9 filmem i jak zwykle, dostarcza kolejne dzieło.



Słowo ,,laurka" nie kojarzy się dobrze wielu osobom. Utożsamia się z nim filmy, które zakrzywiają rzeczywistość w zły sposób, bo miłość twórcy do danej postaci, zespołu, itp. nie pozwala mu zdrowo podejść do danego tematu (na ciebie patrzę ,,Bohemian Rhapsody"). Jednak laurki wcale nie muszą tak wyglądać. Pokazuje to Quentin Tarantino, który postanowił podzielić się w swojej 9 produkcji jego miłością do Hollywood lat 60. Do tego robi to w nieco zaskakujący sposób.

,,Pewnego razu... w Hollywood" jest filmem bez fabuły. No dobra, to rzecz jasna lekka przesada, bo historia w nim jest, ale nie o to mi chodzi. Tempo w nowej produkcji jest bardzo powolne. Przez sporo czasu oglądamy sceny, które sprawiają wrażenie jakby nie posuwały akcji do przodu. Jednak w żadnym wypadku nie traktuję tego jako coś złego. Nieważne czy oglądamy Margot Robbie siedzącą w kinie i oglądającą film ze swoim udziałem czy jadących nocą Brada Pitta oraz Leonarda DiCaprio to chcemy w tym uczestniczyć. Dlaczego? Ponieważ Tarantino tworzy niepowtarzalny klimat. Człowiek zapomina, że jest w ogóle na sali kinowej i czuje się jakby sam był w filmie. Hollywood jest tak dobrze sportretowane, że staje się wręcz kolejną postacią. Na pewno niedoskonałą, ale coś sprawia, że jeśli tylko miałbyś okazję spędzić z nią czas to zrobiłbyś to. Tak fascynująca jest ta postać.

,,Pewnego razu... w Hollywood" do końca pozostaje laurką, ale ma do zaoferowania nie tylko miłość do tamtych czasów. To wciąż pełnoprawny film Quentina Tarantino. Postacie jak zwykle są świetnie napisane. Zdobywają z łatwością sympatię widza i prędko orientujesz się, że równie dobrze mógłbyś spędzić te prawie trzy godziny na sali kinowej oglądając odcinki ,,FBI" razem z Rickiem oraz Cliffem. Poza tym nie brakuje w scenariuszu celnych i naprawdę zabawnych dialogów. A przy okazji nie niezwykle satysfakcjonującego finału, Tarantino znowu pokazuje, że umie budować napięcie w mistrzowski sposób. Dlatego też ,,Pewnego razu... w Hollywood" ma w sobie wszystko co powinno być w dobrej laurce oraz filmie Quentina Tarantino. Reżyser daje upust swojej miłości do Hollywood, ale nie zapomina także o tym, aby nie przekroczyć pewnej granicy i nie serwuje nam czarno-białej wersji rzeczywistości. Poza tym, to po prosty świetny rozrywkowy film. W końcu to produkcja od Tarantino, więc jak mogłoby być inaczej.

Ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz